26 lutego 2014

Zdobywanie czołgu / Leninopad

Nie wiem, czy reagowanie na historyczną aktualność na tym peryferyjnym i wystarczająco już zagraconym tematycznie blogu ma sens, ale z drugiej strony nie wiem też, dlaczego nie miałbym na nią zareagować. Reaguję tak, jak potrafię: wyciągając parę starych zdjęć. Pięć obrazków poniżej – są to skany z czarno-białych, własnoręcznych odbitek – przedstawia zdobywanie czołgu przez dzieci z Fastowa, niewielkiego miasta w aglomeracji kijowskiej, oddalonego od Kijowa o godzinę jazdy pociągiem podmiejskim, czyli elektriczką (dawniejsza polska nazwa: Chwastów). Czołg został zdobyty latem roku 2004. Był on częścią typowego w tamtych stronach założenia sakralnego, którego głównym elementem jest pomnik Lenina w środku miasta, drugim, równie ważnym, pomnik bohaterów wojny ojczyźnianej u wrót do miasta, z czołgiem i olbrzymim napisem Fastiw szanuje geroiw. (Można tę sakralizację przestrzeni porównać do tabernakulum w absydzie – Lenin – i programu teologicznego w portalu średniowiecznej katedry – pomnik bohaterów, czołg).
Nasi fastowscy towarzysze mieli wtedy po siedem, dziewięć, dwanaście lat, co znaczy, że dziś są koło dwudziestki. Jestem całkowicie pewien, że którzyś z nich – a może oni wszyscy – byli w ostatnich miesiącach i tygodniach na Majdanie. Nie będę ich stąd pozdrawiał, bo i tak tego nie przeczytają, ale naprawdę ciepło mi w sercu.

Na ostatnich dwóch zdjęciach pomnik Lenina. Siedzi pod nim między innymi autor bloga (minęło dziesięć lat – i tak mnie nie poznacie).
LENIN W FASTOWIE PADŁ 30 STYCZNIA 2014 ROKU. 

21 lutego 2014

Czechowice-Dziedzice: Kolonia, osiedle górnicze w dzielnicy Żebracz (Linia kolejowa 139, odc. 8)

Zasadą tego cyklu jest pokazywanie/opisywanie nie tylko samych stacji, ale też ich okolic – z których oczywiście wybieram to, co jest dla mnie ciekawe. W poprzednim poście cytowałem późnopeerelowski przewodnik, po długiej litanii zakładów przemysłowych wymieniający jako atrakcje turystyczne Czechowic-Dziedzic osiemnastowieczny kościół i Pomnik Braterstwa Broni; zapomniałem o pałacu. Cytuję cały fragment: „Kościół 1729 i pałac z poł. XVIII w. Pomnik Braterstwa Broni. Pałac Kotulińskich i Renardów, dawnych właścicieli Czechowic, w PRL-u służący jako szkoła rolnicza, dziś – hotel, stoi wraz z sąsiednim kościołem w południowej części miasta, bliżej stacji Czechowice-Dziedzice Południowe; stację znam skądinąd dobrze, ale żadnej z tych dwóch atrakcji, przyznaję, nie widziałem. Z pomnikiem jeszcze gorzej: musiałem go widzieć, bo obok niego przechodziłem – sprawdziłem to w Street View – lecz nie zwróciłem nań uwagi.

Ale są inne powody, dla których nie żałuję kilkakrotnych wycieczek do Czechowic-Dziedzic. Za bardzo ciekawe miejsce uważam np. tamtejszy rynek; owszem, jego urok jest nieco innego gatunku niż urok rynków w Kazimierzu Dolnym czy choćby w sąsiednim Bielsku, ale to właśnie jest ciekawe – to dobre miejsce do zastanowienia się, dlaczego tworzenie miejskich rynków, przez kilkaset lat praktykowane w naszej części świata z dużym powodzeniem, w XX wieku przestało się udawać. Rynku (formalnie: placu Jana Pawła II) nie zdołałem jednak przyzwoicie sfotografować, dlatego dziś o czym innym.

