30 kwietnia 2013

Platany

Podtytuł tego bloga zapowiada, że jest on o Warszawie, ale nie tylko. Pisałem już, że najwyżej cenię blogi, które mają wyraźny temat i się go trzymają, jak np. Ten, Ten czy Ten. Sam jednak, jako osoba lekko zdezorganizowana, na taką tematyczną ascezę nie mam szans. Nie potrafiłbym też całkiem sobie odmówić tematów pozawarszawskich ani czerpania ze staroci zagrzebanych w szufladach i na zewnętrznych dyskach. Dotychczas sięgnąłem po nie tylko raz; przypadkiem był to ostatni post marcowy. Obracam ten przypadek w lokalną tradycję: pozawarszawski będzie (co najmniej) każdy ostatni post w miesiącu. (Zwyczaj ten zarzuciłem w grudniu 2013).  

To, że punktem wyjścia są zdjęcia spoza Warszawy, nie znaczy jednak, że nie można na ich kanwie czegoś o Warszawie powiedzieć. Ciągnę temat rozpoczęty w poście sprzed miesiąca. Zamieszczone niżej zdjęcia, bardzo mi drogie, pochodzą ze Strasburga. W mieście tym przedmiotem mej szczególnej fascynacji były starannie przycięte platany, w centralnych dzielnicach stanowiące tam najpowszechniejszy typ miejskiej zieleni. 

Wiem, że to nie żadna strasburska wyjątkowość - ale akurat tam się na takie platany zapatrzyłem. A jaki w tym wątek warszawski? Na zdjęciach widać efekt osiągnięty dzięki systematycznej pielęgnacji drzew. Tymczasem z trzech czynności, jakie przy drzewach w miastach się wykonuje, mianowicie sadzenia, pielęgnowania i wycinania, pielęgnacja jest w Warszawie, twierdzę na podstawie obserwacji, zdecydowanie najrzadsza.  

Nie szukając daleko przykładów: na ulicy, przy której mieszkam - jest to dwustumetrowa uliczka na Saskiej Kępie - kilka lat temu rosło siedem czy osiem starych klonów (część to nasadzenia z lat trzydziestych, widać je na zdjęciu lotniczym z 1945 roku). Dziś z siedmiu czy ośmiu (nigdy ich nie policzyłem, nie byłem jeszcze blogerem) zostały dwa, resztę wycięto głównie w marcu 2012. Trudno mi twierdzić, że wycinka była całkiem bezzasadna, gdyż dwukrotnie byłem świadkiem łamania tych klonów przez letnie burze. Ale przez trzydzieści kilka lat związku z tym miejscem, a piętnaście - ciągłego tu zamieszkiwania tylko jeden jedyny raz widziałem, by ktoś te klony przycinał

Jako zdeklarowany wyznawca spiskowej teorii dziejów sądzę oczywiście, że u źródeł takich obyczajów nie leży wyłącznie tradycja. Być może na przykład wycinanie drzew i sadzenie nowych jest dużo droższe niż ich pielęgnacja - czyli dużo bardziej opłaca się komuś, kto te wycinki i nasadzenia wykonuje na zlecenie miasta. Dokładnych danych, przyznaję, nie mam - i nie sądzę, by wśród obywateli Warszawy wielu je miało.

Zdjęcia robiłem zimą 2007/08 analogowym aparatem, na czarno-białych kliszach. (Przez kilka lat, które minęły, zszedłem już z drzewa). Trzy pierwsze są z placu Broglie, jednego z głównych placów miasta, dwa kolejne z nabrzeża Illu. (Taka nazwa rzeki: Ill. Jak widać, kroje szeryfowe i dziś miewają uzasadnienie).
Jeszcze jedno niestrasburskie, ale alzackie, z miasteczka Thann. Pokazuje fazę pośrednią: platany przycinane, lecz nie ostatniego roku:
A ponieważ cały ten post jest kontynuacją posta sprzed miesiąca, na koniec przypominam, że zadana wówczas zagadka nie została rozwiązana. Wrzucam zatem kolejne zdjęcie z tego samego miasta i dnia. Jeśli ktoś odpowie, stawiam piwo.
Wesołej majówki.

