...jest tak czysto i miło, chce się kimnąć pod ścianką.
W zabytkowy budynek wstawione jest nowe przejście na perony ze stali corten. Tymże metalem wykończony jest daszek nad wejściem:
Wnętrze nie jest za piękne, ale ostały się przyjemne słupy:
Przód. To, co wisi na rogu, to szyld poczty, który nie jest ordynarnym czerwonym kasetonem:
Obok jeszcze jedno przejście ze stali corten. W tle – regionalne EN57, model z roku 1962:
Naprawdę tam przyjemnie, ciepło, słońce świeci. Być może Kult znakomicie się przysłużył Kutnu swą wiekopomną piosenką, przyczyniając się do dzisiejszego zadbania.
Opisywałem na blogu dworce-ruiny, więc uczciwość nakazuje i dworzec w Kutnie pokazać. Kontrast tych ruin i tego Kutna wpisuje się w polemikę pod hasłem „Polska w ruinie”, która jakiś czas temu przetaczała się gwałtownie przez internet. Ostatnio przycichła – dwa czy trzy tygodnie życia to jak na internet i tak wynik matuzalemowy. Polemikę tę można, wydaje mi się, podsumować maksymą równie prawdziwą co banalną: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (pomijam uproszczenie właściwe obu stanowiskom: Polska kwitnie / Polska się wali – uproszczenie do postaci partyjnego szyldu).
Pozostając przy kolei, ku memu zdziwieniu jednym z głównych tematów tego bloga (dopóki go nie pisałem, nie wiedziałem, jak lubię pociągi) – ten dychotomiczny podział na dwie Polski pokrywa się w zasadzie z zasięgiem tzw. pendolinizacji, czyli nie samego pendolino, lecz w ogóle modernizacji wyspowej. Kutno jest na tej mapie szczęśliwie położone. To węzeł kolejowy na magistrali Warszawa – Poznań – Berlin, w którym stają też wszystkie pociągi łączące Warszawę z Toruniem, Bydgoszczą, Szczecinem. A także z Płockiem – drugim co do bogactwa i trzecim co do wielkości miastem województwa mazowieckiego, podobnie jak miasto co wielkości drugie – Radom – nie mającym ze stolicą połączenia kolejowego innego niż częściowo jednotorowe.
Przyjmijmy – jest to założenie dość grube, ale w jakimś stopniu uzasadnione – że pod pojęcie Polski pendolinizowanej podpadają wszystkie stolice województw, licząc ich w sumie dwadzieścia, bo dwa województwa mają stolicę podwójną, a Trójmiasto wliczamy całe (Sopot z pewnością nie jest Polską B). Z lubą nutą maniactwa dokonałem prostego obliczenia: w tych dwudziestu stolicach mieszka łącznie nieco mniej niż osiem milionów egzemplarzy polskiego narodu (dokładnie 7 mln 957 tys.), co znaczy, że w innych ośrodkach – na ogół mniejszych, z wyjątkiem Londynu, Dublina itd. – mieszka ich około trzydziestu milionów. Z tych trzydziestu około 2 mln 800 tys. przypada na byłe miasta wojewódzkie, a około 7 mln 600 tys. na inne miasta powyżej 20 tys. mieszkańców – na miasta o skali od Hajnówki (21 tys.), Andrychowa (21 tys.) czy Tomaszowa Lubelskiego (20 tys.) po Inowrocław (75 tys.), Ostrowiec Świętokrzyski (72 tys.) czy Stargard (69 tys.), nie mówiąc o aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej (Sosnowiec – 210 tys.). Te właśnie dwie kategorie – byłe miasta wojewódzkie oraz inne małe i średnie miasta – w ostatnich dwóch dziesięcioleciach są w dziedzinie kolei najbardziej stratne; bardzo często zostawały jej całkowicie pozbawione, z wyjątkiem miast położonych na magistralach, jak Kutno. I z dwoma przeciwnymi przykładami Włoszczowy i Opoczna, do których można na kredyt doliczyć Kartuzy. 2 mln 800 tys. + 7 mln 600 tys. = 10 mln 400 tys, co jest liczbą przerastającą „pendolinizowane” (realnie lub potencjalnie, jak Białystok czy Olsztyn) wojewódzkie 7 957 tys. w mniej więcej tej samej proporcji, w jakiej PiS pokonuje dziś w sondażach koalicję PO-PSL. Oczywiście nie ma tu żadnej zależności poza arytmetyczną analogią. Zwiedzajcie Kutno!
Opisywałem na blogu dworce-ruiny, więc uczciwość nakazuje i dworzec w Kutnie pokazać. Kontrast tych ruin i tego Kutna wpisuje się w polemikę pod hasłem „Polska w ruinie”, która jakiś czas temu przetaczała się gwałtownie przez internet. Ostatnio przycichła – dwa czy trzy tygodnie życia to jak na internet i tak wynik matuzalemowy. Polemikę tę można, wydaje mi się, podsumować maksymą równie prawdziwą co banalną: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (pomijam uproszczenie właściwe obu stanowiskom: Polska kwitnie / Polska się wali – uproszczenie do postaci partyjnego szyldu).
Pozostając przy kolei, ku memu zdziwieniu jednym z głównych tematów tego bloga (dopóki go nie pisałem, nie wiedziałem, jak lubię pociągi) – ten dychotomiczny podział na dwie Polski pokrywa się w zasadzie z zasięgiem tzw. pendolinizacji, czyli nie samego pendolino, lecz w ogóle modernizacji wyspowej. Kutno jest na tej mapie szczęśliwie położone. To węzeł kolejowy na magistrali Warszawa – Poznań – Berlin, w którym stają też wszystkie pociągi łączące Warszawę z Toruniem, Bydgoszczą, Szczecinem. A także z Płockiem – drugim co do bogactwa i trzecim co do wielkości miastem województwa mazowieckiego, podobnie jak miasto co wielkości drugie – Radom – nie mającym ze stolicą połączenia kolejowego innego niż częściowo jednotorowe.
Przyjmijmy – jest to założenie dość grube, ale w jakimś stopniu uzasadnione – że pod pojęcie Polski pendolinizowanej podpadają wszystkie stolice województw, licząc ich w sumie dwadzieścia, bo dwa województwa mają stolicę podwójną, a Trójmiasto wliczamy całe (Sopot z pewnością nie jest Polską B). Z lubą nutą maniactwa dokonałem prostego obliczenia: w tych dwudziestu stolicach mieszka łącznie nieco mniej niż osiem milionów egzemplarzy polskiego narodu (dokładnie 7 mln 957 tys.), co znaczy, że w innych ośrodkach – na ogół mniejszych, z wyjątkiem Londynu, Dublina itd. – mieszka ich około trzydziestu milionów. Z tych trzydziestu około 2 mln 800 tys. przypada na byłe miasta wojewódzkie, a około 7 mln 600 tys. na inne miasta powyżej 20 tys. mieszkańców – na miasta o skali od Hajnówki (21 tys.), Andrychowa (21 tys.) czy Tomaszowa Lubelskiego (20 tys.) po Inowrocław (75 tys.), Ostrowiec Świętokrzyski (72 tys.) czy Stargard (69 tys.), nie mówiąc o aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej (Sosnowiec – 210 tys.). Te właśnie dwie kategorie – byłe miasta wojewódzkie oraz inne małe i średnie miasta – w ostatnich dwóch dziesięcioleciach są w dziedzinie kolei najbardziej stratne; bardzo często zostawały jej całkowicie pozbawione, z wyjątkiem miast położonych na magistralach, jak Kutno. I z dwoma przeciwnymi przykładami Włoszczowy i Opoczna, do których można na kredyt doliczyć Kartuzy. 2 mln 800 tys. + 7 mln 600 tys. = 10 mln 400 tys, co jest liczbą przerastającą „pendolinizowane” (realnie lub potencjalnie, jak Białystok czy Olsztyn) wojewódzkie 7 957 tys. w mniej więcej tej samej proporcji, w jakiej PiS pokonuje dziś w sondażach koalicję PO-PSL. Oczywiście nie ma tu żadnej zależności poza arytmetyczną analogią. Zwiedzajcie Kutno!