30 marca 2013

Życzenia, zagadka, czary

Życząc wszystkim czytelnikom tego młodego bloga: radosnych świąt, szczęścia, zdrowia i mnóżcie się w pokoju, tym postem w charakterze świątecznej pocztówki uruchamiam część podtytułu: "Ale nie tylko"*. Poza tym wykonuję zabieg magiczny: na ogół wszystko robię w życiu za późno, więc mam nadzieję, że wrzucając teraz zaśnieżoną fotkę, anihiluję śnieg skuteczniej, niż gdyby go zabić, poćwiartować, spalić napalmem, znów zabić, utopić i pogrzebać przebity osinowym kołkiem, zalewając obficie wapnem, co wszystko też chętnie z nim zrobię. Żeby nie było całkiem niewarszawsko: co jakiś czas wybuchają draki związane z wycinką drzew. Drzewa wszelako można nie tylko wycinać, ale i przycinać, to drugie niekiedy wręcz zapobiega pierwszemu. O tym widokówka, która jest podwójna. Górne zdjęcie przedstawia Strasburg, bardzo ładne miasto. Na zdjęciu dolnym - polskie miasto, też ładne, w którym niespodziewanie odnalazłem platany tak właśnie przycinane:  
Jakie to miasto - świąteczna zagadka. Te, co już znają zagadkę, proszę o uczciwość.

* Od grudnia 2013: Nie-Warszawa.

29 marca 2013

Memento

Przepisuję całe jedno opowiadanko (jeden donos) z Białoszewskiego Donosów rzeczywistości:

ANTYŚNIEŻYZM

Po ciężkiej zimie z potwornym śniegiem (padał jeszcze 2 maja) zimny dzień po deszczu; stoją chłopy przy budce z piwem, jeden powiedział:
cho, zanosi się na śnieg
i o to go pobili”.

 

28 marca 2013

Zmienia się

Przy ulicy Skaryszewskiej pojawił się płot, za płotem kontener i spychacz, nad płotem - żółta tablica informacyjna:
Płot jest nowiutki, ma kilka dni, i strasznie długi jak na Skaryszewską. Jeśli budynek wypełni całą działkę, to zupełnie zdominuje tę krótką ulicę.
Budowa zajmuje pustać, którą zawsze obojętnie mijałem; o jej dawnej zabudowie mam niejasne wyobrażenia. Obawiam się jednak, że to, co teraz powstanie, będzie straszne. Ostatni rzut oka na pustać przez przerwę w płocie:
O architekt Roszkowskiej znalazłem w internecie tylko, że jest z Suwałk. Inwestor też nie ma własnej strony albo ukrywa ją przed góglem. Ale zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że nowy budynek ma być biurowcem. Z tej okazji parę zdań o tym, co różni dzisiejszą Pragę od lewego brzegu. Te różnice pomaga zrozumieć statystyka, na którą kiedyś trafiłem, gdzie - nie pamiętam: 98% powierzchni biurowej w Warszawie jest po lewej stronie Wisły. Po prawej stronie, obszarem niemal równej, jest 2% biurowców. To znaczy nie tylko, że na Pradze mało jest strzelistych budowli ze szklanymi ścianami odbijającymi niebo. Nie ma tu też np. towarzyszących biurowcom knajp, w których za kolację we dwoje płaci się pół średniej emerytury, ani fryzjerów z cenami, na których widok łysemu wypada ostatni włos. Nie ma plastikowych hoteli przeznaczonych dla gości biznesowych, którzy potem w szklanych wieżowcach konferują - i tak dalej. Niektóre braki zresztą nie do końca rozumiem. Czy np. nieobecność biurowców ma jakiś związek z tym, że praskie ulice są dużo mniej obsypane ulotkami domów publicznych?

Wygląda na to, że wraz z metrem się pozmienia. Póki co jednak wrzucam przedwczorajszy jadłospis z Kamionka - nie widuję takich cen po drugiej stronie Wisły:

25 marca 2013

Targowa 14, część 4: pierwsze podwórze

Przez bramę przechodzimy z drugiego podwórza w pierwsze:
Patrzymy też za siebie – przez trzy bramy:
Podwórze wygląda tak:
Podsumowanie części 1–4: po pierwszym przejściu tych podwórek miałem w głowie znaną frazę Lloyda George’a, którą wbiłem sobie kiedyś do głowy, jeżdżąc po Dolnym Śląsku: „dać Polsce Śląsk to jak dać małpie zegarek”. O Pradze trudno powiedzieć, by ktoś nam ją darował. Historia oddała ją jednak w łapy Peerelu, a potem III RP. Usiłuję sobie jakoś wyjaśnić to potworne marnotrawstwo, którego kamienica jest przykładem. Źródłowe zło to Peerel i dokonany w nim zabór nieruchomości; sięgając głębiej – pomysł, że gdy państwo zabierze ludziom domy, to lepiej tę własność wykorzysta i mądrzej o nią zadba. Ach, jakże wdzięczny to pomysł! Peerel trwał jednak z grubsza czterdzieści cztery lata, a upadł z grubsza dwadzieścia cztery lata temu. Od tamtej pory dla tysięcy kamienic takich jak ta trwa stan zawieszenia, a właściwie biorąc – agonia w powolnych torturach, spowodowana zwłaszcza ślamazarnością i nieprzewidywalnością reprywatyzacji. Linkuję szczegółowy opis takich tortur na przykładzie innej kamionkowskiej kamienicy. Takiej agonii być może by nie było, gdyby na początku, na przykład w roku 1990  a choćby i w 2001, gdy ówczesny prezydent je utrącił uchwalono prawo reprywatyzacyjne i przecięto wrzód. W tym wypadku ślamazarność reprywatyzacji i związane z nią obstrukcje nie są jednak wytłumaczeniem, o ile bowiem rozumiem wszystko, co o kamienicy przeczytałem, reprywatyzacji ona nie podlega. Podlega urzędowi dzielnicy.

W trzecim i czwartym podwórzu można snuć wizje miejskiego raju - kameralne, parterowe zacisze przy jednej z głównych ulic miasta, między stacją metra a największym dworcem; architektura, której spokojne piękno wciąż widać, w tym lepsza od Starówki, że autentyczna.

Na blogu Penetratorzy można znaleźć kilka zdjęć z wnętrza kamienicy. 

Na zakończenie dwa rzuty oka w bramę od ulicy:
Wychodzimy.

Targowa 14, część 3: drugie podwórze

Kilka informacji o budynku. Czerpię je wyłącznie z internetu, najwięcej z artykułu Janusza Sujeckiego. Czynszową kamienicę zbudował w latach 1899–1902 Władysław Karszo-Siedlewski, właściciel destylarni wódek w oficynie przy Mokotowskiej 62 oraz kamienicy przy Placu Trzech Krzyży 3, tej, która do dziś stoi po jego południowej stronie, między Alejami a Mokotowską. 

(Dygresja: Karszo-Siedlewski – szlacheckie nazwisko Karszo pochodzi z Węgier – był warszawiakiem, wykształconym gorzelnikiem uprawiającym z sukcesami swój zbożny fach, prezesem luterańskiego konsystorza. Z dwóch jego synów jeden był senatorem II RP, poległ od bomby w 1939, drugi dyplomatą, konsulem w Opolu, Charkowie, Teheranie i Bejrucie, zmarł na emigracji, córka zaś wyszła za Sylwina Strakacza, kompozytora i dziennikarza, sekretarza i spadkobiercę Ignacego Paderewskiego, podczas wojny konsula w Nowym Jorku – ów też skończył na emigracji. Smutne to dzieje, ale wniosek z nich ten, że wbrew części opinii Praga nie była wówczas osobnym miastem ­– nawet warszawiacy z dobrych sfer dostrzegali jej istnienie).