28 kwietnia 2013

Sezonowa perspektywa (Grochowska 326)

Dalej o Parku Skaryszewskim, ale tym razem z treścią. W głównej alei parku sezonowo odsłonięta była perspektywa, która właśnie się zasłania. Idąc główną aleją w stronę Jeziorka Kamionkowskiego, zwłaszcza jej prawą stroną, na jej osi na samym końcu widziało się pewną kamienicę. Próbowałem to sfotografować, mam nadzieję, że na zdjęciach coś widać. Tak było 20 kwietnia:
A to zdjęcia wczorajsze, z soboty 27 kwietnia - widać już mniej, bo się zaczynają liście. Można sobie powiększyć:
Kolejne dwa zdjęcia są zrobione z samego końca głównej alei, prawie z okrągłego placyku, który pierwotnie był kręgiem tanecznym. Perspektywa stamtąd inna, lepiej niż kamienica, która wcześniej ją zamykała, widoczny jest nowy blok nad jeziorkiem:
Dlaczego uważam ten widok za ciekawy? Dlatego że ta perspektywa mogła się zmienić. Jeszcze kilka lat temu w miejscu kończącej ją kamienicy nowocześni ludzie planowali to, czego Warszawie brakuje najbardziej, czyli wielopasmową jezdnię: Trasę Tysiąclecia. Kamienica przy Grochowskiej 326 miała być wyburzona. Z bliska wygląda ona tak:
Plany Trasy Tysiąclecia zmieniono na spokojniejsze, ale według dzisiejszych też kilkanaście budynków ma iść pod kilof (być może zanim dojdzie do realizacji, nastąpią jeszcze jakieś zmiany mentalne). Kamienicy niedawno wyremontowano nawet elewację, choć tylko od frontu. Jeśli kto ciekaw jej historii, może ją sobie w necie znaleźć. Budynek wzniosła w latach 1924-25 spółdzielnia zrzeszająca urzędników Zakładów Amunicyjnych Pocisk. Projektantem był Józef Napoleon Czerwiński. Skądinąd budynek biurowy Pocisku przy Mińskiej to jeden z najładniejszych zabytków Kamionka.

26 kwietnia 2013

Wietrzenie

Zgodnie z zapowiedzią - przewietrzam.

Park Skaryszewski, 21-25 kwietnia. 

Najbardziej lubię blogi, na których obrazkom towarzyszy tekst - nie sam tekst ani same obrazki. No i już jest tekst.

23 kwietnia 2013

Targowa 19 i 21, część 4: Wnioski

Fakty są takie: kamienice z początku XX wieku, które w dobrym stanie przetrwały wojnę i doczłapały jakoś do końca Peerelu, w III RP, w czasach współczesnych, zostały doprowadzone do ruiny. Ich właścicielem, który za to odpowiada, było wówczas lub wciąż jest miasto Warszawa.
O wartości budynku jako zabytku nie decyduje tylko jego samoistna wartość, ale też jego kontekst. Stuletnia kamieniczka o skromnej architekturze co innego jest warta, gdy stoi w przypadkowym miejscu, co innego, gdy od stu lat współtworzy rynek Starego Miasta.

Wydaje mi się – proszę mnie poprawić, jeśli się mylę – że Targowa jest jedyną z głównych ulic przedwojennej Warszawy, która wojnę przetrwała w niemal nienaruszonym kształcie. Oczywiście rangi przedwojennej Targowej nie sposób porównywać z głównymi ulicami Warszawy lewobrzeżnej, ale z nich albo nie zostało nic, albo tylko krótkie fragmenty, albo też stanowią w znacznej części powojenną fantazję na motywach historycznych.
Patrzę na plan Warszawy z roku 1910 – jako „główne ulice” określę umownie te, którymi jeździł wówczas tramwaj elektryczny. To – pomijam króciutkie odcinki ­– Aleje Jerozolimskie, Marszałkowska, Trakt Królewski (wtedy chyba nie używano tej nazwy) od Placu Krasińskich do Placu Unii przez Bagatelę, Twarda, Żelazna, Leszno, Chłodna, Nowowiejska, Złota, Królewska, Powązkowska, Dzika, Karmelicka, zupełnie już dziś fantastyczny ciąg Plac Muranowski – Nalewki – Bielańska – Senatorska – Przechodnia – Graniczna – Plac Grzybowski – Bagno – Świętokrzyska. Mokotów nie należał jeszcze do Warszawy, ale tramwaj jeździł już także Puławską. Kilka z tych ulic w ogóle nie istnieje, inne istnieją, lecz nie zachował się przy nich żaden budynek. Część zachowała po kilka kamienic albo jedną pierzeję na niedługim odcinku, jak Aleje Jerozolimskie. Trakt Królewski został odbudowany, ale w wielu miejscach jest (piękną, owszem) architektoniczną baśnią. Najlepiej z wymienionych zachowała się Bagatela, ta ma jednak dwieście metrów. (Puławska, w większości zachowana, ma zabudowę od Targowej dużo młodszą). Na Pradze zaś w 1866 roku pierwszy w Warszawie konny tramwaj jechał Aleksandrowską (Zygmuntowską), Targową i Kijowską do dworca. Przez kolejne siedemdziesiąt osiem lat, licząc do 1944, Targowa była jedną z głównych żył tego organizmu, mimo że młodszą i mniej szacowną od wyżej wymienionych. Z wojny wyszła niemal bez zniszczeń. Peerel też obszedł się z nią, koniec końców, nie najgorzej – większych wyburzeń było tu mało, nie postawiono bloków w takiej liczbie i skali, by przygnieść otoczenie. A dziś ta ulica się rozpada. Na naszych oczach jest niszczona, mimo że formalnie chroni ją (od czterech lat!) rejestr zabytków.
W latach, gdy coraz gorzej ocenia się powojenne niszczenie dawnej zabudowy miasta – to, które spowodowane było nie przez wojnę, a przez ideologię polityczną (krótko) bądź estetyczną (długo), bądź też przez podporządkowanie miasta ruchowi samochodowemu – dopuszczamy zarazem, by kolejne fragmenty dawnego miasta znikały.
Oczywiście można rzucić frazę typu: „nie każda stuletnia rudera jest istotnie zabytkiem wartym ratowania”. Jeśli z wystroju architektonicznego zostaje tyle, to słowo „rudera” może się komuś wydać na miejscu. Ta rudera jest jednak ruderą nie dlatego, że ma sto lat, lecz że od lat siedemdziesięciu nie remontowano w niej nic, może poza pękniętymi rurami. Są w Europie miasta nie mniejsze od Warszawy i w porównaniu z nią bogate, w których budynki stuletnie należą do młodszych. A nawet w Warszawie średni wiek kamienic przy wielu ulicach Śródmieścia Południowego jest podobny co dwóch opisywanych. Tam jednak co jakiś czas przynajmniej je tynkowano.
Wnioski: po pierwsze, tak kończą utopie. Początkiem całego bagna jest szlachetne przekonanie kilku panów, że własność prywatna jest złem, a państwo – rozumem wcielonym. Warto o tym pamiętać, bo utopie wciąż są żywe, nawet jeśli przemianowały się na „krytyki”.
Po drugie, o czym już pisałem, Peerel trwał czterdzieści cztery lata, a III RP trwa już dwadzieścia cztery. Jeśli ktoś nie interesuje się polityką, bo sądzi, że interesy i abstrakcje, o których debatują panowie w Sejmie, na jego osobiste życie i bezpośrednie otoczenie nie mają wpływu, to jest w głębokim błędzie. Stan kamienic takich jak opisywane jest w znacznej mierze konsekwencją braku systemowej reprywatyzacji. Państwu nie opłaca się remontować kamienic, co do których nie jest pewne, czy je posiada, a zaraz może je stracić. Prywatnemu właścicielowi, który kamienicę odzyskuje (uczciwie lub nieuczciwie), nie opłaca się jej remontować, bo po siedemdziesięciu latach państwowej własności otrzymuje zupełną ruinę. Jeśli ruina ta jest na dodatek zabytkiem – najbardziej opłaca się ją spalić. Co więcej, urzędnikom jest wygodnie, bo na wiele rzeczy mają wymówkę. Jeśli na przykład pewien polityk wskutek osobistej niechęci nie chce budować Muzeum Sztuki Nowoczesnej albo chce wywalić do kosza uchwalony już plan zagospodarowania Placu Defilad – proszę bardzo, jest wymówka: „roszczenia” dwadzieścia cztery lata po końcu komunizmu. Tak to trwa, ale przecież nie musiało i nie musi tak być. O ile wiem, w Czechach czy wschodnich Niemczech reprywatyzacja jest procesem zakończonym, a sprawy własnościowe są uregulowane. Warto też przypomnieć, że nie jest tak, by w Polsce nikt w tej sprawie nic nie robił. W roku 2001 uchwalono ustawę reprywatyzacyjną, ale ówczesny prezydent ją zawetował. Ponieważ nie chcę, by ten blog był odbierany jako polityczny, daruję sobie wymienianie nazwiska tego prezydenta.

Uff. Trzeba trochę przewietrzyć z tej praskiej stęchlizny. Następny post będzie o jakiejś zieleni miejskiej chyba, o ptasim śpiewie, albo może na lewy brzeg się przespaceruję…

19 kwietnia 2013

Targowa 19 i 21, część 3: Dewastacja na osi czasu

Obie kamienice, Targowa 21 i Targowa 19, zostały zbudowane w latach 1900-1910; dokładnych dat ani nazwisk właścicieli i architektów nie znam. Obie kamienice stoją na Planie Lindleya. Dziewiętnastka składa się z budynku frontowego, prawej oficyny, tylnej oficyny i wychodka, dwudziestka jedynka - z budynku frontowego, lewej oficyny, tylnej oficyny i wychodka:
Na fotoplanie z roku 1945 jest tak samo, zmienia się tylko otoczenie. Wojna przeszła bokiem:
Tak samo, odliczając wychodki, jest również na zdjęciu z roku 2005:
Poza postępem w kanalizacji i zawłaszczeniem kamienic przez państwo coś się jednak w międzyczasie wydarzyło, mianowicie w październiku 2003 wykwaterowano mieszkańców Targowej 21. Bezpośrednią przyczyną (pretekstem) było planowane wyburzenie kamienic pod budowę Trasy Świętokrzyskiej. Pod koniec roku 2005 rozebrane zostały oficyny dwudziestki jedynki; na rozbiórkę budynku frontowego nie dał wówczas zgody konserwator zabytków. Plany TŚ zmieniono; według dzisiejszych ma się obyć bez większych wyburzeń. Na zdjęciu z roku 2008 pojawia się zatem dziura po rozebranych oficynach:
W roku 2008 w "Życiu Warszawy" wiceprezydent miasta Andrzej Jakubiak bredził o kameralnym hotelu, który może powstać w tych zaniedbanych kamienicach, bo przecież będzie Euro. W roku 2009 oba budynki zostały wpisane do rejestru zabytków jako część układu urbanistycznego Targowej. Tymczasem pojawiły się roszczenia do dziewiętnastki. W roku 2009 - cytuję pismo wiceburmistrza Pragi-Północ z grudnia 2011 - "zostało ustanowione prawo użytkowania wieczystego do gruntu na rzecz dawnych właścicieli i ich następców prawnych, obecnie brak ustaleń odnośnie terminu przekazania nieruchomości". Mniej więcej w tym samym czasie dziewiętnastka się paliła i wykwaterowano jej prawą oficynę. Dwudziestka jedynka paliła się we wrześniu roku 2011. 29 listopada tego samego roku w wykwaterowanej oficynie dziewiętnastki wybuchł kolejny nocny pożar; nazajutrz decyzją PINB wykwaterowano pozostałe części budynku. (Co myślę o PINB, już pisałem). Jeszcze przed tym pożarem - cytuję znów pismo wiceburmistrza: "stopień zużycia technicznego budynków (front i oficyny) [...] został  określony na 87,30%. Budynki znajdują się poza granicą opłacalności remontu kapitalnego". (Chodzi o Targową 19, numer 21, z którego istniał już tylko budynek frontowy, miał 76% zużycia). Fotoplan 2012 ukazuje oficynę dziewiętnastki pozbawioną spalonego dachu:
Potem było Euro:
To zdjęcie nie jest moje, bo rok temu nie byłem jeszcze blogerem i nie ganiałem po mieście z aparatem. Jego autorem jest Adam Stępień, a prawa do niego ma Agencja Gazeta (nie, to nie jest zrzeszenie spadkobierców Stanisława Barei).

Gdyby więc ktoś Cię pytał, drogi Czytelniku, gdzie z perspektywy tych dwu kamienic jest  mroczny czas dewastacji, śmiało mu odpowiedz: ten czas jest teraz. My jesteśmy tym czasem.

Ostatni punkt w tej historii jest, mam nadzieję, pozytywny. We wrześniu 2012 roku miasto ogłosiło przetarg na zakup Targowej 21. W listopadzie za cenę minimalną, 1 878 000 złotych, grunt i budynek kupiła Fenix Group, jedyny oferent. Firma ta jako swój program ogłasza renowację i rewitalizację zabytkowych kamienic, prowadzi w tej chwili w Warszawie kilka projektów. Życzę jej wszystkiego najlepszego.

Kolejny post będzie ostatnim z czterech o Targowej 19 i 21, ale nie wiem, kiedy go wrzucę, bo mnie trzy dotychczasowe zmęczyły.

18 kwietnia 2013

Targowa 19 i 21, część 2: Dziś (dokumentacja)

Ściśle dziś oraz 8 i 13 kwietnia, kiedy robiłem większość zdjęć. Są jednak i dzisiejsze. Targowa 19 i 21 wygląda tak:
Nie jestem pewien, czy ma sens dodawanie tego do netu w czasach Google Street View, ale co tam. Zapewne gugel dziś i muchy tłucze lepiej niż ja, więc niedługo żadna czynność nie będzie miała sensu (oprócz bycia guglem). Gwoli dokumentalnej dokładności wrzucam też Targową 19 i 21 z osobna:
Detale fasady dziewiętnastki:

I dwudziestki jedynki:
Kolejne zdjęcia są zrobione z podwórza pod numerem 17, między Targową 19 a olbrzymią piętnastką. Widać na nich podwórko Targowej 19: na pierwszym zdjęciu od lewej niską tylną oficynę (to jest podwórko, ale nie studnia), oficynę boczną i tył budynku frontowego, na drugim i trzecim to samo z innych perspektyw, na czwartym samą tylną oficynę.
 
Przyjrzyjmy się bliżej bocznej oficynie, która niedawno, mówiąc z praska, się jarała:
Zanim stąd wyjdziemy, jeszcze widok od tyłu na bramę prowadzącą na posesję Targowa 17:
Teraz tyły dwudziestki jedynki. To zdjęcie, zrobione z ulicy Sprzecznej, jest starsze, lutowe:
Widać na nim tył Targowej 21, ścianę na tyłach bocznej oficyny Targowej 19, odsłoniętą po wyburzeniu oficyn dwudziestki jedynki, i kamienicę przy Sprzecznej 8 ze spiczastym narożnikiem, wspaniale (bo normalnie) ustawioną w pierzei uliczki skośnej do Targowej. Targowa 21 od tyłu:
Na ścianie na tyłach dziewiętnastki wisi olbrzymia nalepka, częściowo już zdarta czy zmyta przez deszcze. Jest to dzieło artystki Yoli Kudeli:
Artystka ta ozdabia praskie ruiny i ślepe ściany wielkoformatowymi nalepkami, które w zamierzeniu są, co do treści, łagodną religijną prowokacją, są to bowiem trawestacje chrześcijańskiej sztuki sakralnej - tu mamy resztki Piety, akurat zresztą wcale nieprowokacyjnej (opłakujące Chrystusa anioły to stare kobiety w typie praskim - szczerze uważam to za wspaniały pomysł). Prowokacje te są jednak na tyle łagodne i mało czytelne, że nie wywołały skandalu. Na przykład na ślepej ścianie na rogu Targowej i Ząbkowskiej wisi dzieło, o którym na znakomitym warszawskim blogu znalazłem dyskusję jasno pokazującą, że jest odczytywane jako nieokreślona "kobieta", "dziewczyna", a nawet "feministyczny manifest", tymczasem dla wtajemniczonych to Święty Sebastian. Na tym właśnie polega we współczesnej sztuce banał i konformizm: bez troski o sens łączymy motywy chrześcijańskie i homoseksualne/transseksualne (w wersji hard - pornograficzne, skatologiczne), zapewniamy sobie środowiskowy aplauz, bo jesteśmy "odważni", prowokacyjni i wyzwoleni; zarazem robimy to na tyle ostrożnie, by nie odciąć sobie źródeł finansowania (nie mam pojęcia, jak finansowane były dzieła Yoli Kudeli, ale miasto co rok przeznacza paręset tysięcy na konkurs pod tytułem Sztuka w przestrzeni publicznej, na który takie właśnie rzeczy można zgłaszać). Tyle ogólnie, konkretnie natomiast - zarówno ów Św. Sebastian, czyli owa przyjemna dla oka panienka, jak i Pieta formalnie bardzo mi się podobają, przenoszą na wyższy poziom miejsca, które można by podejrzewać o pewien niedostatek w dziedzinie kultury materialnej. Pieta przy Sprzecznej w obecnej postaci wygląda wręcz majestatycznie, jak półzatarty fresk w jakimś starym kościele.
To była dygresja, a jutro dalej o Targowej 19 i 21. 

17 kwietnia 2013

Targowa 19 i 21, część 1: Wczoraj i dziś

1936:
2013 (13 kwietnia):
Pierwsze zdjęcie krąży po internecie, wziąłem je ze strony zawinklem.pl, wg zamieszczonej tam informacji jego autorem jest Tadeusz Przypkowski.

Jutro więcej zdjęć z Targowej 19 i 21.