Podtytuł tego bloga zapowiada, że jest on o Warszawie, ale nie tylko. Pisałem już, że najwyżej cenię blogi, które mają wyraźny temat i się go trzymają, jak np. Ten, Ten czy Ten. Sam jednak, jako osoba lekko zdezorganizowana, na taką tematyczną ascezę nie mam szans. Nie potrafiłbym też całkiem sobie odmówić tematów pozawarszawskich ani czerpania ze staroci zagrzebanych w szufladach i na zewnętrznych dyskach. Dotychczas sięgnąłem po nie tylko raz; przypadkiem był to ostatni post marcowy. Obracam ten przypadek w lokalną tradycję: pozawarszawski będzie (co najmniej) każdy ostatni post w miesiącu. (Zwyczaj ten zarzuciłem w grudniu 2013).
To, że punktem wyjścia są zdjęcia spoza Warszawy, nie znaczy jednak, że nie można na ich kanwie czegoś o Warszawie powiedzieć. Ciągnę temat rozpoczęty w poście sprzed miesiąca. Zamieszczone niżej zdjęcia, bardzo mi drogie, pochodzą ze Strasburga. W mieście tym przedmiotem mej szczególnej fascynacji były starannie przycięte platany, w centralnych dzielnicach stanowiące tam najpowszechniejszy typ miejskiej zieleni.
To, że punktem wyjścia są zdjęcia spoza Warszawy, nie znaczy jednak, że nie można na ich kanwie czegoś o Warszawie powiedzieć. Ciągnę temat rozpoczęty w poście sprzed miesiąca. Zamieszczone niżej zdjęcia, bardzo mi drogie, pochodzą ze Strasburga. W mieście tym przedmiotem mej szczególnej fascynacji były starannie przycięte platany, w centralnych dzielnicach stanowiące tam najpowszechniejszy typ miejskiej zieleni.
Wiem, że to nie żadna strasburska wyjątkowość - ale akurat tam się na takie platany zapatrzyłem. A jaki w tym wątek warszawski? Na zdjęciach widać efekt osiągnięty dzięki systematycznej pielęgnacji drzew. Tymczasem z trzech czynności, jakie przy drzewach w miastach się wykonuje, mianowicie sadzenia, pielęgnowania i wycinania, pielęgnacja jest w Warszawie, twierdzę na podstawie obserwacji, zdecydowanie najrzadsza.
Nie szukając daleko przykładów: na ulicy, przy której mieszkam - jest to dwustumetrowa uliczka na Saskiej Kępie - kilka lat temu rosło siedem czy osiem starych klonów (część to nasadzenia z lat trzydziestych, widać je na zdjęciu lotniczym z 1945 roku). Dziś z siedmiu czy ośmiu (nigdy ich nie policzyłem, nie byłem jeszcze blogerem) zostały dwa, resztę wycięto głównie w marcu 2012. Trudno mi twierdzić, że wycinka była całkiem bezzasadna, gdyż dwukrotnie byłem świadkiem łamania tych klonów przez letnie burze. Ale przez trzydzieści kilka lat związku z tym miejscem, a piętnaście - ciągłego tu zamieszkiwania tylko jeden jedyny raz widziałem, by ktoś te klony przycinał.
Jako zdeklarowany wyznawca spiskowej teorii dziejów sądzę oczywiście, że u źródeł takich obyczajów nie leży wyłącznie tradycja. Być może na przykład wycinanie drzew i sadzenie nowych jest dużo droższe niż ich pielęgnacja - czyli dużo bardziej opłaca się komuś, kto te wycinki i nasadzenia wykonuje na zlecenie miasta. Dokładnych danych, przyznaję, nie mam - i nie sądzę, by wśród obywateli Warszawy wielu je miało.
Zdjęcia robiłem zimą 2007/08 analogowym aparatem, na czarno-białych kliszach. (Przez kilka lat, które minęły, zszedłem już z drzewa). Trzy pierwsze są z placu Broglie, jednego z głównych placów miasta, dwa kolejne z nabrzeża Illu. (Taka nazwa rzeki: Ill. Jak widać, kroje szeryfowe i dziś miewają uzasadnienie).
Jeszcze jedno niestrasburskie, ale alzackie, z miasteczka Thann. Pokazuje fazę pośrednią: platany przycinane, lecz nie ostatniego roku:
A ponieważ cały ten post jest kontynuacją posta sprzed miesiąca, na koniec przypominam, że zadana wówczas zagadka nie została rozwiązana. Wrzucam zatem kolejne zdjęcie z tego samego miasta i dnia. Jeśli ktoś odpowie, stawiam piwo.