W północno-zachodniej części Czechowic-Dziedzic, w dzielnicy Żebracz (dawniej, rzecz jasna, oddzielnej wsi), znajduje się Kopalnia Węgla Kamiennego Silesia (nawiasem mówiąc, jako chyba jedyna w Polsce należąca dziś do właściciela zagranicznego, czeskiego). Niecały kilometr na południe, czyli około dziesięciu minut piechotą, przy dwóch ulicach o prostych nazwach: Górniczej i Węglowej, stoi osiedle pracownicze zbudowane dla górników mniej więcej równocześnie z uruchomieniem kopalni, w pierwszej dekadzie XX wieku. (Budowę kopalni rozpoczęto w roku 1902, właściwą eksploatację w 1906; właściciel nazywał się wówczas Dziedzitzer Montangewerkschaft z siedzibą w Morawskiej Ostrawie). Jest to, krótko mówiąc, osiedle klasycznych familoków, acz nie wiem, czy nazwę tę wypada stosować poza Górnym Śląskiem – choć tuż przy jego granicy. Od razu zaznaczę, że mam też inne kłopoty nazewnicze: Żebracz w literaturze ma zwykle rodzaj żeński (familoki na Żebraczy), ale we współczesnym języku potocznym chyba częściej męski (familoki na Żebraczu). Całe osiedle nazywane jest Kolonią – tak je nazywają sami mieszkańcy, czego dowodem napis na murze: Kolonia pany” – jest to jednak nazwa nieoficjalna, nieobecna na mapach.

