Druga część spaceru po ulicy Mickiewicza będzie najkrótsza z czterech zaplanowanych, punktowa.
Jestem niezadowolony ze zdjęć, które w niej zamieszczam. Trudność fotografowania tej ulicy wynika z tego, co jest zarazem jej pięknem: ulica jest wąska, kanionowata, wszystko widzi się pod ostrym kątem.
Za modernistycznym domem z różowym przyziemiem, na którym (prawie) zakończyłem część pierwszą, po tej samej stronie ulicy stoją dwie dość zwyczajne kamienice. Kawałek pierwszej:
I cała druga:
Jestem niezadowolony ze zdjęć, które w niej zamieszczam. Trudność fotografowania tej ulicy wynika z tego, co jest zarazem jej pięknem: ulica jest wąska, kanionowata, wszystko widzi się pod ostrym kątem.
Za modernistycznym domem z różowym przyziemiem, na którym (prawie) zakończyłem część pierwszą, po tej samej stronie ulicy stoją dwie dość zwyczajne kamienice. Kawałek pierwszej:
I cała druga:
Kamienice te tworzą w istocie zachodnią pierzeję niewielkiego placyku, na który ulica się otwiera. Po jego południowej stronie stoi lalkowy Teatr Banialuka. Widok zza skrzyżowania z ulicą Sienkiewicza:
Banialuka jest przy ulicy Mickiewicza jedynym obiektem, wypada powiedzieć, nie peerelowskim nawet, lecz trzecioerpowskim, bo obecny kształt nadał jej remont zakończony w 2007 roku – i jest też obiektem najbrzydszym, wręcz oburzającym nie tyle swą szpetotą, ile rozpaczliwie nieporadnymi próbami jej upiększenia. Oczywiście twardzi zwolennicy nowoczesności w rodzaju słynnego krytyka architektury, autora niedawnej maksymy: „przedwojenna Warszawa była brzydka, ciasna, a na ulicach było mało drzew”, mieliby tu inne zdanie: ich zdaniem brzydka musi być przede wszystkim cała ulica, ciasna, bez drzew i z kamienicami pełnymi zdobień godnych sklepu z suwenirami. Tę możliwą różnicę sądów przyjmuję na klatę. Czy z powyższej oceny wynika jednak z logiczną koniecznością, że Banialuka jest ładna? Tego nie wiem.
Proszę zwrócić uwagę na zawijas w lewym dolnym rogu bocznej elewacji – to jest próba upiększenia, polegająca na zawijasowatym zróżnicowaniu faktur tynku. Proszę też zwrócić uwagę na liternictwo wielkiego napisu na froncie – o ile można to nazwać liternictwem.
Teatr Banialuka jest w istocie dwukrotnie przebudowanym budynkiem z lat 30., powstałym (dokładnie w roku 1935) jako żydowski dom kultury, zbudowany zapewne przez gminę żydowską („zapewne” – bo nie wiem, czy inwestorem była gmina, czy może jakieś towarzystwo kulturalne). Przysiągłem sobie, że nie wrzucę tu żadnego zdjęcia spoza ulicy Mickiewicza, a jedyne dwa przedwojenne zdjęcia tego budynku, jakie znalazłem, ukazują go od 3 Maja – więc ich nie wrzucam. Wydaje się, że był to ciekawy, trochę nieczysty modernizm – złamany nawiązaniami do lokalnego i zarazem etnicznego kontekstu, o którym za chwilę. Budynek ten w latach okupacji został przez Niemców spalony. Po wojnie przebudowano go na teatr – z pierwotnego kształtu, przynajmniej od ulicy 3 Maja, nic nie zostało, ale ten teatr też nie był brzydki. Sgrafitto zdobiące jego ślepą (po przebudowie) ścianę od 3 Maja stało się jednym z pocztówkowych bielskich widoków, a fasada z wąskimi oknami w dziwnych, kanciastych i masywnych obramieniach też miała jakiś charakter. Remont z lat dwutysięcznych zdołał go zatrzeć – po wymalowaniu w tzw. pastelowe barwy nietypowe obramienia wydają się po prostu grubaśną pastelową opaską. W zamian pojawiła się nowoczesność:
Teatr Banialuka jest w istocie dwukrotnie przebudowanym budynkiem z lat 30., powstałym (dokładnie w roku 1935) jako żydowski dom kultury, zbudowany zapewne przez gminę żydowską („zapewne” – bo nie wiem, czy inwestorem była gmina, czy może jakieś towarzystwo kulturalne). Przysiągłem sobie, że nie wrzucę tu żadnego zdjęcia spoza ulicy Mickiewicza, a jedyne dwa przedwojenne zdjęcia tego budynku, jakie znalazłem, ukazują go od 3 Maja – więc ich nie wrzucam. Wydaje się, że był to ciekawy, trochę nieczysty modernizm – złamany nawiązaniami do lokalnego i zarazem etnicznego kontekstu, o którym za chwilę. Budynek ten w latach okupacji został przez Niemców spalony. Po wojnie przebudowano go na teatr – z pierwotnego kształtu, przynajmniej od ulicy 3 Maja, nic nie zostało, ale ten teatr też nie był brzydki. Sgrafitto zdobiące jego ślepą (po przebudowie) ścianę od 3 Maja stało się jednym z pocztówkowych bielskich widoków, a fasada z wąskimi oknami w dziwnych, kanciastych i masywnych obramieniach też miała jakiś charakter. Remont z lat dwutysięcznych zdołał go zatrzeć – po wymalowaniu w tzw. pastelowe barwy nietypowe obramienia wydają się po prostu grubaśną pastelową opaską. W zamian pojawiła się nowoczesność:
Stronę wschodnią placyku tworzy budynek Biura Wystaw Artystycznych. Jest to już obiekt czysto peerelowski, w dzisiejszym kształcie również rezultat przebudowy – najpierw w roku 1960 zbudowano parterowy pawilon od 3 Maja, następnie pod koniec lat 80. go nadbudowano, przy czym wskutek różnicy poziomów ta nadbudowa od strony placyku jest parterem. Do sfotografowania tego budynku zupełnie się nie przyłożyłem, niemniej dwa kolejne zdjęcia ukazują go od ulicy Mickiewicza w całości:
Budynek BWA stoi dokładnie w miejscu zburzonej bielskiej synagogi. Na niezliczonych pocztówkach krążących po internecie można ją sobie obejrzeć od 3 Maja, czyli od tyłu. Wklejam zdjęcie od frontu, czyli od naszego placyku przy Mickiewicza, mniej więcej pokrywające się z ujęciem powyżej, a zaczerpnięte ze strony internetowej BWA:
Synagoga ta została zbudowana w roku 1881. W owym czasie Żydzi stanowili około 10% ludności Bielska (około 80% – Niemcy, jak kto woli – Austriacy; chodzi o Bielsko, w Białej wyglądało to inaczej). Byli to Żydzi zachodni, tzn. całkowicie zasymilowani kulturowo, niemieckojęzyczni, socjalnie należący na ogół do wyższych i najwyższych warstw mieszczaństwa. 13 września 1939 roku, dziesięć dni po zajęciu miasta przez Wehrmacht, Niemcy doszczętnie spalili synagogę. Warto podkreślić tę godną podziwu szybkość, sprawność i celowość niemieckiego działania (skoro dziś to II RP bywa niekiedy przedstawiana jako centrum światowego antysemityzmu).
Mimo tego przeprowadzonego z niemiecką skutecznością pożaru bielską synagogę poniekąd nadal można sobie obejrzeć, bo jej projekt był powtarzalny – był to, tak jak w wypadku budowanych wówczas dworców kolejowych czy koszar, projekt typowy, w drobnym tylko stopniu modyfikowany przy poszczególnych realizacjach. Synagoga niemal identyczna jak bielska uchowała się po dziś dzień w węgierskim mieście Szombathely. (Swoją drogą, bardzo podobna stała też w Bytomiu, co już nie do końca rozumiem, bo to, w przeciwieństwie do Szombathely, było inne państwo).
(Na Fotopolsce w galerii zdjęć bielskiej synagogi jest zdjęcie synagogi łudząco podobnej, minimalnie różnej w szczegółach – nie wiem, czy to wynik przebudowy, czy jeszcze jedna realizacja tego samego projektu).
Placyk między Banialuką w dawnym żydowskim domu kultury a BWA w miejscu synagogi jest więc miejscem nieco melancholijnym, choć w gruncie rzeczy przyjemnym. Urządzone tam artystyczne ławki, a także schodki, murki i krzaczki całkiem się sprawdzają jako plac zabaw:
Została nam jeszcze północna strona placyku, po której, oddzielony od niego ulicą Sienkiewicza, stoi obiekt bez wątpienia najciekawszy:
Budynek mieści dziś sąd rejonowy, wcześniej w Peerelu była w nim szkoła. Zbudowany został w roku 1904 jako siedziba żydowskiej gminy wyznaniowej – czyli cały ten placyk stanowił żydowskie centrum religijno-kulturalne, analogiczne do tzw. Bielskiego Syjonu z ewangelickim kościołem, kilkoma szkołami, domem diakonis, pomnikiem Lutra itd.
Ten dom, również zapamiętany z czasów pierwszych, licealnych spacerów po Bielsku, sprawia mi, ilekroć go widzę, głęboką przyjemność. To jest po prostu ładne – tak jak ładne bywają twarze, na które nie sposób nie patrzeć z przyjemnością, albo jak miły bywa jakiś uchwycony w przelocie zapach. Ponownie krępuję się swymi niezadowalającymi zdjęciami; równie krępujące, choć w inny sposób, są dla mnie próby opisania, na czym polega uroda tej architektury. Zajrzałem do przywoływanej tu w komentarzach książki Ewy Chojeckiej Architektura i urbanistyka Bielska-Białej do 1939 roku. Miasto jako dzieło sztuki (oprócz posiadanego przez Szanownego Komentatora wydania z roku 1987 na papierze gazetowym czy też toaletowym, stanowiącego exemplum tzw. jaruzelskiej poligrafii, ukazało się poszerzone wydanie z roku 1994, które cytuję); w kilkuzdaniowym opisie tego budynku znalazłem m.in. „romanizującą formę”, „czynnik mauretańskiej egzotyki”, „gotyckie schodkowate szczyty dominujące w sylwetce całości” oraz biblijną symbolikę winnej latorośli w dekoracji rzeźbiarskiej (s. 53–54). Wszystko to oczywiście prawda, tyle że łącząc w myśli romanizującą formę, gotyk, Maurów i rzeźbiarski symbolizm, można się spodziewać jakiejś rozbuchanej hybrydy, spienionego pinakla z maczetą w zębach. Tymczasem proszę spojrzeć – wszystko zdyscyplinowane, wręcz proste. Cały efekt zawiera się w kontraście cegły, najprościej wymurowanej, i piaskowcowych obramień okien, rzeźbionych w roślinny ornament – oraz w łukach.
Budynek mieści dziś sąd rejonowy, wcześniej w Peerelu była w nim szkoła. Zbudowany został w roku 1904 jako siedziba żydowskiej gminy wyznaniowej – czyli cały ten placyk stanowił żydowskie centrum religijno-kulturalne, analogiczne do tzw. Bielskiego Syjonu z ewangelickim kościołem, kilkoma szkołami, domem diakonis, pomnikiem Lutra itd.
Ten dom, również zapamiętany z czasów pierwszych, licealnych spacerów po Bielsku, sprawia mi, ilekroć go widzę, głęboką przyjemność. To jest po prostu ładne – tak jak ładne bywają twarze, na które nie sposób nie patrzeć z przyjemnością, albo jak miły bywa jakiś uchwycony w przelocie zapach. Ponownie krępuję się swymi niezadowalającymi zdjęciami; równie krępujące, choć w inny sposób, są dla mnie próby opisania, na czym polega uroda tej architektury. Zajrzałem do przywoływanej tu w komentarzach książki Ewy Chojeckiej Architektura i urbanistyka Bielska-Białej do 1939 roku. Miasto jako dzieło sztuki (oprócz posiadanego przez Szanownego Komentatora wydania z roku 1987 na papierze gazetowym czy też toaletowym, stanowiącego exemplum tzw. jaruzelskiej poligrafii, ukazało się poszerzone wydanie z roku 1994, które cytuję); w kilkuzdaniowym opisie tego budynku znalazłem m.in. „romanizującą formę”, „czynnik mauretańskiej egzotyki”, „gotyckie schodkowate szczyty dominujące w sylwetce całości” oraz biblijną symbolikę winnej latorośli w dekoracji rzeźbiarskiej (s. 53–54). Wszystko to oczywiście prawda, tyle że łącząc w myśli romanizującą formę, gotyk, Maurów i rzeźbiarski symbolizm, można się spodziewać jakiejś rozbuchanej hybrydy, spienionego pinakla z maczetą w zębach. Tymczasem proszę spojrzeć – wszystko zdyscyplinowane, wręcz proste. Cały efekt zawiera się w kontraście cegły, najprościej wymurowanej, i piaskowcowych obramień okien, rzeźbionych w roślinny ornament – oraz w łukach.
Zamiast rozpisywać się o budynku, napiszę o jego architektach, bo to też ciekawe. Nie powielam tu wiedzy powszechnie góglowalnej – informacje czerpię głównie ze strony Architekturzentrum Wien, internetowej, ale niemieckojęzycznej, co wymagało pewnego wysiłku, bo z kilku, jakie liznąłem, język ten nie jest moim ulubionym (drugim źródłem jest ta strona). Budynek zaprojektowali dwaj młodzi wówczas architekci, świeżo po trzydziestce: Ernst Lindner i Theodor Schreier.
Po kolei:
Ernst Lindner, 1870–1956
urodzony w Skoczowie w rodzinie zamożnego przedsiębiorcy Hermanna Lindnera;
matka: Rosa z Silbersteinów;
wyznanie mojżeszowe;
za żonę wziął Irmę Deutsch, 1881–1954;
1891–94 studiował architekturę w Technische Hochschule Wien, czyli na wiedeńskiej politechnice;
1894–98 praktykant w pracowniach Carla Korna w Bielsku i Friedricha Schöna w Wiedniu;
1900–18 niezależny architekt w Wiedniu i Białej, 1900–06 wspólne biuro z Theodorem Schreierem.
Lista jego realizacji sprzed I wojny światowej obejmuje jedenaście budynków mieszkalnych: trzy w Wiedniu, sześć w Bielsku-Białej, po jednym w Skoczowie i w Langenzersdorf w Dolnej Austrii, oraz dziewięć budynków użyteczności publicznej, w tym trzy synagogi: w Skoczowie – zburzona, w Ustroniu – zburzona, w Nowym Jiczynie na Morawach – stoi, ponadto Grand Hotel w Brnie, komendę korpusu, a dziś – rektorat uniwersytetu w Sybinie (Sibiu) w Siedmiogrodzie, a w Bielsku oprócz opisywanego budynku również Szkołę Przemysłową, Gewerbeschule, totalnie imponujący gmach oddalony sto kilkadziesiąt metrów od ulicy Mickiewicza.
Po roku 1918 i podziale Śląska Cieszyńskiego między Polskę i Czechosłowację Lindner przeniósł się do Wiednia, gdzie objął stanowisko kierownika wydziału technicznego żydowskiej gminy wyznaniowej i piastował je do przejścia na emeryturę w roku 1934. Po Anschlussie w roku 1938 – jako niemal siedemdziesięciolatek – wyjechał do Londynu, namówiony do tego przez córkę, zamężną z socjaldemokratą aresztowanym od razu przez nazistów. W roku 1943 z bombardowanego Londynu przeprawił się do Ameryki na pokładzie greckiego frachtowca i osiadł w Nowym Jorku, gdzie zmarł. Jego sąsiadami byli tam inni niemiecko-żydowscy uciekinierzy: Kissingerowie, rodzice Henryʼego.
Theodor Schreier, 1873–1943
urodzony w Wiedniu;
ojciec: Moritz Schreier, kupiec;
matka: Regina Öhler;
żona: Anna Turnau, 1878–1942;
wyznanie mojżeszowe.
Na studiach w Technische Hochschule, które ukończył w roku 1898, poznał Lindnera. Po studiach dwa lata pracował czy też służył w wojskowym wydziale budowlanym w Krakowie, a następnie w Sarajewie. W latach 1900–06 prowadził w Wiedniu i Białej wspólną pracownię z Lindnerem. Od 1906 roku działał samodzielnie; jego głównym dziełem z tego okresu jest zachowana synagoga w St. Pölten, kilkadziesiąt kilometrów od Wiednia, poza tym na liście realizacji są trzy budynki mieszkalne w Wiedniu i szkoła talmudyczna tamże. Po I wojnie w latach kryzysu podobnie jak Lindner wziął etat, zostając kierownikiem biura technicznego olbrzymiego banku Österreischische Creditanstalt. Po Anschlussie, będąc już na emeryturze, nie wyjechał; zginął wraz z żoną w KZ Theresienstadt.
Dlaczego uważam, że te biogramy są ciekawe? Bo ciekawa jest historia naszego świata, odbijająca się w biogramach. A z turystycznego punktu widzenia – bo ciekawie jest zauważyć, że wewnątrz naszego świata są podświaty mające z nim część wspólną, ale inną, nieco ukrytą częścią połączone z innymi światami, obejmującymi między innymi Szombathely, Wiedeń, Sybin i Nowy Jork. Nieco podobną myśl próbowałem wyrazić w poście o Czechowicach-Dziedzicach Południowych.
Po kolei:
Ernst Lindner, 1870–1956
urodzony w Skoczowie w rodzinie zamożnego przedsiębiorcy Hermanna Lindnera;
matka: Rosa z Silbersteinów;
wyznanie mojżeszowe;
za żonę wziął Irmę Deutsch, 1881–1954;
1891–94 studiował architekturę w Technische Hochschule Wien, czyli na wiedeńskiej politechnice;
1894–98 praktykant w pracowniach Carla Korna w Bielsku i Friedricha Schöna w Wiedniu;
1900–18 niezależny architekt w Wiedniu i Białej, 1900–06 wspólne biuro z Theodorem Schreierem.
Lista jego realizacji sprzed I wojny światowej obejmuje jedenaście budynków mieszkalnych: trzy w Wiedniu, sześć w Bielsku-Białej, po jednym w Skoczowie i w Langenzersdorf w Dolnej Austrii, oraz dziewięć budynków użyteczności publicznej, w tym trzy synagogi: w Skoczowie – zburzona, w Ustroniu – zburzona, w Nowym Jiczynie na Morawach – stoi, ponadto Grand Hotel w Brnie, komendę korpusu, a dziś – rektorat uniwersytetu w Sybinie (Sibiu) w Siedmiogrodzie, a w Bielsku oprócz opisywanego budynku również Szkołę Przemysłową, Gewerbeschule, totalnie imponujący gmach oddalony sto kilkadziesiąt metrów od ulicy Mickiewicza.
Po roku 1918 i podziale Śląska Cieszyńskiego między Polskę i Czechosłowację Lindner przeniósł się do Wiednia, gdzie objął stanowisko kierownika wydziału technicznego żydowskiej gminy wyznaniowej i piastował je do przejścia na emeryturę w roku 1934. Po Anschlussie w roku 1938 – jako niemal siedemdziesięciolatek – wyjechał do Londynu, namówiony do tego przez córkę, zamężną z socjaldemokratą aresztowanym od razu przez nazistów. W roku 1943 z bombardowanego Londynu przeprawił się do Ameryki na pokładzie greckiego frachtowca i osiadł w Nowym Jorku, gdzie zmarł. Jego sąsiadami byli tam inni niemiecko-żydowscy uciekinierzy: Kissingerowie, rodzice Henryʼego.
Theodor Schreier, 1873–1943
urodzony w Wiedniu;
ojciec: Moritz Schreier, kupiec;
matka: Regina Öhler;
żona: Anna Turnau, 1878–1942;
wyznanie mojżeszowe.
Na studiach w Technische Hochschule, które ukończył w roku 1898, poznał Lindnera. Po studiach dwa lata pracował czy też służył w wojskowym wydziale budowlanym w Krakowie, a następnie w Sarajewie. W latach 1900–06 prowadził w Wiedniu i Białej wspólną pracownię z Lindnerem. Od 1906 roku działał samodzielnie; jego głównym dziełem z tego okresu jest zachowana synagoga w St. Pölten, kilkadziesiąt kilometrów od Wiednia, poza tym na liście realizacji są trzy budynki mieszkalne w Wiedniu i szkoła talmudyczna tamże. Po I wojnie w latach kryzysu podobnie jak Lindner wziął etat, zostając kierownikiem biura technicznego olbrzymiego banku Österreischische Creditanstalt. Po Anschlussie, będąc już na emeryturze, nie wyjechał; zginął wraz z żoną w KZ Theresienstadt.
Dlaczego uważam, że te biogramy są ciekawe? Bo ciekawa jest historia naszego świata, odbijająca się w biogramach. A z turystycznego punktu widzenia – bo ciekawie jest zauważyć, że wewnątrz naszego świata są podświaty mające z nim część wspólną, ale inną, nieco ukrytą częścią połączone z innymi światami, obejmującymi między innymi Szombathely, Wiedeń, Sybin i Nowy Jork. Nieco podobną myśl próbowałem wyrazić w poście o Czechowicach-Dziedzicach Południowych.
Co oni temu/tej Banialuce zrobili? :(
OdpowiedzUsuńRemonta.
UsuńBanialuki pomijam, bo tego typu budowle są chyba w każdym mieście - a to przerobione, a to na nowo postawione, zwykle napacykowane w różyk, jajecznicę ze szczypiorkiem, albo - to dla wybitnych indywidualistów - wrzosik, Za to budynek sądu i cała jego historia - coś pięknego! A to Polska właśnie rzekłbym, z naszą pokręconą historią i geografią.
OdpowiedzUsuńSłuszne podejście - popieram!
UsuńBardzo ciekawe widoki. Jeszcze nikt się nie wymądrzył o szerokokątnym obiektywie, ogniskowych. itp? Nie do wiary.
OdpowiedzUsuńBo autor sam zapobiegawczo o tym napomknął.
UsuńAle - jak dziś pewnie wszyscy - posługuję się aparatem, który wg dawnych pojęć ma szeroki kąt - ma dolną wartość ogniskowej w przeliczeniu identyczną jak stałoogniskowy szeroki kąt, który sobie kiedyś dokupiłem do Praktiki. Po prostu miejsce jest, jakie jest.
UsuńUff! Dzięki!
UsuńSłużę.
Usuńbardzo obszerny wpis. nie wiem, czy go kiedykolwiek przeczytam.
OdpowiedzUsuńTwoja strata.
UsuńMasz czas do piątku, potem post przejdzie do świata postów zombie.
jest piątek: zdążyłem. zamiast komentarza, zauważę więc tylko, że II RP była wówczas przede wszystkim centrum światowego semityzmu.
UsuńGratuluję.
UsuńAno, była.
Dyć to komentarz.
"Dlaczego uważam, że te biogramy są ciekawe? Bo ciekawa jest historia naszego świata, odbijająca się w biogramach." - zgadzam się w stu procentach.
OdpowiedzUsuńA ta posadzka na przedostatnim zdjęciu jest cuuudna.
O.
Tak, i te stuletnie posadzki często naprawdę dobrze się trzymają.
Usuń