30 czerwca 2013

Tam byłem

Jak już cały świat pamięta, w ostatnim poście w miesiącu wrzucam coś spoza Warszawy. Gdy kończy się czerwiec, wiadomo, jak jest: niby lato jeszcze młode, ale dzień się skraca, a zieleń ciemnieje. Postarajmy się przez chwilę gdzieś być - już niedługo nas tam nie będzie.
Zdjęcia analogowe z 2010 roku.

27 czerwca 2013

Podwójna klatka na Noakowskiego 12

Przy ulicy Noakowskiego 12 w niedoburzonej części Śródmieścia stoi kamienica. Jest to miejsce potworne, a podwórka ma dwa. Pierwsze podwórko:
Drugie podwórko:
Różnią się czymś? Nie różnią. Pełna typizacja. Smutne to i żałosne: ludzi, nieskończenie różnorodne jednostki, zmuszać do życia w standardowych pudełkach.
Pośrodku takiego dusznego podwórka musi oczywiście być kapliczka – na sam widok tych ponurych ścian włosy stają dęba, a jak trwoga, to do Boga. Umówmy się – nie ma czego fotografować, taki sam odpustowy kicz jak gdzie indziej.
Na samym dnie wilgoć, zielony liszaj, pełzają glisty i stonogi. Co tylko ma skrzydła, ucieka ku słońcu.
Wiadomo, na takie podwórka prowadzą bramy. Blogerzy ganiający po mieście z aparatami lubią fotografować takie bramy, ale właściwe co w nich ciekawego? Nic. Oj, podejrzani ci blogerzy.
Wysoko, pod strychami takich kamienic są małe, smutne okienka, przez które widać smutne dachy i kominy, a nie widać wesołych gór, morza, jezior, pól i lasów – po prostu zupełnie ich nie widać.
Jedna z klatek schodowych w kamienicy przy Noakowskiego 12 – w tym relikcie mrocznego średniowiecza, gdy ludzie żyli po tuzinie w jednej izbie z widokiem na podwórko ciemne, zatęchłe i smutne – przedzielona jest szklaną przegrodą. Po jednej stronie schody dla lokatorów, po drugiej – służbowe schody dla klasy wyzyskiwanej. Ci pierwsi mogą stąpać po kafelkach, tym drugim niech skrzypi pod nogami, niech im drzazgi włażą.
I pomyśleć, że całe to miasto tak wyglądało. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności pomógł je przewietrzyć, unowocześnić, zazielenić i udrożnić.
Jak widać, znów ten dziewiętnastowieczny późnośredniowieczny odpustowy gust: każde szkiełko inne, zerowy zmysł ładu, charakterystyczna dla ludów prymitywnych fascynacja tokarką.
Cieszmy się, że te czasy minęły! Nigdy więcej domów bez słońca! Nigdy więcej wyzysku człowieka przez człowieka, żywotów zmarnowanych na wylewaniu nocników i mieszaniu zup! Nigdy więcej dusznych mansard i zagrzybionych suteren!
(A za wprowadzenie mnie na Noakowskiego 12 dziękuję Z.)