W międzyczasie przez trzecią bramę przechodzimy na drugie podwórze. Spojrzenie w przód:
Spojrzenie w tył:
Karszo-Siedlewski sprzedał kamienicę w roku 1920, zmieniała ona kilkakrotnie właścicieli, wojnę przeszła bez uszczerbku, a w roku 1950 zagarnęło ją państwo. Ostatnim właścicielem był wg ksiąg hipotecznych Stanisław baron Ruziczka de Rosenwerth, który ją kupił w roku 1942 od browaru Haberbuscha. Ten baron, zmarły w 1955, w źródłach występuje też jako zwykła polska Rużyczka de Rosenwerth.
(Troszkę o baronie, bo też są malownicze dane. Był to właściciel majątku w Cieleśnicy nad Bugiem, w którym bardzo prężnie gospodarował i także destylował. Wydał jedną książkę po niemiecku w roku 1910, jako dwudziestopięciolatek, pod tytułem Die zusammenlegung der grundstücke in Russisch-Polen – przypuszczam, że to tytuł rozprawy dyplomowej z prawa. Najbardziej fantastyczna jest informacja o podróży poślubnej, którą Stanisław z Julią z Mirskich odbyli rzekomo konno do Chin przez Syberię i Mongolię – brzmi to zupełnie nieprawdopodobnie, skoro miało się dziać w roku 1919. Ponadto baron był w roku 1923 współzałożycielem i głównym udziałowcem Podlaskiej Wytwórni Samolotów Sp. z oo. – piękna nazwa – która do roku 1939 wyprodukowała – a jakże! – 1506 sztuk samolotów. Wg Wikipedii po wojnie „baron został przez władzę ludową oskarżony o współpracę z okupantem”, skazany na 15 lat, uwięziony we Wronkach, skąd wyszedł w 1954, zapewne w żałosnym stanie, i wkrótce zmarł; w 1960 go zrehabilitowano. Być może, ale to tylko mój poszlakowy domysł, skoro miał niemieckie wykształcenie, półniemieckie nazwisko z alternatywną ortografią i w 1942 roku kupował sobie kamienice, był foksem; w takim razie kamienicy nie dotyczy zabawa w reprywatyzację, co się chyba zgadza. Jego żona i wszyscy czterej synowie zmarli w późnym wieku na emigracji. Czyli zagłada elit cd.).

Teraz widoki drugiego podwórka:
Dalsze dzieje do lat ostatnich są proste: sześćdziesięcioletnie rządy polskiego państwa reprezentowanego przez jakiś ZGN albo jakąś ADM doprowadziły kamienicę do dzisiejszego stanu. Cały wystrój fasady skuto w latach 50. Nowa perypetia zaszła dopiero w grudniu 2009, kiedy decyzją nadzoru budowlanego (PINB) kamienicę wyłączono z użytkowania i zdecydowano o wykwaterowaniu około stu zamieszkujących ją rodzin.

(Dygresja: o tym PINB mam wyrobioną opinię, odkąd niedawno przeczytałem, że decyzję nakazującą opuszczenie mieszkań przy Targowej 70, nad budowanym metrem – decyzję motywowaną tym, że przebywanie w mieszkaniach zagraża życiu – decyzję, której przysługuje rygor natychmiastowej wykonalności – PINB wysyła pocztą, która doręcza ją po dwóch tygodniach. Wynika stąd, że literalna treść takich decyzji jest fikcją; w istocie chodzi tu, mniemam, o jakąś podkładkę czy też przykrywkę).

Rok 2009 – przypomnę, jaki to był czas: elektroniczne zegary odmierzają dni, godziny i minuty do Euro!!! Najwyraźniej z kamienicą postanowiono coś zrobić. (Kiedy się stoi pod nowym, dużym stadionem od strony Zielenieckiej i patrzy na północ, w porze bezlistnej kamienicę widać jak na dłoni, a z peronu Dworca Stadion wręcz nie sposób jej nie dostrzec). W tym celu trzeba było wysiedlić ludzi; na bardziej skomplikowane działania nie starczyło już pary, a wykwaterunek trwa do dziś – w budynku nadal zamieszkanych jest około dziesięciu mieszkań (i oczywiście nikomu sufit na głowę nie spadł). Rodzą się nawet nowe pokolenia:
Znalazłem na stronach miasta dokument, z którego wynika, że na lata 2008­–10 przeznaczono na rewitalizację Targowej 14 ponad sześć i pół miliona złotych, przedsięwzięcie odłożono jednak na później, wydając z rzeczonej kwoty tylko 62 220 – ciekawe, co za nie rewitalizowano? (Może silnik w czyimś SUV-ie?)