Osiedle to jest zachowane w stanie, jak się wydaje, niemal nienaruszonym, tak jak je zbudowano sto kilka lat temu. Ulica Węglowa:
Ulica Górnicza:
Ogólny plan Kolonii widoczny jest na zrzucie poniżej. Domy stoją w pięciu rzędach, tradycyjnie zwanych rajami” (niem. Reihe – rząd). Między pierwszą a drugą rają, licząc od wschodu, przebiega ulica Górnicza, między kolejnymi dwiema – Węglowa. Ostatnia raja jest krótsza i nieco odseparowana od reszty – być może, ale to tylko mój domysł, przeznaczona była dla kopalnianych urzędników, a nie prostych górników. Od tyłu za każdym familokiem stoją przynależne mu budynki gospodarcze, czyli chlewiki; dalej są niewielkie działki, pierwotnie służące zapewne jako przydomowe ogródki warzywne. Tuż za działkami pierwszej rai biegnie bocznica kolejowa ze stacji Czechowice-Dziedzice do kopalni, znajdującej się dalej na północ, na przedłużeniu ulicy Górniczej. Dosłownie kilka metrów za bocznicą zaczyna się staw. Na zachód i na północ od Kolonii stoją peerelowskie bloki (porównanie ich obrysów z familokami uzmysławia, że te ostatnie nie są wcale małe). Sześciokątny kształt w lewym dolnym rogu to kościół parafialny. Według informacji znalezionej w jednym z nielicznych źródeł, do jakich dotarłem, pierwotnie w Kolonii były 42 domy; na zdjęciu widać ich 45 (w kolejnych rajach, licząc od wschodu: 10, 10, 10, 9, 6; mniejszy kształt pośrodku drugiej rai to pawilon ze sklepem spożywczym), co znaczy, że albo ta znaleziona informacja jest nieścisła, albo coś później dobudowano; w każdym razie można założyć, że zespół zabudowy zachowany jest bez strat.
Wszystkie zdjęcia zrobiłem 2 stycznia 2014 roku. Było ciepło, mgliście, chwilami mżyło; gdy wysiadłem na Żebraczy z miejskiego autobusu, moim pierwszym wrażeniem był intensywny zapach dymu węglowego z kominów. Zapach, który uwielbiam jak wszystko, co nam pozwala podróżować w pamięci; dom, w którym mieszkam na Saskiej Kępie, do roku 2004 ogrzewany był węglem, podobnie jak do lat 90. większość przedwojennych domów w okolicy.
Widok od tyłu sklepu z poprzedniego zdjęcia. Za domami stoją rzędem dawne chlewiki:
Fotografowanie domów od zaplecza – ze strony, z której toczy się zdecydowanie więcej życia niż od ulicy – było trudne technicznie i psychologicznie: raz że w wąskim przejściu brak miejsca na odpowiednią perspektywę, dwa że niewygodnie zaglądać ludziom obiektywem w same okna. To, na co mnie nie dostaje wścibstwa, nie jest jednak problemem dla Google Street View; proszę się za jego pomocą przejechać alejką wzdłuż najkrótszej rai.
Najkrótsza raja sąsiaduje z bloczkami z lat 60. czy 70.:
Przejścia między budynkami:
Kolejne zdjęcie jest kiepskie, ale wrzucam je ze względu na złapany na nim przejazd pociągu po kopalnianej bocznicy, również współtworzącej klimat miejsca:
Na koniec części fotograficznej nieumyślny wczoraj-i-dziś. Sfotografowałem budynek z barem, w którym spożyłem kawę. Przeglądając potem w bibliotece książkę pod tytułem Szkice z przeszłości Czechowic-Dziedzic autorstwa Eugeniusza Kopcia, Katowice 1977, trafiłem na wcześniejsze o co najmniej sto lat zdjęcie tego samego budynku, z tej samej perspektywy – został on wybudowany w roku 1908 (niemal równocześnie z familokami) jako Dom Robotniczy, czyli górnicza klubokawiarnia:
Jeszcze kilka informacji o Kolonii: typowe mieszkanie (po cztery w budynku) składało się z kuchni i pokoju oraz ciemnej komórki-spiżarki. Ogrzewane było oczywiście węglem (górnikom przysługiwały i nadal przysługują pracownicze deputaty); kuchnia węglowa połączona była (jest) z piecem w izbie, nie wymagającym już napalania. Początkowo brak było kanalizacji, był natomiast wodociąg (mowa, przypominam, o pierwszej dekadzie XX wieku); wspólne sanitariaty umieszczone były na półpiętrze klatki schodowej. Obecnie większość mieszkań jest własnościowych; cena za metr mieszkania w Kolonii to około półtora tysiąca złotych. Znalezienie informacji historycznych nie jest rzeczą prostą. W cytowanej już peerelowskiej książce o historii Czechowic-Dziedzic, liczącej 155 stron, których pokaźną część zajmują wypisy z dziejów lokalnego ruchu socjalistycznego i robotniczego – ale nie wydaje mi się, by była to książka kłamliwa, po prostu takie proporcje musiały wówczas być zachowane – dziejom osiedla poświęcone jest dokładnie jedno zdanie podrzędne wewnątrz zdania złożonego, brzmiące tak: „...przy kopalni powstała cała kolonia górniczych domów mieszkalnych” (s. 53). Najobszerniejszy tekst znalazłem na tej stronie; jego autorem jest Jarosław Tomasiewicz. Zacytuję dłuższy fragment:

Sercem Żebraczy była Kolonia Robotnicza – osiedle familoków, w którym i ja spędziłem znaczną część dzieciństwa. Miała ona swoisty folklor. To własna geografia: »raje«, [...] »Kurski Rynek«, masarnia »U Płaszczycy«, knajpy »U Paszka" i »U Siwca" (ich bywalcy tworzyli ponoć w swoim czasie amatorskie drużyny »Piłkarski Klub Paszka« i »Piłkarski Klub Siwca«)... Własna gwara: na komórkę mówiło się »szpajska«, na oranżadę »krachela«, na pieniek do rąbania drew »gniotek«, na klozet »hajziel«... Własne, bardzo familijne, obyczaje: wspólne skubanie pierza z gęsi przez kobiety, sąsiedzkie granie w karty, wzajemna pomoc... Młody chłopak mógł oficjalnie zapalić papierosa dopiero wtedy, gdy zarobił pierwsze pieniądze. Tu każdy pogrzeb ciągnął za sobą kondukt długi na całą ulicę... Oczywiście tej Kolonii już nie ma: starzy mieszkańcy wymarli, ich potomkowie wyprowadzili się, na ich miejsce napłynęła świeża fala gastarbeiterów.

Autor podaje też mały słowniczek polsko-kolonijski, do którego odsyłam zainteresowanych gwarą. 