22 czerwca 2013

Zieleń na przestrzał

W czerwcu roku 1998, czyli piętnaście lat temu, uczyłem się do wyjątkowo durnego egzaminu. Wymagało to wbicia sobie do głowy kilkuset paragrafów skryptu, niemożliwych do opanowania w inny sposób, bo całkiem pozbawionych wewnętrznej logiki. Nauka ta dała jednak okazję do eksperymentu. Był ciepły dzień, nie upał, cumulusy i lekki wietrzyk. Pojechałem na Plac Wilsona i wystartowałem z Parku Żeromskiego. Szedłem przez kolejne parki, czy też przez kolejne tereny zielone, od wolnej ławki do wolnej ławki – albo murka, pieńka, schodka itd. Na wolnym siedzisku siadałem i uczyłem się paragrafu. Powtórzywszy go, szedłem dalej. Coś po drodze jadłem przy sklepach spożywczych, pamiętam jeden w okolicy Placu Inwalidów, dokąd zboczyłem z zasadniczej trasy. W ten sposób doszedłem aż do ulicy Gagarina, prawie nie wychodząc z zieleni – można rzec: nie wykraczając poza parki miejskie, jeśli za taki uznać na wyrost np. trawnik pod Nowym i Starym Miastem, wtedy jeszcze nie zwany Parkiem Fontann. Mój szlak wyglądał mniej więcej tak – wszystkich szczegółów nie pamiętam, szedłem na azymut:
Park Żeromskiego – Hauke-Bossaka (? albo inna żoliborska ulica; to najdłuższy na całej trasie fragment uliczny, ale przyjemny do spaceru) – wzdłuż fosy Cytadeli, między nią a podwórkami na tyłach Dymińskiej i Krajewskiego, gdzie mnogość placyków zabaw – tunelem pod torami kolejowymi i Słomińskiego – wzdłuż boiska do Międzyparkowej.
W ʼ98 lewej szkarady jeszcze nie było, a Intraco miało chyba starą elewację. Dalej przejściem z kołowrotkami przez Międzyparkową i na azymut Parkiem Traugutta. Dalej w szczegółach nie pamiętam: za fortem w dół w stronę Wisły albo przez Sanguszki do Nowego Miasta i w dół schodami za kościołem NMP. Potem pod Starówką aż do mostu Ślą-Dą. Fragment od mostu do Tamki również odtwarzam hipotetycznie; trudno pamiętać pojedyncze przejście przez Mariensztat i Powiśle. A zatem: od pasów przy dzisiejszych Ogrodach Zamkowych (w ʼ98 stał tam obrzydliwy barak, a ogrody istniały wirtualnie) ślimakiem kilkadziesiąt metrów do parkingu pod mostem, z którego jest zejście na Rynek Mariensztacki – przez rynek – Furmańską, zahaczając o zieloną połać między tyłami Bednarskiej i ulicy Mariensztat, dziś zwaną skwerem Orgelbranda. 

Za Bednarską wzdłuż Furmańskiej zaczyna się znów zielony ciąg: najpierw trochę przestrzeni między ulicą a parkanami ogrodów seminaryjnych i prezydenckich, potem, za Karową, park pod uniwersytetem, ciągnący się do Oboźnej. Z Oboźnej kolejną pustacią można przejść do Dynasów. Te zaś mają wąski, pieszy odcinek – z jednej strony kilka kamienic, z drugiej stroma, zielona skarpa – którym wychodzi się prosto do kładki nad Tamką. Z kładki schodkami w górę na skwer za Akademią Muzyczną – początek półwirtualnej Alei na Skarpie. Po lewej mija się punkt widokowy nad murem ogrodów szarytek.
Po dojściu do Smolnej trzeba zmienić kierunek, drogę na wprost tarasuje bowiem samochodowy ściek. Ponieważ jednak celem jest długi spacer wśród zieleni, z radością przyjmujemy jego wydłużenie, skręcamy i złazimy ze skarpy obok ocalałego pawilonu Szpitala PCK, przechodzimy pod wiaduktem, idziemy kilkadziesiąt metrów ulicą Kruczkowskiego, mijamy Dworzec Powiśle i kolejny wiadukt. Stąd prosta droga przez kolejne parki prowadzi do bramy Łazienek. Można iść prosto jak strzelił, po drodze zaliczając tylko jeden fragment uliczny, ale znów miły i ustronny, mianowicie uliczkę Hoene-Wrońskiego. Żeby jednak dodać szykan, odbijamy przez park na prawo, niemal dochodząc do najładniejszej wieżyczki wiaduktu Poniatoszczaka, i podążamy dalej wzdłuż ogrodzenia Muzeum Wojska Polskiego.
Za ogrodzeniem z powrotem na skarpę - przez park do kładki nad Książęcą. Za kładką można iść prosto obok Muzeum Ziemi. Żeby jednak dodać szykan: tuż za nią w dół wzdłuż ogrodzenia domu Pniewskiego, jednego z niezwyklejszych miejsc w Śródmieściu – wąwozem – w górę schodami obok Ymki – w lewo ni to ulicą, ni to skwerem, ni to parkingiem aż do schodów odeskich – przed nimi w prawo, by Aleją na Skarpie kontynuować mozolne wkuwanie paragrafów aż do kładki nad Myśliwiecką. Za kładką można iść prosto do kolejnej kładki nad Trasą Ł. Żeby jednak dodać szykan, w miarę zbliżania się do trasy schodzimy znów ze skarpy, przekraczanie tego monstrum jest bowiem przyjemniejsze od spodu, gdzie ciszej. Za trasą jest park zwany Agrykolą, a dalej Łazienki – tu nie ma już drogi innej niż przez zieleń.

Przeszedłem więc na przestrzał przez całe Śródmieście z północy na południe, czyli po dłuższym wymiarze – a także przez kawał Żoliborza.

Zresztą spacer taki można w obie strony kontynuować. Na północ – przez Kępę Potocką i Lasek Bielański, a dalej być może przez kolejne puszcze i zagajniki aż po strefę tundry. Na południe przez Morskie Oko, dalej wzdłuż półwiejskiej ulicy Piaseczyńskiej... Niewykluczone, że przez całą Warszawę dałoby się przejść, nie wkraczając na teren normalnie zabudowany.

Celem tej opowieści nie jest propagowanie zachwytu: ach, zielona Warszawa. Większość zieleni, przez którą szedłem – często nie wiem nawet, jakim słowem te miejsca określić, "park" nie zawsze pasuje, "skwer" czy "ogród" prawie nigdy – pojawiła się wskutek wojennej, okupacyjnej i powojennej katastrofy, ma więc pochodzenie przypadkowe i zwykle jest zaniedbana. Z drugiej strony, wśród historycznych parków Warszawy nie ma – może poza Łazienkami – żadnego, który nie straciłby dużo na świetności w porównaniu z kształtem przedwojennym. Niemniej swój spacer polecam. Zamiast paragrafów peryferyjnych mądrości proponuję co ławka uczyć się kilku wersów Pana Tadeusza, całować się albo zmawiać zdrowaśkę.

18 czerwca 2013

Ulica Jakubowska wczoraj i dziś, część 5 (widoki z Mostu i Alei Poniatowskiego)

Wracamy na nadwiślański kraniec Jakubowskiej, opisywany już w 2 i 3 części cyklu poświęconego tej uliczce.
Pierwsze zdjęcie jest z roku 1934, pochodzi z NAC (z archiwum IKC, jak zwykle), a przedstawia widok z Mostu Poniatowskiego. Gawiedź przygląda się Wiśle, której stan jest wysoki - chyba podobny jak podczas ostatniej wysokiej wody w roku 2010. Poza rzeką i ludźmi widzimy od lewej: pierwszy filar mostu, przyczółek praski ze schodami i wieżyczką, skrzyżowanie Jakubowskiej i Miedzeszyńskiej oraz kilka domów. Na zdjęciu z końca maja 2013 widać niewiele, dodaję więc widok z obiektywu skierowanego bardziej w dół:
Wody mniej niż w '34 nie tylko przez brak fali powodziowej, ale też przez zwężenie koryta Wisły za sprawą budowy ostróg w latach 60. czy nawet 70.

Wśród budynków na pierwszym zdjęciu są opisywane już przeze mnie kamienice przy Jakubowskiej 4 (nr 1) i Łotewskiej 11 (2). Cyfrą 3 oznaczyłem dom przy Jakubowskiej 14, projektu Czesława Przybylskiego. Zdjęcie ukazuje jego boczną, zachodnią ścianę, stojącą do dziś w niezmienionym kształcie, trudną jednak do sfotografowania, bo tuż obok stoi inny, powojenny budynek. Numer 4 natomiast to dach tajemniczej, nieistniejącej kamienicy przy Estońskiej - dzisiejszy adres: Estońska 5A - o której była mowa w części 3.

Kolejne obrazki to stopklatki z filmu Juliena Bryana, słynnego amerykańskiego filmowca, który dokumentował Warszawę w roku '39 i '46. Jego nagranie wplecione jest w film Korespondent Bryan - z niego wziąłem trzy zrzuty przedstawiające widok z Alei Poniatowskiego, czyli ze zjazdu z mostu po praskiej stronie, w drugiej połowie września 1939 roku, jeszcze przed kapitulacją Warszawy.
Operator stał w oknie wieżyczki Poniatoszczaka - tej, którą widać na pierwszym zdjęciu w poście. W drugim i trzecim kadrze na pierwszym planie widać sterczącą ku górze - bo wyrwaną z ziemi przez bombę - poręcz schodów prowadzących z nasypu na Jakubowską. Schody są w tym samym miejscu do dziś i nawet poręcz wygląda na tę samą. Czwarte zdjęcie, które wziąłem z cytowanej już kilkakrotnie Pragi Południe XX Wieku, to niewątpliwie dalszy ciąg tej samej sceny. Na drugiej stopklatce dwie kobiety odrywają się od strumienia pieszych, idących w kierunku ronda Waszyngtona, i zaczynają schodzić z nasypu, szukając drogi przez rumowisko w miejscu rozwalonych schodów. Jedną z nich widać również na trzecim i czwartym obrazku. W Korespondencie Bryanie tego momentu już jednak nie ma; zapewne użyto tam tylko fragmentu nagrania. Zdjęcie współczesne z ostatniej niedzieli; od firmowej panoramy Olympusa wolę własnoręczną sklejkę z dwóch zdjęć, a na klatkę schodową wieżyczki się nie wbiłem wskutek nieszczęsnej dysfunkcji we władaniu wytrychem. 

Kadry z września '39, gdy im się przyjrzałem, zweryfikowały to, co pisałem w poprzednich częściach. Znów zatem kilka szczegółów. Na prawo od bocznej ściany Jakubowskiej 14 - numeru 3 na zdjęciu z roku 1934 - widzimy dom przy Estońskiej 8, zbudowany w roku 1936 według projektu Heleny i Szymona Syrkusów, charakterystyczny dzięki dwóm rzędom okien przecinającym całą fasadę. Dom z bliska wygląda dziś tak - niezbyt świeżo, ale stoi:
Dalej na prawo widać kamienice przy Łotewskiej 12 i 14, opisane już i obfotografowane w 1 części cyklu, oraz tył budowanego domu przy Łotewskiej 15; te trzy także stoją do dziś. Dla porządku tylna ściana Łotewskiej 15 w obecnym stanie:
Najbliżej ulicy widzimy zaś ścianę szczytową i jednospadowy dach kamieniczki z rogu Jakubowskiej i Łotewskiej, bez wątpienia tej samej, której skraj widać na trzech historycznych zdjęciach z 1 części. 

Kolejne dane wymagają więcej uwagi. Przypomnę zdjęcie, któremu poświęciłem już dwa posty:
Po budynku przy Jakubowskiej 4, opisywanym w 2 części, pozostał we wrześniu '39 zwał gruzów i kawałek bocznej ściany:
Budynek nie był więc, jak sądziłem, częściowo zniszczony; był całkowicie zburzony, a dziwny kształt jego następcy wynika zapewne z recyklingu fundamentów. Dzisiejszy dom przy Jakubowskiej 4 jest niewątpliwie przykładem budownictwa z lat okupacji. Balustrada na jego klatce schodowej, której dwa zdjęcia już zamieszczałem, mogła po prostu zostać ściągnięta z innej wrześniowej ruiny.

Kadry z filmu Bryana weryfikują także moje domysły na temat tajemniczej kamienicy w miejscu dzisiejszej Estońskiej 5A:
Proszę się przyjrzeć uważnie: ze zburzonego budynku widzimy mniej więcej połowę środkowego ryzalitu, którego szczyt już się zawalił., oraz część dachu z kominem. Co zostało z południowej (dla nas prawej) połowy domu, trudno orzec, połowa północna natomiast już nie istnieje.

Ostatnia historyczna fotografia, znowu z NAC, jest z roku 1962. Przedstawia ten sam widok co ta z roku 1934, tyle że fotograf stał kilkadziesiąt metrów dalej od brzegu, tuż za trzecim filarem mostu. Widać na niej pierwszy i drugi filar oraz fragmencik trzeciego na dolnej krawędzi kadru. Widać także nieistniejący dziś róg Jakubowskiej i Miedzeszyńskiej, którą jedzie autobus:
Śmieszne Wańki Wstańki z tych mostowych wieżyczek: wojnę przetrwały, ale w latach 50. je rozebrano, po czym w latach 80. zbudowano od nowa. Teraz to samo spotyka jeden z pawilonów po warszawskiej stronie. 

Ze zrobieniem współczesnego odpowiednika szło mi jak po grudzie. Wracałem kilka razy w to samo miejsce; albo perspektywa się nie zgadzała, albo w kadrze brakowało filarów mostu. Wreszcie skojarzyłem, że podczas remontu na przełomie lat 80. i 90 most poszerzono. Aby ująć filary, musiałem więc się wychylić bardziej niż fotograf z lat 60. - przez co przestał być widoczny cień balustrady:
Widać też inne przykre zmiany, z których główną jest pomniejszenie przestrzeni życiowej pieszych na rzecz umilenia życia samochodom. A na róg Jakubowskiej i Miedzeszyńskiej niebawem powrócimy.

15 czerwca 2013

Balkonowy magnetyzm

Balkon w przedwieczornym słońcu nad ulicą Francuską, czerwiec, pachnie Saska Kępa (w pobliżu trzy kebaby, frytki, kurczaki z rożna i burger bar). Aż chce się na chwilę przystanąć, rozmarzyć.
Balkon przyciąga wzrok, magnetyzuje wręcz za sprawą tajemniczej pomarańczowej substancji na suszarce. Wpatrywałem się, ale nie wiem, co to: mop? przyrząd toaletowy? uprany kot? bielizna erotyczna?

12 czerwca 2013

Bazar Rogatka

Dawno nie byliśmy na Kamionku. A gdzie indziej jest tak pięknie?