31 lipca 2014

Pocztówka nr 41 (z małej stacyjki)

Pocztówka na chwilowy koniec wakacji, które oczywiście trwają, ale w konkretnym przypadku osobowym zostały zawieszone. Nadchodzi sierpień, czas bojowy, miesiąc trzeźwości i pracy. Dzień w Warszawie już o godzinę i osiem minut krótszy niż w letnie przesilenie, pogoda wydaje się upalna, ale nie wierzcie tym pozorom. A pocztówka znowu obustronna.

28 lipca 2014

Pocztówka nr 40 (z rakietą)

W roli rakiety występuje neoromański kościół św. Pawła w Rudzie Śląskiej (ściślej rzecz biorąc – w Nowym Bytomiu).

Ta pocztówka też jest obustronna. Po drugiej stronie jest to, co się widzi, obróciwszy się plecami do kościoła:

26 lipca 2014

Pocztówka nr 39 (ze Śląska Cieszyńskiego, z fiutami na niebie)

Oczywiście liczę, że takim tytułem zwiększę otwieralność (choć z drugiej strony mogę podpaść pod jakiś filtr), ale chodzi o to, że mam brudy na matrycy aparatu, przez co chwilowo ze zdjęć nici. Co oznacza, że po następną pocztówkę znów będę musiał sięgnąć do archiwum.

A zdjęcie z okolic Goleszowa. W tle – Beskid Śląski.

24 lipca 2014

Pocztówka nr 38 (z Saskiej Kępy)

Dziś pocztówka obustronna. Recto:
Zamiast pozdrowień załączono cytat z przewodnika Cieszyn i Czeski Cieszyn śladem tramwaju, autor: Marcin Żerański, wydano w Cieszynie, 2011: Ulica Główna (Hlavni Třída) [...] Pierwotnie nazywana była, tak jak cała lewobrzeżna dzielnica Cieszyna, Saską Kępą (czes. Saská Kupa, niem. Sachsenberg). Nazwa upamiętniała księcia Alberta Sasko-Cieszyńskiego, który założył tę dzielnicę w 1794 r. na terenie osady Kamieniec”. Verso:

22 lipca 2014

Pocztówka nr 37 (ze Skoczowa)

Skoczów nie leży na linii kolejowej 139, ale blisko. Z Bielskiem-Białą łączy go linia 190, czyli dawna Kolej Miast Śląskich i Galicyjskich z Frydka do Kalwarii Zebrzydowskiej. Linia ta między polskim Cieszynem a Bielskiem jest dziś w stanie śmierci technicznej i od roku 2009 nie jest użytkowana, z wyjątkiem krótkiego odcinka między Goleszowem a Skoczowem, po którym jeżdżą pociągi do Wisły. Tak się jednak złożyło, że na zakończenie wycieczki rowerowej trzeba było wieczorem dostać się ze Skoczowa do Bielska pociągiem; pedałować się już nie dało, a do marszrutki z rowerami nijak. Miasta te dzieli w prostej linii, licząc z rynku do rynku, coś koło 18 kilometrów; Bielsko jest przy tym dla Skoczowa głównym okolicznym punktem odniesienia, według niektórych klasyfikacji – centrum aglomeracji. Połączenie pociągowe istnieje, ale przez Pszczynę, z przesiadką w niej – w dwóch prostych liniach to ponad 40 kilometrów, a po torach 51. Na zdegradowanym technicznie odcinku Skoczów – Pszczyna pociąg (którego stacją początkową jest Wisła) jedzie przy tym wyrafinowanie wolno, 31 kilometrów pokonując w czasie wahającym się od 50 do 55 minut; cała podróż ze Skoczowa do Bielska zajmuje między 80 a 90 minut jazdy pociągami, do czego w naszym przypadku doszły 34 planowe minuty przesiadki w Pszczynie, nieplanowo wydłużone o 7 minut spóźnienia drugiego pociągu, czyli w sumie około 120–130 minut. Dla porównania w pierwszym rozkładzie Kolei Miast Śląskich i Galicyjskich z roku 1888 odcinek Skoczów – Bielsko pociąg pokonywał w czasie wahającym się od 66 do 76 minut. 