Całe to zjawisko: osiedla pracownicze, robotnicze, górnicze, przyfabryczne z przełomu XIX i XX wieku uważam za bardzo interesujące. Kolonii na Żebraczy daleko do genialnego Nikiszowca, tym bardziej jednak warto ją poznać – rzeczy niezwykłe (Nikiszowiec) są takimi tylko na tle zwykłych (familoki na Żebraczy), przy czym ta zwykłość jest względna – na tle dzisiejszej zwykłości (okoliczne bloki) Kolonia jest całkiem niezwykła.

13 lutego 2014

Stacja Czechowice-Dziedzice (Linia kolejowa 139, odc. 7)

Zgodnie z przyjętymi zasadami z Goczałkowic-Zdroju przemieszczamy się o jedno oczko na południe: do stacji Czechowice-Dziedzice. 

Jeśli jednak ktoś jest wyczulony na zjawisko, którym polska ziemia jest wyjątkowo hojnie obdarowana, mianowicie na byłe granice, nieobecne na aktualnych mapach, lecz subtelnie obecne w pejzażu i obyczaju – to jedno oczko jest wielkim skokiem. Opuszczamy dawne Prusy, wjeżdżamy na Śląsk Cieszyński, niekiedy zwany też Austriackim.
Stacja Czechowice-Dziedzice do roku 1958, kiedy taką nazwę nadano miastu utworzonemu z dwóch sąsiednich wsi, była stacją Dziedzice. Budynek dworca jest z roku 1855. W Warszawie istniał wówczas tylko Dworzec Wiedeński – nie było jeszcze Petersburskiego (1863), Terespolskiego (1866), Nadwiślańskiego (1880) ani Kaliskiego (1902). W roku 1881 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich pisał o Dziedzicach: 

Dziedzice, niem. Dzieditz, Dziedzitz, wieś powiatu bielskiego na Szlązku austryackim, nad Białą, przez którą tu przechodzi most drogi żelaznej, stacya drogi żelaznej Wiedeń-Kraków, Dziedzice-Wrocław i Dziedzice-Bielsko [...]. Należy do parafii katolickiej Czechowice a częścią Zabrzeg, ma szkołę ludową, austryacką komorę celną i pruski przykomórek celny klasy I-ej.

Około roku 1881 Dziedzice (gdy sięgnąć jeszcze dalej w przeszłość, przez kilkaset lat należące – w odróżnieniu od Czechowic – do bielskiego państwa stanowego, wydzielonego ze Śląska Cieszyńskiego jako osobne księstwo, którego ostatnimi właścicielami byli polsko-niemieccy magnaci Sułkowscy; pierwszy książę bielski z tego rodu był ministrem Augusta III, drugi – rosyjskim jurgieltnikiem podczas Sejmu Rozbiorowego w latach 1773–75, ostatni – volksdeutschem, to jednak inna ciekawa historia, tym razem nam niepotrzebna) nie miały więc nawet własnego kościoła parafialnego, miały za to olbrzymią stację. Było tak dlatego, że w tej przygranicznej wsi zbiegały się trzy linie kolejowe: austriacka Uprzywilejowana Kolej Północna Cesarza Ferdynanda, łącząca Kraków z Wiedniem, jej odnoga do Bielska, w kolejnych dziesięcioleciach wydłużana do Żywca i dalej, oraz kolej pruska biegnąca na północ, dająca możliwe połączenie z Wrocławiem, Berlinem i Warszawą. Na mapie sprzed I wojny wygląda to tak:
Wisła, wskazana zieloną strzałką, oddziela Austro-Węgry od Prus. Rzeka Biała – strzałka żółta – dzieli austriacki Śląsk Cieszyński od austriackiej Galicji; wcześniej była to granica I Rzeczypospolitej i państwa Habsburgów. W miejscu zielono-żółtej kropy Biała wpada do Wisły; to był trójstyk granic. Czerwona kropa to stacja Dziedzice. Pleß to Pszczyna; Komorowice na dole mapy to dziś dzielnica Bielska-Białej.

