26 lipca 2013

O śmieciach (i o śmietnisku medialnym)

Zastanawiam się, czy teksty dotyczące miejskiej bieżączki społeczno-politycznej mają na takim blogu sens. To domena codziennych mediów, w tym platform typu Salon 24; nie ma co udawać, że blog czytany przez kilkadziesiąt osób jest tu poważną propozycją. Pisząc o przeszłości małej, nieśródmiejskiej uliczki, mogę przypuszczać, że nikt inny nie zrobi tego równie systematycznie - co za tym idzie, że blog ma obiektywną wartość. Pisząc o dewastacji zabytków, mogę mieć nadzieję, że ktoś kiedyś użyje tego jako dokumentacji, co również nadaje blogowi wartość. Natomiast pisząc o bieżących sprawach miasta - nie o polityce w ścisłym sensie, ale sprawy te siłą rzeczy stają się polityczne, skoro mają związek z władzą - robię coś, czym powinny zajmować się media. Robiąc to na blogu prywatnym i niszowym, działam jak dziecko, które bawi się w wojnę. Sęk jednak w tym, że owych mediów, które powinny opisywać miejską doraźność, nie ma. To sytuacja dość nowa, która wciąż mnie zdumiewa. Cofnijmy się w czasie o pięć lat - mieliśmy wówczas trzy sensowne warszawskie gazety: poza Stołeczną dodatek do Dziennika i przede wszystkim Życie Warszawy. W telewizjach słabo się orientuję, ale zdaje się, że TVN Warszawa było wówczas osobnym kanałem, którym już nie jest. Dziś telewizje są albo oficjalnie zaprzyjaźnione z władzą ("Lemingi nie chcą, żeby się śmiano z PO" - dyrektor TVN w autoryzowanym wywiadzie), albo bezpośrednio od niej zależne, żadne radio poświęcone sprawom lokalnym nie istnieje, żadne duże medium internetowe poświęcone Warszawie (po roku '44) nie istnieje (na stronie tvnwarszawa widzę zazwyczaj te same nagłówki co w Stołecznej), warszawskie gazety się zwinęły, pozostało w pejzażu jedno jedyne medium: internetowa i papierowa Stołeczna, na którą wszyscy jesteśmy skazani. Ale - pomijając ogólną o niej opinię - jako medium jedyne, czyli jako monopol medialny, z definicji nie może ona pełnić funkcji, jaką powinny pełnić w społeczeństwie media, monopol medialny ma się bowiem do tej funkcji tak jak demokracja ludowa do demokracji. Dlatego niżej bieżączka. Piszę to, co piszę, bo mam poczucie, że powinno to być napisane, a dotąd nie czytałem.

To był wstęp, teraz meritum: śmieci.

Przypomnę od początku: Sejm uchwalił itd., itd., itd. Miasto w marcu uchwaliło stawki za wywóz śmieci, ogłosiło obowiązek składania deklaracji o liczbie mieszkańców i rozpisało przetarg. Te pierwsze stawki w przypadku mieszkańców budynków wielorodzinnych - tylko tym się zajmę, ograniczając się do swego ogródka - były następujące (za odpady selekcjonowane): gospodarstwo domowe jednoosobowe: 19,5 zł, dwie osoby - 37, trzy - 48, cztery i więcej - 56. Zrobiłem prostą kalkulację dla budynku, w którym mieszkam; suma wyniosła 191,5 zł. Było to o ok. 15% mniej niż przeciętny rachunek płacony za wywóz śmieci dotychczas (jego dokładna wysokość była zmienna, a zależała od liczby roboczych czwartków w miesiącu, bo w te dni przybywała śmieciara). Mieszkańców jest jednak mniej niż zwykle, gdyż jedno mieszkanie stoi od kilku miesięcy puste po śmierci właścicielki. Gdyby dodać jednego czy dwóch lokatorów, różnica stałaby się znikoma. Przyjąłem więc, że stawki są racjonalne i pokrywają rzeczywiste koszty wywozu śmieci.

Co było potem, pamiętamy: Krajowa Izba Odwoławcza unieważniła warszawski przetarg na wywóz, napisany tak, by zamiast dotychczasowych 90 firm z tej branży całą kasę zgarnęła jedna, mianowicie miejskie MPO, w którym posady, pensje i premie rozdają towarzysze z ratusza. Ponieważ zbiegło się to w czasie z przygotowaniami do referendum anty-HGW, nastąpiło tąpnięcie. Na miejsce odpowiedzialnego za przetarg wiceprezydenta Kochaniaka powołano burmistrza Bemowa, wsławionego tym, że w celu zagłuszenia oponentów ściągnął kiedyś na sesję rady dzielnicy klaunów - o tym też warto by więcej napisać. Przede wszystkim jednak na okres przejściowy, trwający co najmniej do końca stycznia, a potrzebny po to, by zrobić nowy przetarg - o którym Monopol Medialny donosi, że znów coś nie halo - uchwalono nowe, prawie o połowę niższe stawki "pomostowe". (W okresie tym system jest zamrożony w dotychczasowej postaci, firmy, które wywoziły odpady, robią to nadal, z tą różnicą, że faktury - w domyśle tej samej wysokości co dotąd - wystawiają miastu, nie właścicielom nieruchomości; miasto im płaci, a od właścicieli ściąga opłatę śmieciową według pomostowych stawek).