No i co? Jak to co? Przecież o to właśnie w całej tej turystyce chodzi – czy można sobie wyobrazić lepsze warunki do studiów nad krajobrazem? Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy istnieją na to amatorzy – rzut oka w przód i w tył w zatłoczonym wagonie gdzieś między Skoczowem a Pszczyną:

20 lipca 2014

Pocztówki nr 35 i 36 (z Pszczyny)

Kiedyś tu już się pojawiło zdjęcie z tego samego miejsca, ale z odwrotną pogodą.
Serdecznie Wszystkich pozdrawiając, dodaję szerszy kadr:

16 lipca 2014

Pocztówka nr 33 (rowerowo-partycypacyjna)

Pocztówka jest z jakiegoś lasu gdzieś między Jarosławiem a Roztoczem, ale wrzucam ją z okazji wyników głosowania w ramach warszawskiego budżetu partycypacyjnego. Smakuję krwistą słodycz zwycięstwa – smak bardzo dla mnie rzadki w demokratycznych wyborach, prawie go zapomniałem. Mieszkam na Saskiej Kępie, ale głosowałem w Śródmieściu ze względu na tamtejszy projekt kontrapasów rowerowych, z których zwłaszcza kontrapasy na Mokotowskiej od placu Trzech Krzyży do Pięknej, na Podwalu i na górnym odcinku Oboźnej byłyby dla mnie dużym udogodnieniem, umożliwiającym albo jazdę najwygodniejszą drogą w często obieranym kierunku (Mokotowska), albo jazdę zgodną z przepisami w miejscach, w których notorycznie je łamię (Podwale, Oboźna). Przy okazji poparłem też z radością przejście dla pieszych przez Andersa – to i podobne przejścia nie poprowadzą z jednej strony ulicy na drugą, tylko od drogowniczego totalitaryzmu do społeczeństwa obywatelskiego. Jednego z domowników skłoniłem natomiast, by – skoro na Kępie nic specjalnego do przegłosowania nie było – głosował na Pradze-Północ na kolejne dwa świetne projekty rowerowe, zwłaszcza ten dotyczący pasów rowerowych na Starej Pradze (Ząbkowska, Okrzei, Kłopotowskiego). Wszystkie te projekty przeszły! Zresztą – ale to już trochę dla zabawy, a trochę z powodu ustaleń z synem dwulatkiem – głosowałem też na domki dla małych, skrzydlatych, pasiastych przyjaciół, również, jak wiadomo, z powodzeniem.

Kiedy zakładałem ten blog – pewnie już o tym pisałem – wyobrażałem sobie, że będę go wypełniał w połowie materiałami varsavianistycznymi – reportażami z rozpadających się kamienic i zestawieniami wczoraj i dziś – a w połowie materiałami o Warszawie z punktu widzenia rowerzysty, czyli zasadniczo narzekaniem na kształt świata urządzonego przez drogowców. Potoczyło się to w inną stronę – reportaże z kamienic i wczorajidzisie są, ale przeplatane innymi tematami, natomiast o drogownictwie zwyczajnie nie chce mi się pisać, gdy siadam w domu przed komputerem – choć gdy jestem poza domem, uważam, że to temat podstawowej wagi. Panowie z wydziałów inżynierii ruchu są przecież kreatorami naszego środowiska życia; obojętnie dokąd i w jakim celu wychodzę z mieszkania, zawsze mam do czynienia z wykreowanym przez nich otoczeniem i narzuconymi przez nich warunkami. 

Są, owszem, miejsca, w których sytuacja w ostatnich latach znacznie się poprawiła. Gdy wrócić pamięcią do Krakowskiego Przedmieścia z czasów moich studiów i codziennej obecności na nim... Brudne, wiecznie zasyfione przejście podziemne między bramą uniwersytetu a wylotem Traugutta... Codzienne przebieganie w tym miejscu przez ulicę z poczuciem zagrożenia mandatem, o samochodach nie wspominając... Wzdłuż Pałacu Staszica chodnik szerokości chyba mniejszej niż metr... Plac Zamkowy między kościołem św. Anny a Podwalem zajęty przez parking, inny parking dookoła pomnika Kopernika... A teraz pomyślmy o tym, co nadal jest: niemożliwość przejścia przez ulicę z centralnej alei Ogrodu Saskiego na centralną aleję przez plac Żelaznej Bramy, na Osi Saskiej... Niemożliwość przejścia przez ulicę na osi Nowolipek i głównego wejścia do Ogrodu Krasińskich... Ten wielokrotnie już opisywany niewiarygodny stan w centrum miasta, gdzie osoba na wózku musi przebyć kilka kilometrów, by przejść na drugą stronę Alej Jerozolimskich... Konieczność przechodzenia przez trzy ulice i stania na trzech światłach, gdy się chce przejść na drugą stronę Francuskiej przy skrzyżowaniu ze Zwycięzców, bo pasy wytyczono na tej arterii tylko po jednej stronie skrzyżowania... To wszystko jest po prostu klęską rozumu i wspaniale, że tak nieoczekiwany środek jak budżet partycypacyjny może służyć poprawie tego stanu rzeczy. Inna rzecz, że nie wiadomo, co z tego wyniknie: czy przyspieszy to proces humanizacji przestrzeni miejskiej, czy odwrotnie, projekty rowerowe i piesze (oraz np. zakup książek dla bibliotek) będą teraz odsyłane do budżetu partycypacyjnego, zamiast być finansowane jako zwykłe miejskie inwestycje? A cały ten budżet z kilkuset zgłoszonymi projektami to z grubsza połowa kosztów poszerzenia Wołoskiej do pięciu pasów w jedną stronę.

13 lipca 2014

Pocztówka nr 32 (z przedszkolem)

Warszawska, dla odmiany.
Podobno w tym przedszkolu stawiają dzieci do kąta, kiedy są niegrzeczne. Tak mi ktoś mówił. W innych do kąta już nie stawiają, za to na drugie śniadanie dają dzieciom batona. Mój Boże – przecież już zdrowiej inhalować dziecko paroma wypalonymi przy nim papierosami niż je karmić batonem. Z krzywego drzewa człowieczeństwa nic prostego... 

Pozdrawiam Was w wakacje.
Nie zafsze ma sie racje.
Dróga Minoga.

PS Najmocniej przepraszam za te ortograficzne głupoty – to nawiązanie do pocztówek zeszłorocznych, ale w zasadzie nie lubię takich zabaw i się zawstydziłem własnym poczuciem humoru.

11 lipca 2014

Pocztówka nr 31 (piątkowa)

Dalszy ciąg wyprzedaży analogowych archiwów. Żeby on mnie chociaż za to płacił, ten internet...

8 lipca 2014

Pocztówka nr 30 (stara, analogowa)

Jednym słowem, odgrzewane kotlety wakacyjne; w tym wypadku siedmioletni kotlet z Ochrydy w Macedonii. Obiekt na zdjęciu jeszcze starszy – naprawdę grzyb, wysuszony na podeszwę w tym słońcu.

4 lipca 2014

Pocztówki nr 28 i 29 (zza płachty)

Są wakacje, to i pocztówki są. Będą się w tym sezonie pojawiać nieregularnie, warszawskie i nie, stare i nowe (jednym słowem: kochaj i rób, co chcesz). Może z czasem będą i wierszyki, ale dziś na początek proza zza płachty. Pół metra za nią:
Pół milimetra za nią: