Mijałem tę kamienicę może
tysiąc razy, zanim przyszło mi do głowy wejść w podwórze. Gdy wszedłem w
pierwsze podwórze, wszedłem i w drugie, z drugiego brama zaprowadziła mnie na
trzecie, stamtąd kolejna na czwarte. Zapraszam na spacer w odwrotnym kierunku,
od końca do początku (konstrukcja bloga sprawia, że i tak się wyświetli na
odwrót, koniec, z którego robię początek, stanie się znów końcem, czyli nie po
drodze dialektycznej, tylko po błędnym kole). Zdjęcia powstawały w trzech
rzutach, 22 lutego oraz 18 i 21 marca 2013. Pogoda różniła się nieznacznie.
Ostatnia sesja była już po pożarze z 19 marca (palił się strych w drugim
podwórzu); gdy robiłem zdjęcia, w powietrzu wciąż unosił się mdły swąd
spalenizny. Mam nadzieję, że ktoś patrząc na te zdjęcia, swąd ów w duszy
poczuje.
W atlasie Roberta Marcinkowskiego jest to ten budynek (kolor
ciemnofioletowy oznacza „budynki stuletnie i starsze – pojawiające się na tzw.
Planie Warszawy Lindleya” i ocalałe do dziś):
Kolejne strony podwórka zgodnie z ruchem wskazówek zegara:
Za konieczność sklejania zdjęć z góry przepraszam, nie dysponuję bardzo szerokim obiektywem. Jeszcze dwa miejsca:
To okratowane okienko było zapewne okienkiem stajni, w której podobno do lat dziewięćdziesiątych, czy nawet dwutysięcznych, trzymał konia dorożkarz Artur Kukiełka – powtarzam za Januszem Sujeckim – istotnie, ładny to musiał widok: dorożka przejeżdżająca codziennie przez cztery bramy kamienicy.
Na koniec spojrzenie przez czwartą z tych bram – widać z niej trzecią i drugą:
Swąd spalenizny unosi się bardzo długo. Wizytowałem kiedyś pewne bardzo brzydkie miasto (parokrotnie) i sporo po pożarze w jednym z bloków czuć było ową woń. Fuj.
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Szukałam informacji o tej kamienicy :) widać że się tym bardzo interesujesz i to twoja pasją, umiesz dotrzeć do dobrych informacji :) o danym dorożkarzu również sporo słyszałam ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń