9 września 2013

Kościoły współczesne z sensem 1: Kościół Opatrzności Bożej w Wesołej 1/4

Zaczynam z dość grubej rury, od kościoła, który sam stawiam bardzo wysoko. Jest on też znany, może nawet słynny – choć na pewno więcej warszawiaków o nim słyszało, niż go widziało. Kołacze mi się po głowie, że po wpisie do rejestru kilka lat temu wnętrze kościoła w Wesołej było wręcz najmłodszym polskim zabytkiem, w aktualnym rejestrze jednak go nie znalazłem.
Letniskowa wieś Wesoła, od centrum Warszawy odległa w prostej linii o jakieś piętnaście kilometrów, pod tą nazwą handlową (analogia w sąsiedztwie: Radość) wyłoniła się z chaosu elektronów i antycząstek w okolicach I wojny światowej, kiedy dobra swe rozparcelował z przeznaczeniem na działki rekreacyjne właściciel Woli Grzybowskiej (dziś dzielnica Wesołej), książę Emanuel Bułhak. O nim jeszcze poczytamy, nie tylko dziś. Ponieważ niezbadane są wyroki Opatrzności, Wesoła z czasem stała się miastem, wchłaniając starsze od siebie okoliczne miejscowości, jak rzeczona Wola Grzybowska czy Stara Miłosna, a od roku 2002 jest najmłodszą dzielnicą Warszawy, o czym zdecydowali jej mieszkańcy w referendum akcesyjnym. Fakt ten uprawnia nas do traktowania opisywanego kościoła jako jednoznacznie warszawskiego, bez żadnego naginania zasad moralnych. (A swoją drogą, ciekawe, że warszawiaków nikt nie pytał o zgodę na ten mariaż. Ja na przykład chętnie przyznałbym Wesołej status kolonii, ale żeby od razu pełna unia? Zresztą można by pójść za ciosem i warszawskimi koloniami uczynić kilka innych polskich miejscowości letniskowych, np. , czy ).

W letnisku Wesoła kościoła nie było, czemu postanowiono zaradzić. Zwrócono się z tym do księcia Bułhaka, który swoim zwyczajem – podobnie uczynił bowiem z placami pod kościół parafialny i klasztor loretanek w Rembertowie, a fundował i dzieła świeckie, na przykład Gladiatora stojącego na schodach w Zachęcie – darował parcelę, obejmującą wyniosłość terenu, czyli, mówiąc banalnie, wydmę, jak to na Mazowszu. Na jej szczycie stoi dziś kościół, na zboczu zaś rozciąga się cmentarz, a za nim las. Książę Bułhak, na stałe zamieszkały w krajach śródziemnomorskich (zmarł w Nicei), człowiek wysokiej kultury, tłumacz Pseudo-Dionizego Areopagity, zrobił nawet więcej: ufundował kościół i wybrał dla niego kształt neoromański, według projektu Włocha Luigiego Malgheriniego, inspirowanego świątyniami wczesnośredniowiecznymi. (Z tym fundowaniem nie mam pewnych danych, według innych informacji budowa była ze składek parafian; jedno nie wyklucza drugiego).

Kościół jest, mówiąc w skrócie: jednonawowy, niewielki, harmonijny, bardzo oszczędny i neoromański w detalu. Z prostej bryły wyodrębnia się tylko klasyczna, zaokrąglona absyda.

Budowa zaczęła się w roku 1935, kościół stanął w stanie surowym w 1939 (dach ukończono w pośpiechu w październiku owego roku). Potem była wojna itd., dość że na początku lat siedemdziesiątych nowy proboszcz w Wesołej – już mieście – zastał kościół niewykończony. Proboszcz ten, ks. Stefan Wysocki – żyje po dziś dzień, jest w Wesołej rezydentem-emerytem – podjął decyzję niebanalną, mianowicie: a) nie udał się do pana kamieniarza Waldka, który może machnąć marmurową lamperię i ma szwagra stolarza, to niech on coś wyrzeźbi; b) nie skompilował standardowego wyposażenia z krucyfiksem w stylu zaiste barokowym, drogą krzyżową w stylu doprawdy romantycznym, sediliami w stylu iście renesansowym, witrażami w stylu komiksowo-gotyckim, żyrandolami w stylu sacro-glamour i polichromią w stylu mózg kwiaciarki po napromieniowaniu, tylko: c) z propozycją wykończenia wnętrza zwrócił się do Jerzego Nowosielskiego, decyzję tę motywując przekonaniem, że ów potrafi sprostać zadaniu postawionemu przez ascetyczną neoromańską architekturę. W rezultacie Nowosielski w latach 1975–79 pokrył polichromiami absydę, narteks pod chórem, chór i strop, namalował drogę krzyżową i krucyfiks, zaprojektował witraże, posadzkę, żyrandole, tabernakulum, a nawet podobno naczynia liturgiczne i ornaty – czyli zaprojektował we wnętrzu niemal wszystko. Działał też w kaplicy sąsiedniego domu rekolekcyjnego, to jednak rzecz osobna. Za całą tę pracę, dodajmy, nie chciał żadnych pieniędzy. (Ta wiadomość za: K. Czerni, Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego, Kraków 2011, s. 313).

Na tym chciałbym zakończyć historię, przechodząc do omówienia wymienionych przed chwilą elementów, nie jest jednak tak łatwo: w latach dwutysięcznych nowy proboszcz wykończył kościół z zewnątrz, tzn. okleił go styropianem i otynkował na biało. Co do tynku, nie mam zdania; trzeba by wiedzieć, czy przewidywał go pierwotny projekt. W każdym razie kolor mi się podoba. Dwie pierwsze wizyty w Wesołej złożyłem za czasów ceglanych, ale nie przyglądałem się murom, zafascynowany wnętrzem. Co do styropianu, z rozmowy z panem kościelnym dowiedziałem się, że rodzi on problemy: "zrobiła się puszka", w kościele jest wilgoć, która nie służy polichromiom. Cóż, puszka – dobre miejsce dla niektórych. Proboszcz z lat dwutysięcznych wprowadził ponadto zmiany we wnętrzu; szczegółowo opiszę je w kolejnych postach, na szczęście ich zakres był ograniczony. Zdaje się, że działalność owego księdza, dziś pełniącego szlachetną funkcję kapelana warszawskich strażaków, była przyczyną pośpiesznego wpisu kościoła do rejestru zabytków. Tak czy siak, proboszczem już on nie jest; w roku 2011 arcybiskup Hoser powierzył kościół młodym księżom ze wspólnoty Chemin Neuf, jednej z nowych francuskich wspólnot wyrosłych w ostatnich dziesięcioleciach, która wcześniej na zaproszenie księdza Wysockiego przejęła sąsiedni dom rekolekcyjny.

Tyle historii; na zakończenie dziś kilka widoków z zewnątrz i jeszcze jeden z wnętrza, które bardziej szczegółowo opiszę w kolejnych dwóch postach.
Widok z ulicy Piotra Skargi, którą dochodzi się do kościoła. Mimo że dookoła same wille, a kościół stoi na wzniesieniu, z daleka w ogóle go nie widać.
Kościół nie jest orientowany; absyda jest od południa, wejście od północy.
W ocieplonej elewacji odtworzony jest, na ile to możliwe, ceglany detal.
Ściana zachodnia, od strony cmentarza.
Dobudówka po prawej to zakrystia, wzniesiona już po wojnie. Oczywiście architektury tego kościoła nie uważam za "współczesną", ale nie można jej pominąć w kontekście wnętrza. 

Dygresja: skądinąd to przykład uzmysławiający, jak daleko i bezalternatywnie zaszliśmy w nowoczesność. W chwili budowy kościoła jego architektura nie była nowoczesna, ale nie była też czystym paseizmem, tylko aktualną propozycją. Dwie dekady wcześniej – doprawdy niewiele, zwłaszcza z perspektywy siedemdziesięciolatka, a był nim w roku 1935 Emanuel Bułhak – nie było przecież innej architektury sakralnej niż różne neo: neoromanizm, neogotyk, neorenesans itd. Bazylikę na Kawęczyńskiej, w zamierzeniu wierną kopię rzymskiej bazyliki św. Pawła za Murami, przez papieża Piusa XI – wcześniej nuncjusza w Warszawie – nazwaną podobno najpiękniejszym kościołem w Polsce, ukończono w roku 1923, ledwie dwanaście lat przed początkiem budowy w Wesołej. Tego typu historyzm był wówczas propozycją poważną, równoprawną z propozycjami modernistycznymi. Przez cały okres międzywojenny także w architekturze świeckiej w różnych proporcjach współistniały te dwie możliwości; żeby się o tym przekonać, wystarczy przespacerować się po Saskiej Kępie czy willowym Mokotowie. Były też (i nadal są) ciekawe próby łączenia tych dwóch języków, kościołów naraz modernistycznych i neoromańskich czy neogotyckich – kiedyś więcej o tym. Dziś na Saskiej Kępie również buduje się – sądzę nawet, że w równych proporcjach – tak budynki o architekturze "nowoczesnej", kontynuującej język przedwojennego modernizmu i funkcjonalizmu, jak i budynki o architekturze "tradycyjnej", z gankami, balaskami, pilastrami, gzymsikami, naczółkami itd. O ile jednak te pierwsze są dziś propozycją poważną, o tyle te drugie są już tylko tandetą i przejawem pustki w czaszce (być może są jakieś udane przykłady współczesnego historyzmu, ale ich nie znam). Podobnie w architekturze i w ogóle sztuce sakralnej czysty historyzm nieuchronnie popada dziś w tandetę i jest jedynie przejawem rezygnacji z myślenia – inaczej niż kilkadziesiąt lat temu.

Wnętrze w czwartek, o ile zdążę. (Chciałbym nadać temu blogowi rytm cotrzydniowy, ale nie wiem, czy to realne. Zjawiska takie jak regularność Marcina są dla mnie z innej planety).

12 komentarzy:

  1. ciekawy i stymmmulujący mózgowo wpis archisakralny.
    przy tym bardzo cenny przyczynek do zestawu argumentów przeciw 'termorenowacjom'! niestety, jeśli powiedziało się A, należy powiedzieć B i w tym przypadku zainwestować w system wentylacji, klimatyzacji, nawilżania i osuszania w jednym.
    w Wesołej również bawiłem dwa razy, przed ogaceniem, potem już nie.

    cóż to jednak jest "czysty historyzm"? czegoś takiego już nie ma, historyzm to zjawisko właściwe XIX wiekowi, właściwie w jego całości, a nawet wliczając klasycyzm... zresztą nieważne, Ty wiesz i ja wiem.
    chodzi o to, że coś może być zakorzenione w tradycji, albo stać w opozycji do niej. tradycja zaś w tym rozumieniu to kanon, język form, niezamknięty jednak na twórczą interpretację - i to najlepiej ilustrują ilustracje z polichromiami Nowosielskiego - oraz znaczenie, treść i sens, i wtedy jest sztuka. opozycja to tzw. nowoczesność czy awangarda, chociaż ma już ponad 100 lat, która jest wygłupem, prowokacją, wreszcie łatwizną i taniochą.
    połączenie tradycji i nowoczesności może dać dzieło wybitne, co zależy od klasą twórcy, albo tandetne badziewie, co jest naszą smutną powszednością sztuki i architektury.
    i tak dalej, jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że się niestety dość nudnie zgadzamy w poglądach, tylko czasem używamy nieco różnych pojęć. "Czysty historyzm" - miałem na myśli rzeczy takie jak to, co odkryłem, jeżdżąc ostatnio do Wesołej:

      https://maps.google.pl/maps?hl=pl&ll=52.22103,21.222861&spn=0.003306,0.010568&t=h&z=17&layer=c&cbll=52.221117,21.222874&panoid=Kd9XYuj2s_bSnhQd8jQB0A&cbp=12,246.85,,0,0

      Usuń
    2. koszmarnie nudnie. ale to co w linku, taż to nie historyzm. histeryzm. i ogromne pretensje.

      Usuń
  2. Jak na współczesny, nie jest źle. Inna sprawa, że on taki do końca współczesny nie jest, biorąc pod uwagę długaśną historię budowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale chodzi mi o wnętrze, które jest nieco młodsze niż ja, więc jeszcze nie całkiem spierniczałe...

      Usuń
  3. Moja lubić Romana i sztukę jego. Nawet o wiele jest to RomaNeo. Ciekawym wyglądu przed panierką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.wesola.waw.pl/zabytki/zdjecia/71260022.jpg

      Ale jak na Pinstainsta?

      Usuń
    2. Ze zdjęcia "sprzed" wynika, że pierwotnie był przewidywany tynk. Ale pewnie bez stEropianu.

      Kościół znam, słyszałem o nim, ale nie zrobił na mnie AŻ takiego wrażenia, jak się spodziewałem. Byłem tam raz - o ile dobrze pamiętam, to zamontowane były drewniane boazerio-lamperie, ale może się mylę, bo to było prawie 5 lat temu...

      Również w dzisiejszych kościołach widać pewien trend "ikonowy" - czyżby zapoczątkował go Nowosielski swoją "wesołą" realizacją?

      Usuń
    3. Tynk - też tak sądzę. Boazerie - dziś ich nie ma, może to była część uświetnień poprzedniego proboszcza, które odkręcono? O ile dobrze pamiętasz.
      Ikony - może jest tak, że nowożytna zachodnia sztuka sakralna zupełnie zbankrutowała i jedyna tradycja, która wciąż jest żywa, to tradycja ikony (przez co można rozumieć też malarstwo zachodnie do XV wieku). Nowosielski niczego nie zapoczątkował, dominacja ikony jest dziś bardzo widoczna np. we Francji, gdzie wpływy N. nie sięgają, ale pewnie jest przekonujący m.in. dlatego, że się w ten nurt wpisał.

      Usuń
    4. jest bardzo o k

      Usuń