W roku 2010, w trakcie tych działań, budynek został wpisany do rejestru zabytków. Według linkowanego wyżej artykułu Janusza Sujeckiego jest to dziś jedyna zachowana w Warszawie kamienica czteropodwórzowa oraz jedyna zachowana kamienica czynszowa z drewnianym gzymsem koronującym (zachowanym w dobrym stanie, choć pożar na strychu sprzed kilku dni mógłby to zmienić, gdyby sobie raźniej poczynał).

Optymistyczne jest w tej historii, że kamienica jest prawnie chroniona, nie ma iść do rozbiórki. Ale czy w toku „rewitalizacji” zachowane będzie np. parterowe trzecie i czwarte podwórko? Oczywiście sprawa stanie się nieaktualna, jeśli kolejny pożar lepiej się uda.

Targowa 14, część 2: Trzecie podwórze

Najbardziej zaskakuje cisza. W pierwszym podwórzu słychać ulicę, w drugim słychać ją słabo. W trzecim i czwartym jest cicho jak makiem zasiał, choć kamienica stoi jedną ścianą nad Targową, drugą przy nasypie linii średnicowej. Cisza, parterowe, kameralne budynki, zamknięta przestrzeń; trudno uwierzyć, że to główna ulica prawobrzeżnego miasta. Kiedy przejeżdża pociąg, coś słychać, ale tak blisko dworca pociągi jeżdżą powoli, więc ciszej. Zresztą są też osławione zielone ekrany. Byłem w tych podwórzach również nocą. Spokój, zacisze.
Oficyna od południowego wschodu, od strony Skaryszewskiej:
Tylna oficyna drugiego podwórza ma już trzy piętra:
Na koniec dwa okna umieszczone naprzeciw siebie we wnękach u zbiegu oficyn bocznych i tylnej. Jedno z nich, jak wiele w całej kamienicy, jest już plastikowe, drugie wciąż stare, malowane na zielono:

Targowa 14, część 1: Czwarte podwórze

Mijałem tę kamienicę może tysiąc razy, zanim przyszło mi do głowy wejść w podwórze. Gdy wszedłem w pierwsze podwórze, wszedłem i w drugie, z drugiego brama zaprowadziła mnie na trzecie, stamtąd kolejna na czwarte. Zapraszam na spacer w odwrotnym kierunku, od końca do początku (konstrukcja bloga sprawia, że i tak się wyświetli na odwrót, koniec, z którego robię początek, stanie się znów końcem, czyli nie po drodze dialektycznej, tylko po błędnym kole). Zdjęcia powstawały w trzech rzutach, 22 lutego oraz 18 i 21 marca 2013. Pogoda różniła się nieznacznie. Ostatnia sesja była już po pożarze z 19 marca (palił się strych w drugim podwórzu); gdy robiłem zdjęcia, w powietrzu wciąż unosił się mdły swąd spalenizny. Mam nadzieję, że ktoś patrząc na te zdjęcia, swąd ów w duszy poczuje.
W atlasie Roberta Marcinkowskiego jest to ten budynek (kolor ciemnofioletowy oznacza „budynki stuletnie i starsze – pojawiające się na tzw. Planie Warszawy Lindleya” i ocalałe do dziś):
Kolejne strony podwórka zgodnie z ruchem wskazówek zegara:
Za konieczność sklejania zdjęć z góry przepraszam, nie dysponuję bardzo szerokim obiektywem. Jeszcze dwa miejsca:
To okratowane okienko było zapewne okienkiem stajni, w której podobno do lat dziewięćdziesiątych, czy nawet dwutysięcznych, trzymał konia dorożkarz Artur Kukiełka – powtarzam za Januszem Sujeckim – istotnie, ładny to musiał widok: dorożka przejeżdżająca codziennie przez cztery bramy kamienicy.

Na koniec spojrzenie przez czwartą z tych bram – widać z niej trzecią i drugą: