20 maja 2015

Targowa 14 po raz ósmy

Blog ten zaczął się w śnieżnym marcu 2013 od serii postów o kamienicy przy Targowej 14. O kamienicy tej pisałem dotychczas siedem razy; nie linkuję postów, zainteresowani znajdą komplet w indeksie po prawej pod hasłem Targowa lub też w archiwum bloga między 25 marca 2013 a 4 grudnia 2013. Postów na ten temat miało być więcej; gubię się w swych obietnicach niewyborczych, ale zapowiadałem chyba jeszcze dwa. Jeden z nich, w mej głowie opatrzony roboczym tytułem Ostateczne zamknięcie tematu, poświęcony miał być realnemu, fizycznemu zamknięciu Targowej 14 za pomocą bramy i ochroniarza, które nastąpiło ledwie kilka dni po tym, jak ją tu opisałem. 28 marca 2013:
Kilka dni później:
Powód mego opisu, a chronologicznie – mego wkurwu, mej decyzji o założeniu bloga i w trzeciej kolejności opisu oraz powód fizycznego zamknięcia był jeden: pożar, który wybuchł niedługo wcześniej w kamienicy mozolnie wysiedlanej przez dzielnicę. Ponieważ chodzi o kamienicę bardzo zabytkową, jeden z najcenniejszych zabytków Pragi, dzielnica, jako właściciel i zarządca zabytku, postanowiła dalszym zniszczeniom przeciwdziałać w ten właśnie sposób: za pomocą bramy i ochroniarza. Przypomnę pokrótce – niekrótki opis zawarty jest w postach sprzed dwóch lat: to jedyna zachowana w Warszawie kamienica czteropodwórzowa, niepozbawiona też sympatycznych akcentów zdobniczo-architektonicznych. Co ważne – wolna od roszczeń reprywatyzacyjnych, należąca do dzielnicy. Czy zabytek taki warto chronić – na to zapewne spojrzenia mogą być różne. Kto raz się znalazł w tych podwórzach cichych, zielonych i słonecznych, ten na zawsze oduczy się automatycznej zbitki pojęciowej podwórze = studnia, służącej piętnowaniu burżuazyjnej zabudowy za pomocą przemocy symbolicznej; w rzeczywistości studniami była tylko drobna mniejszość kamienicznych podwórz, czego Targowa 14 znakomitym przykładem. 

Zamknięcie bramy kratą odebrałem jako dużą przykrość, nie tylko dlatego, że straciłem lubiane miejsce spacerów. Zamykanie takich podwórzy to po prostu jeden z etapów uśmiercania miasta. Przecież podwórza przy ulicach w rodzaju Targowej żyły, mieściły dziesiątki lokali i były funkcjonalnie częścią organizmu miejskiego; ślad tego życia wciąż można odczytać z resztek szyldów: magiel w drugim podwórzu, krawiec w trzeciej bramie itd. Izolowanie tych miejsc od miasta to jego zubożenie, amputowanie mu jednego z wdzięcznych zakamarków (co po ciele bez zakamarków?). Z drugiej strony, rozumiem mieszkańców, którzy chcą mieć spokój i porządek, nie chcą w podwórzu nurów, pijaczków, panów z potrzebą naturalną – ale te rzeczy można pogodzić. W tym wypadku zaś to nie mieszkańcy, lecz władze miejskie sięgnęły po kratę.

W kwietniu tego roku udało mi się tę kamienicę ponownie odwiedzić. Skorzystałem w tym celu ze spaceru z przewodnikiem organizowanego przez dzielnicę w ramach konsultacji społecznych. Wycieczki z przewodnikiem to coś z gruntu mi obcego, zbiórka była jednak na Targowej 14, z czego słusznie wywnioskowałem, że pierwszym punktem spaceru będzie rzeczona kamienica. Ponieważ bez mojej intencji okazało się jak zawsze, że mój rytm jest zupełnie różny od rytmu przewodnika, już w trzecim podwórzu spacer mnie zgubił: oni poszli naprzód, ja zostałem sam na sam z kamienicą i panem ochroniarzem. Podczas powolnego spaceru rewitalizacyjnego po Targowej 14 dowiedziałem się, że:
– wykwaterowywanie mieszkańców trwające od kilku lat ciągle nie jest skończone;
– mimo stałej obecności ochroniarza, stale zamkniętej bramy i bezpośredniego zarządu dzielnicy bardak na podwórzach jest wiekszy, niż był dwa lata temu, gdy brama była otwarta;
– poza tym żadne większe zmiany nie zaszły, przybyło tylko trochę zamurowanych okien.

Zdaje się – z przyjemnością dam się wyprowadzić z błędu, jeśli w nim tkwię – że zarząd Pragi-Południe (kamienica stoi parę metrów od granicy dzielnicy, biegnącej tu wiaduktem i nasypem kolejowym) nie ma po prostu pomysłu, co z tym kwiatkiem zrobić – jak mianowicie ten obiekt rewitalizować.

W uzupełnieniu trochę zdjęć – nie starałem się tym razem wszystkiego obfotografować, ciekawi mogą zajrzeć do postów sprzed dwóch lat. Zdjęcia kamienicy z roku 2010 można też znaleźć na blogu Penetratorów (link po prawej) – nie linkuję posta, ale kto umiejętnie skorzysta tam z okienka wyszukiwania, trafi do celu. 

Ostatnie podwórze zamknięte dawną stajnią:
Trzecie podwórze:
Drugie podwórze, piłeczka:
Najciekawszym punktem samotnego już spaceru było zwiedzenie klatki schodowej – jednej z wielu w tym budynku, ta akurat była otwarta.
Balustrady były piękne, kute, lecz wszak złom stoi wysoko. Niemożliwe jednak, by te balustrady zdemontowano, gdy kamienica była jeszcze zamieszkana – to musi być dzieło z okresu wykwaterowania, a może też zakratowania, czyli z okresu, w którym za stan kamienicy najzupełniej odpowiada dzielnica. Na zdjęciach u Penetratorów widać balustrady jeszcze całe, może jednak chodzić o inną klatkę.
Na zakończenie dwa spojrzenia przez trzy bramy:
I autoportret we wstecznym lusterku pana ochroniarza.

6 maja 2015

Po majówce

Nie jestem pewien, czy energia do prowadzenia bloga nie uległa wyczerpaniu, a z drugiej strony – czemu by go nie zasilić wspomnieniem niedawnej rowerowej majówki? Zatem zasilam. Do antologii polskich rynków – rynek w Warce:
Hetman:
Rynek w drugą stronę – zza zadu i hetmana:
Nieopodal rynku, wciąż w Warce, instytucja handlowa, której nazwa budzi interesujące myśli gastronomiczne:
Zasadniczym celem majówki nie była jednak gastronomia, tylko kwitnące sady. Oto one, w dzień pochmurny:
Dolce vita wielkootwocka:
Jak może pamiętają stali czytelnicy, niezbyt chętnie oglądam pałace, szczególną dysfunkcję turystyczną przejawiając względem pałacowych wnętrz. Gdy na mej drodze stanął pałac w Otwocku Wielkim, postanowiłem jednak tam zajechać, ponieważ kiedyś, podczas innej rowerowej wycieczki – było to jakieś sześć czy siedem lat temu, gdy w miłym towarzystwie odkryłem Mariańskie Porzecze i parę razy wracałem w jego strony – w nieczynnej, zepsutej fontannie na tyłach tego pałacu zawarłem znajomość z pływakami żółtobrzeżkami, wielce zajmującymi owadami, nieznanymi mi wcześniej, za to znanymi mojej ówczesnej towarzyszce, dosyć biegłej w entomologii. Znajomość tę owadzią postanowiłem odświeżyć. Niestety! Ku memu rozczarowaniu fontanna jest czynna, wyremontowana, unijna i tryskająca, a skoro ciekawy owad zamieszkuje wody stojące, nie ma żadnych szans, by go znaleźć w tej tryskaninie. Zawróciłem więc zza pałacu.

Inna instytucja handlowa, tym razem karczewska, urzekła mnie bardzo mi bliskim rozumieniem motoryzacji:
Do antologii polskich rynków – rynek w Karczewie:
Okaz w antologii, powiedzmy – taki sobie. Lepiej spieszyć do kwitnących sadów, tym razem w słoneczny dzień:
W Górze Kalwarii rynku już mi się nie chciało obfotografować, zadowoliłem się wglądem w kamieniczkę:
A nad tym wszystkim biało-czerwona flaga.