Kolej Północną, sukcesywnie wydłużaną od Wiednia o kolejne odcinki, dociągnięto do Dziedzic z Bogumina w roku 1855; równocześnie otwarto odnogę do Bielska. Rok później Dziedzice miały już przez Oświęcim połączenie z Krakowem. Odcinek do Pszczyny, łączący z kolejami pruskimi, otwarto w roku 1867 (wg innych źródeł – 1868), rok (czy dwa) po ostatniej wojnie prusko-austriackiej.

Położenie przy węźle kolejowym spowodowało rozwój przemysłowy Dziedzic i sąsiednich Czechowic. Pierwsza uruchomiona tam fabryka produkowała podkłady kolejowe; jeszcze w XIX wieku przybyła rafineria (działa do dziś) i walcownia metali (też czynna), wkrótce potem – choć to akurat chyba bez związku z linią kolejową – kopalnia węgla kamiennego (dzisiejsza KWK Silesia). Wydany w drugim roku III RP, ale dokumentujący sytuację z końca PRL Przewodnik po Polsce dumnie wymienia też m.in. zakłady przemysłu zapałczanego, urządzeń elektrotechnicznych, produkcji tektury, chemiczne, urządzeń mechanicznych i hutniczych, fabrykę materiałów opatrunkowych, filię FSM oraz Śląską Fabrykę Kabli, a z atrakcji turystycznych – osiemnastowieczny kościół i Pomnik Braterstwa Broni. Przemysł zapałczany działa do dziś; co do reszty, nie wiem, z wyjątkiem fabryki kabli. Na pozostałym po niej terenie niedawno otwarto galerię handlową Stara Kablownia; było to w roku 2013 główne wydarzenie kulturalne w okolicy. 

Nagłe odprzemysłowienie, którym zakończyły się w Polsce długotrwałe wysiłki na rzecz uprzemysłowienia – to także ciekawy temat. Czechowice-Dziedzice nadal mają jednak charakter przemysłowy – może dzięki temu się nie wyludniają, od dziesięcioleci zachowując swoje 35 tysięcy mieszkańców, w przeciwieństwie do takiego na przykład Bytomia, któremu od 1989 roku ubyło 20% – i nadal są dobrze skomunikowanym węzłem kolejowym.

Budynek dworca, w roku 2013 wpisany do rejestru zabytków, jest ogromny, czynny – to znaczy czynne są kasy – i pusty. Rozmiarem przerasta niejeden dworzec w mieście wojewódzkim. W planach jest jego generalny remont, lecz nie wiadomo, kiedy nastąpi. Teraz widoki – najpierw od strony torów:
Wyjście na perony z głównej części dworca:
Wyższa część jednego z dwóch symetrycznych skrzydeł:
Niedaleko za głównym budynkiem stoi coś wyglądającego na dawny dworzec towarowy, w którego oknach reklamuje się fryzjer:
Wiata peronowa, niewątpliwie też dziewiętnastowieczna:
Tajemnicza samotna kolumna przed wejściem:
Reper:
Wchodzimy.
.
Główna sala z wyjściem do miasta i na perony, otwierająca się na mniejszą salę z kasami:
Jak widać, stąpa tu się po pięknej cesarsko-królewskiej posadzce.
Duża część wnętrza dworca jest kompletnie pusta i zamknięta, można do niej zajrzeć tylko przez szybę. Widzimy jakieś wielkie sale, w nich piec kaflowy, malowidła na ścianach – to zapewne dawna dekoracja dworcowej restauracji?
Puste korytarze prowadzą też do bardziej kameralnych zakątków.
Na koniec dwa widoki od strony miasta i dla  porównania zdjęcie historyczne ściągnięte z Fotopolski. Zdjęcie jest z okresu II wojny, z czasów wcielenia do Rzeszy. Miejscowość ma już podwójną nazwę; to Niemcy w 1940 roku połączyli Dziedzice i Czechowice w jeden organizm. Nad dworcem powiewa swastyka, w odległym o dwadzieścia kilometrów Oświęcimiu pracują piece, ale atmosfera na zdjęciu jest zgoła letniskowa, a elewacje dworca nie mają jeszcze skutego wystroju i nie są opaćkane peerelowskim tynkiem.