Dlaczego stawki pomostowe są o połowę niższe? Oficjalnie wynika to z kalkulacji uśredniającej (w przeliczeniu na mieszkańca) koszty wywozu śmieci według danych miejskich ZGN (Zakładów Gospodarowania Nieruchomościami). Ale w gruncie rzeczy - teraz zacytuję Monopol: "Ile pieniędzy ratusz będzie płacić miesięcznie firmom za wywóz śmieci - tego władze Warszawy nie wiedzą. Wiceprezydent Dąbrowski mówi, że trzeba poczekać na faktury. Nie wiadomo też, czy pieniędzy zebranych w opłacie śmieciowej od mieszkańców wystarczy na opłacenie rachunków, które wystawią firmy. - Miasto jest przygotowane na to, że dopłaci - zapewnia wiceprezydent". Według innej, powszechnej interpretacji niższe stawki są więc rzucone na stół jako kiełbasa referendalna.

Dokonałem ponownego obliczenia, którego wynik umieściłem na deklaracji złożonej w urzędzie dzielnicy. Różnica w stosunku do pierwotnych stawek - tych uchwalonych w marcu - wynosi 86,5 złotego, co w podziale na liczbę mieszkańców (11) daje 7,86 zł miesięczne na osobę. Zaokrąglam do 8. Dalsza kalkulacja jest czysto hipotetyczna, amatorska i grubo przybliżona. Osiem złotych mnożę przez 1 720 000 mieszkańców Warszawy (najaktualniejsza liczba ze strony UM) = 13 760 000. To z kolei przez siedem miesięcy - okres obowiązywania systemu pomostowego = 96 320 000. Kalkulacja jest, jak piszę, hipotetyczna, powyższą sumę z pewnością można jednak bezpiecznie zaokrąglić w górę do co najmniej stu baniek. Co prawda za piątą osobę w mieszkaniu się nie płaci, za to stawki w domach jednorodzinnych są wyższe, przede wszystkim zaś kalkulacja pomija lokale użytkowe.

Mamy teraz dwie możliwości:

a) Jeśli pierwotne stawki uchwalone przez Radę Miasta były właściwe, czyli pokrywały rzeczywisty koszt wywozu odpadów - przy obecnych, niższych stawkach te sto baniek to deficyt, który miasto Warszawa będzie musiało pokryć z innych środków. Skąd mianowicie? Otóż z tego budżetu, który jest deficytowy i dla którego ratowania ostatnio gwałtownie poszukiwane było np. 180 milionów oszczędności na komunikacji miejskiej. To więc, co krojeniem autobusów "zaoszczędzono" (daję cudzysłów, bo nie każda rezygnacja z wydatku jest oszczędnością), urzędnicza niefrasobliwość względnie bezczelność przetargowa, względnie hojność przedreferendalna, na powrót roztrwoniła (bez cudzysłowu). Ale skoro to tylko jedna z możliwości, zmienię tryb na warunkowy: roztrwoniłaby

b) Druga możliwość jest taka, że deficytu nie będzie albo będzie znacznie niższy. Wydaje mi się to nader mało prawdopodobne; przypomnę, że pierwotne, wyższe stawki w przypadku budynku, w którym mieszkam, i tak dawały sumę niższą od dotychczasowych rachunków. Ekstrapolacja na podstawie jedenastoosobowej wspólnoty może jednak być mylna. Przyjmijmy więc, że deficytu nie będzie. W takim razie skąd pierwotne, prawie o połowę wyższe stawki? Na jakiej podstawie uchwalili je radni, a my mieliśmy płacić? Dlaczego system pod zarządem miasta miał być dla obywateli o dwieście milionów rocznie droższy od dotychczasowego, wolnorynkowego?

W uzupełnieniu mógłbym walnąć litanię, co można za sto milionów złotych, ale post i tak jest długi, niech więc zainteresowani sami zbadają koszt potencjalnych miejskich inwestycji typu blok komunalny... przedszkole... most... basen... stacja metra.

Nie krygujmy się i nie unikajmy wniosków politycznych: moim zdaniem ta jedna sprawa w zupełności wystarczy, by odwołać ekipę z ratusza. Co nie znaczy, że sądzę, że po wyborach będzie lepiej - nie postawiłbym na to złamanego szeląga. Ale uświadomienie politykom, że wisi nad nimi jakaś sankcja, samo w sobie ma wartość.

17 komentarzy:

  1. Przychyliłbym się do drugiej interpretacji, że pierwotne stawki celowo zawyżono. Wygrać miało MPO, a sam napisałeś, kto obsadza w nim stanowiska... Ręka rękę myje, nawet w branży śmieciowej.
    Co do źródeł wiedzy o Warszawie, doliczyłbym jeszcze "Radio Dla Ciebie". Ambicje ma ogólnomazowieckie, ale o Warszawie nie zapomina. Przyznam, że ostatnio nie słucham go zbyt często, jednak coś niecoś na temat stolicy w nim mówią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radia dzielą się chyba na Tok FM, Radio Maryja i radia muzyczne, a selekcja słuchaczy jest wg cierpliwości na puszczaną muzykę - dobrze myślę? Tak czy siak, od lat nie słuchałem niczego poza dwójką, sporadycznie trójką.

      Usuń
  2. Jako że mam do czynienia z tematem bardziej zawodowo, to tylko dodam, że po primo ustawa miała wybitnie długie vacatio legis (wręcz niespotykane w kraju), co być może paradoksalnie przyczyniło się do klęski jej wprowadzenia (choć nie wszędzie, nie wszędzie), a po drugie primo - w większości miast miejscowe MPO/MPUK całkowicie jawnie i otwarcie tworzą i przeprowadzają przetargi, w których - o, co za zaskoczenie - wygrywają. I to nie w żadnym Pipidówku Małym, tylko w wielkich miastach wojewódzkich. Syf, panie, i tyle w temacie śmieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przynajmniej do świadomości zbiorowej przebił się fakt, że także śmieci mają swoją cenę. W związku z tym można wypuścić w miasto Punkty Skupu Śmieci. Wtedy kryterium byłaby najwyższa cena i stolica stałaby się wzorem czystości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już na to wpadli xxx lat temu - punkty skupu złomu skupują śmieci z metali wszelkich. Kiedyś były jeszcze punkty skupu makulatury i butelek, ale dziś to prawie wspomnienie.

      Usuń
    2. Mnie się wręcz wydaje, że różne rodzaje pokątnego złomiarstwa i śmieciarstwa są jednym z liczniej wykonywanych zawodów w wielkich miastach.

      Usuń
    3. Rozchodziło się o śmieci typu śmieci a nie śmieci z surowców wtórnych (bo obiło mi się o uszy, że takie są zbierane). Na marginesie zauważę, że również Punkty Skupu Śmierci czekają na swoje 5 minut. Trzeba tylko przełamać monopol komunalny.

      Usuń
    4. U mnie selekcję i odzysk śmieci prowadzi od lat Pan Dozorca. Traktuje to jako część swej roboty. Przetrzepuje wszystko. Zakłada rękawice i robi śmieciom kipisz. Przerzuca, wybiera, rwie, ugniata. Poza metalem pozyskuje każdy kawałek drewna na opał - mieszka na Wileńskiej i ma piec. Pozyskuje wyrzucone AGD. Przypuszczam, że i inne rzeczy pozyskuje. Gardzi jednak drobnicą ww rodzaju puszek. Te zostawia nurom, którzy czasem też dorwą się do kontenera. Biorą, co im zostawił. Pan Dozorca jest zaradny, wesoły i uśmiechnięty, żaden tam dziad, do pracy przyjeżdża Tico. Poprzedni miał działkę pod Kołbielą i także zbierał drewno na opał. Nie tylko drewno zresztą. Płyta wiórowa też się pali.

      Usuń
  4. za długie. nie czytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. idzie burza.
      i oczyści
      te przedmurza
      nienawiści.

      Usuń
    2. Próbowałem nienienawistnie.

      Usuń
    3. wzruszony sumieniem przeczytałem i zadumałem się.
      dotychczas woziłem śmieci do lasu i było OK, nikomu to nie przeszkadzało. a teraz? jeszcze dopłacić, jeszcze dopłacić?

      Usuń
  5. W styczniu być może* będziemy mieli w Warszawie Neapol. No, ale to już po referendum.



    * A dlaczego "być może"? - No, bo on tego jeszcze nie wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym nie myślałem. W styczniu przynajmniej materia nie śmierdzi, sama się konserwuje, jakby co, problem jest na dwa miesiące odroczony.

      Usuń
    2. Przetarg ciągle jest w jakichś instancjach odwoławczych, zdaje się. Obowiązuje stawka pomostowa, ta o połowę niższa od pierwotnie uchwalonej, i nie wiadomo, jak długo jeszcze tak będzie? Muszę te sprawy śledzić, bo zarządzam wspólnotą (siedem mieszkań wszystkiego). Ale śmieci wywożą (SITA) bez zarzutu.

      Usuń