Z Żywca przemieszczamy się o cztery oczka na północny zachód: do stacji Wilkowice Bystra.
Na skali syfu
mierzonego naocznie w budynkach stacyjnych i na peronach linii 139
stacja ta bliska jest zeru, czy raczej skrajnej wartości ujemnej – choć
jej nie osiąga. W dzisiejszym poście wstęp
poświęcony samym miejscowościom, w kolejnym – zdjęcia ze stacji
niemal pozbawione komentarza.
Wilkowice Bystra to pierwsza stacja na południe za Bielskiem-Białą, położona już w Beskidach, w dolinie rzeki Białej między Beskidem Śląskim a Małym. Nazwa stacji łączy dwie sąsiednie wsie, oddzielne administracyjnie. Wilkowice, na których skraju znajduje się stacja, są dużą wsią u stóp Magurki w Beskidzie Małym. Bystra leży na zachód od Wilkowic w dolinie Białki – dopływu Białej – wcinającej się w pasmo Klimczoka w Beskidzie Śląskim. Białka była dawniej granicą między Śląskiem Cieszyńskim a Galicją, jeszcze dawniej – między Śląskiem a Małopolską → między Czechami a Polską → między Cesarstwem a I Rzeczpospolitą. Z tego powodu do roku 1956 były dwie Bystre: Bystra Krakowska na prawym brzegu Białki i Bystra Śląska na lewym, przed II wojną światową zamieszkana głównie przez Niemców (jak kto woli – Austriaków). W XIX wieku obie Bystre i w mniejszym stopniu Wilkowice stały się miejscowościami uzdrowiskowo-wypoczynkowymi, służącymi też jako dogodny punkt wyjścia wycieczek górskich. Sławny Ilustrowany przewodnik po Galicji, Bukowinie, Spiszu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim Mieczysława Orłowicza, wydany w roku 1919, lecz pisany przed I wojną, wymienia te połączone dworcem miejscowości jako jedną z głównych stacji turystycznych Beskidów Zachodnich. Dziś w tym charakterze są raczej zapomniane, po okresie turystyczno-uzdrowiskowego rozkwitu pozostała w nich jednak (głównie w Bystrej Śląskiej) pewna liczba ciekawych budynków szpitalnych i sanatoryjnych, a także pensjonatów i will.
Z jednym z takich obiektów, dalece nie najciekawszym, wyszedł mi kolejny przypadkowy wczoraj-i-dziś; odbywa się to tak, że fotografuję coś dla zanotowania, po czym szukając wiadomości o odwiedzonych okolicach, przypadkiem znajduję dawne zdjęcie tego samego miejsca, w dodatku niemal identycznie skadrowane. Dawny hotel Kanik stoi w Wilkowicach tuż obok torów kolejowych, sto metrów od stacji:
Najbardziej znanym obiektem pozostałym w Bystrej po czasach uzdrowiskowej sławy jest Fałatówka – dom, w którym ostatnie dziewiętnaście lat życia przemieszkał Julian Fałat; dziś jest to sympatyczne muzeum z kilkudziesięcioma jego obrazami. Najbardziej pobudzającym wyobraźnię epizodem z tego okresu jest natomiast kilkunastoletnia działalność otwartej w roku 1897 prywatnej kliniki doktora Ludwika Jekelsa, pierwszego tłumacza dzieł Freuda na polski. Zacytuję artykuł naukowy:
„Przed pierwszą wojną światową polskie środowisko psychiatryczne zdążyło doprowadzić do wydania Psychopatologii życia codziennego w do dzisiaj wykorzystywanym przekładzie Ludwika Jekelsa i Heleny Ivanki. Tuż po wojnie ukazały się [...] Trzy rozprawy z teorii seksualnej tłumaczone przez Ludwika Jekelsa i Mariana Albińskiego. Biografia Ludwika Jekelsa [...] jest reprezentatywna dla całego pokolenia polskich psychoanalityków żydowskiego pochodzenia [...]. Jekels urodził się we Lwowie w roku 1861, zmarł w Nowym Jorku w 1954. Medycynę studiował w Wiedniu; po ukończeniu studiów w 1897 roku założył pierwszą w Polsce i jedną z pierwszych na świecie klinikę psychoanalityczną w Bystrej, później pracował jako psychiatra w Warszawie. Analizę u samego Freuda podjął w 1905 roku [...]. Po pierwszej wojnie światowej pracuje jako psychoanalityk i wykładowca w Wiedniu, od 1932 roku jest kluczowym współpracownikiem Freuda, jego przyjacielem i partnerem w grze w karty”. (L. Magnone, Urodziny Freuda. Recepcja psychoanalizy w Polsce w 1936 roku, „Kronos” 1/2010, s.157).
Spróbujmy to sobie wyobrazić: w przydworcowej kawiarni Hotelu Kanik przy jednym stoliku siedzą dwaj młodzi panowie w garniturach, którzy dopiero co wysiedli na stacji – brzmi im jeszcze w uszach syk parowozu, a ubrania mają po długiej podróży zupełnie przesiąknięte dymem tytoniowym – przy drugim zaś mniej już młoda, lecz wciąż zgrabna, elegancka, choć nieco omdlewająca pani, której do odjazdu pozostał jeszcze czas; tytoniowy zapach dobiegający od panów przyjemnie wierci jej w nozdrzach, zapaliłaby, lecz nie chce pokazywać się publicznie naraz bez męża i z papierosem w ustach. Panowie to studenci ze Lwowa; pragną spotkać tajemniczego doktora Jekelsa, by się czegoś dowiedzieć o nowej metodzie leczenia histerii przez rozmowę z pacjentką, dotyczącą przy tym rzeczy mało poważnych, jak na przykład sny. Pani to żona zamożnego fabrykanta z Bielska, Niemca. Jekelsa poznała przypadkiem na przyjęciu u znajomego prezesa Beskidenverein; doktor ją zaintrygował, wybrała się więc w odwiedziny do jego kliniki. Po kilkugodzinnej rozmowie czuje się dziwnie, nie rozumie przede wszystkim, czemu wielokrotnie ponawiał pytanie, czy zdarza jej się przejęzyczyć? Komu się nie zdarza? Poza tym nie jest pewna, czy ją zahipnotyzował? Czas płynął szybko. Dalsze odtwarzanie tego, co mogłoby siedzieć w głowach tych trojga, przekroczyłoby jednak rozmiary uczciwego posta.
Przeszedłem przez całe Wilkowice i Bystrą, zwiedziłem też Fałatówkę, nie mam jednak stamtąd prawie żadnych zdjęć. Gdy na zakończenie górskiej wycieczki szedłem przez Wilkowice, był już zmierzch, natomiast dzień, który wybrałem na zwiedzenie Bystrej, wypełniały na przemian deszcze, ulewy i mżawki. Żeby uzupełnić tekst obrazkami, sięgnę więc najpierw po widoki z Magurki Wilkowickiej, od której szczytu stacja odległa jest, jak mówi tabliczka szlakowa, o półtorej godziny przyjemnego marszu w dół.
Na szczycie oprócz schroniska wzniesionego kiedyś przez Beskidenverein stoi zupełnie nowy budynek służący obsłudze biegów narciarskich. Niżej posklejana panorama z dachu tego budynku (widok na południowy zachód):
Na koniec wieczorna panorama sprzed drzwi kościoła w Wilkowicach:
Wilkowice Bystra to pierwsza stacja na południe za Bielskiem-Białą, położona już w Beskidach, w dolinie rzeki Białej między Beskidem Śląskim a Małym. Nazwa stacji łączy dwie sąsiednie wsie, oddzielne administracyjnie. Wilkowice, na których skraju znajduje się stacja, są dużą wsią u stóp Magurki w Beskidzie Małym. Bystra leży na zachód od Wilkowic w dolinie Białki – dopływu Białej – wcinającej się w pasmo Klimczoka w Beskidzie Śląskim. Białka była dawniej granicą między Śląskiem Cieszyńskim a Galicją, jeszcze dawniej – między Śląskiem a Małopolską → między Czechami a Polską → między Cesarstwem a I Rzeczpospolitą. Z tego powodu do roku 1956 były dwie Bystre: Bystra Krakowska na prawym brzegu Białki i Bystra Śląska na lewym, przed II wojną światową zamieszkana głównie przez Niemców (jak kto woli – Austriaków). W XIX wieku obie Bystre i w mniejszym stopniu Wilkowice stały się miejscowościami uzdrowiskowo-wypoczynkowymi, służącymi też jako dogodny punkt wyjścia wycieczek górskich. Sławny Ilustrowany przewodnik po Galicji, Bukowinie, Spiszu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim Mieczysława Orłowicza, wydany w roku 1919, lecz pisany przed I wojną, wymienia te połączone dworcem miejscowości jako jedną z głównych stacji turystycznych Beskidów Zachodnich. Dziś w tym charakterze są raczej zapomniane, po okresie turystyczno-uzdrowiskowego rozkwitu pozostała w nich jednak (głównie w Bystrej Śląskiej) pewna liczba ciekawych budynków szpitalnych i sanatoryjnych, a także pensjonatów i will.
Z jednym z takich obiektów, dalece nie najciekawszym, wyszedł mi kolejny przypadkowy wczoraj-i-dziś; odbywa się to tak, że fotografuję coś dla zanotowania, po czym szukając wiadomości o odwiedzonych okolicach, przypadkiem znajduję dawne zdjęcie tego samego miejsca, w dodatku niemal identycznie skadrowane. Dawny hotel Kanik stoi w Wilkowicach tuż obok torów kolejowych, sto metrów od stacji:
Najbardziej znanym obiektem pozostałym w Bystrej po czasach uzdrowiskowej sławy jest Fałatówka – dom, w którym ostatnie dziewiętnaście lat życia przemieszkał Julian Fałat; dziś jest to sympatyczne muzeum z kilkudziesięcioma jego obrazami. Najbardziej pobudzającym wyobraźnię epizodem z tego okresu jest natomiast kilkunastoletnia działalność otwartej w roku 1897 prywatnej kliniki doktora Ludwika Jekelsa, pierwszego tłumacza dzieł Freuda na polski. Zacytuję artykuł naukowy:
„Przed pierwszą wojną światową polskie środowisko psychiatryczne zdążyło doprowadzić do wydania Psychopatologii życia codziennego w do dzisiaj wykorzystywanym przekładzie Ludwika Jekelsa i Heleny Ivanki. Tuż po wojnie ukazały się [...] Trzy rozprawy z teorii seksualnej tłumaczone przez Ludwika Jekelsa i Mariana Albińskiego. Biografia Ludwika Jekelsa [...] jest reprezentatywna dla całego pokolenia polskich psychoanalityków żydowskiego pochodzenia [...]. Jekels urodził się we Lwowie w roku 1861, zmarł w Nowym Jorku w 1954. Medycynę studiował w Wiedniu; po ukończeniu studiów w 1897 roku założył pierwszą w Polsce i jedną z pierwszych na świecie klinikę psychoanalityczną w Bystrej, później pracował jako psychiatra w Warszawie. Analizę u samego Freuda podjął w 1905 roku [...]. Po pierwszej wojnie światowej pracuje jako psychoanalityk i wykładowca w Wiedniu, od 1932 roku jest kluczowym współpracownikiem Freuda, jego przyjacielem i partnerem w grze w karty”. (L. Magnone, Urodziny Freuda. Recepcja psychoanalizy w Polsce w 1936 roku, „Kronos” 1/2010, s.157).
Spróbujmy to sobie wyobrazić: w przydworcowej kawiarni Hotelu Kanik przy jednym stoliku siedzą dwaj młodzi panowie w garniturach, którzy dopiero co wysiedli na stacji – brzmi im jeszcze w uszach syk parowozu, a ubrania mają po długiej podróży zupełnie przesiąknięte dymem tytoniowym – przy drugim zaś mniej już młoda, lecz wciąż zgrabna, elegancka, choć nieco omdlewająca pani, której do odjazdu pozostał jeszcze czas; tytoniowy zapach dobiegający od panów przyjemnie wierci jej w nozdrzach, zapaliłaby, lecz nie chce pokazywać się publicznie naraz bez męża i z papierosem w ustach. Panowie to studenci ze Lwowa; pragną spotkać tajemniczego doktora Jekelsa, by się czegoś dowiedzieć o nowej metodzie leczenia histerii przez rozmowę z pacjentką, dotyczącą przy tym rzeczy mało poważnych, jak na przykład sny. Pani to żona zamożnego fabrykanta z Bielska, Niemca. Jekelsa poznała przypadkiem na przyjęciu u znajomego prezesa Beskidenverein; doktor ją zaintrygował, wybrała się więc w odwiedziny do jego kliniki. Po kilkugodzinnej rozmowie czuje się dziwnie, nie rozumie przede wszystkim, czemu wielokrotnie ponawiał pytanie, czy zdarza jej się przejęzyczyć? Komu się nie zdarza? Poza tym nie jest pewna, czy ją zahipnotyzował? Czas płynął szybko. Dalsze odtwarzanie tego, co mogłoby siedzieć w głowach tych trojga, przekroczyłoby jednak rozmiary uczciwego posta.
Przeszedłem przez całe Wilkowice i Bystrą, zwiedziłem też Fałatówkę, nie mam jednak stamtąd prawie żadnych zdjęć. Gdy na zakończenie górskiej wycieczki szedłem przez Wilkowice, był już zmierzch, natomiast dzień, który wybrałem na zwiedzenie Bystrej, wypełniały na przemian deszcze, ulewy i mżawki. Żeby uzupełnić tekst obrazkami, sięgnę więc najpierw po widoki z Magurki Wilkowickiej, od której szczytu stacja odległa jest, jak mówi tabliczka szlakowa, o półtorej godziny przyjemnego marszu w dół.
Na szczycie oprócz schroniska wzniesionego kiedyś przez Beskidenverein stoi zupełnie nowy budynek służący obsłudze biegów narciarskich. Niżej posklejana panorama z dachu tego budynku (widok na południowy zachód):
Na koniec wieczorna panorama sprzed drzwi kościoła w Wilkowicach:
ciekawe, czy to drzewko przy werandzie na starym zdjęciu jest tym samym rozłożystym, przyciętym drzewem na zdjęciu współczesnym.
OdpowiedzUsuńTak bym obstawiał. A jak się podoba pawilon narciarski? Moim zdaniem w porzo.
Usuńniby w porzo, ale trochę za bardzo pretensjonalny.
UsuńW uzupełnieniu dyskusji spod dworca w Żywcu - ostatnie trzy wpisy na blogu Autobus Czerwony:
Usuńhttp://autobusczerwony.blox.pl/2014/05/Weekend-w-Bernina-Express-cz-3.html
Wybredny jesteś. Gmina Wilkowice zafundowała sobie obiekt nie mniej dizajnerski i nowoczesny od stołecznego kibla za cztery miliony, a przy tym naprawdę nieźle wpisujący się w krajobraz - moim zdaniem jest OK, pomijając pytanie, czy to w ogóle potrzebne (ma to być pawilon sędziowski podczas biegów narciarskich).
Usuńnie wydziwiaj, tylko pisz więcej blogu, bo juz się nudno robi.
UsuńWiesz, przy mojej pamięci mogę mieć problemy z zapamiętaniem, czy od ostatniego posta minął dzień, czy dwa, i ciągle mi się wydaje, że jeszcze nie czas na następny.
UsuńZresztą, nudzisz się - przyjdź się pobaw z dwulatkiem, ja przez ten czas skręcę posta :)
Usuńnie nudź.
UsuńPawilonik w (betonową) deseczkę - dobrze, że nie udaje jakiegoś a'la zakopanese.
OdpowiedzUsuńA co do wczoraj-i-dzisia - też tak mam (choćby w dzisiejszym poście o Cieplicach - vide foto z czerwoną dzwonnicą), widać gusta fotografów tak bardzo się nie zmieniają :-)
PS. To pierwsze zdjęcie powinno mieć ostrzeżenie przed kręckiem przed oczyma ;-)
Większość postów piszę na lekkim wspomaganiu bąbelkowym, widać coś się z tych zawrocików udziela.
UsuńMi się tam nic nie kręci:) a kompozycja z kostką świetna:)
UsuńPrzeczytałem przed chwilą Twój komentarz u I am I'a – pozdrów błogosławioną ziemię sycylijską!!! Mam kilka fot z poczty głównej w Palermo, nikt nie zabraniał tam focić, ale to nie tam te cuda. Chyba będziesz musiała rozbudować blog o dział niewarszawski? A że kobiety lepiej trzymają pion – to normalne :)
UsuńPozdrowię, jeszcze chwilę tu będę:) Uznałam pocztę za obiekt 'bezpieczeństwa narodowego' i nie wychylałam się z aparatem, ale może zrobię podejście:) a Palermo jeszcze przede mną:)
UsuńI byłam dziś zapytać, i nie pozwolili:( no szkoda, w pamięci sobie zachowam:)
UsuńTymczasem zostało namierzone: Trapani :)
UsuńByłaś też zapewne w Erice?
Byłam:)
UsuńJa tam byłem kilka godzin i właściwie nic nie widziałem, bo na górze była mgła jak mleko, ale drogę powrotną na piechotę do Trapani to do końca życia będę pamiętał :)
UsuńJa akurat trafiłam na dobra pogodę (nie licząc wyjącego wiatru), mało ludzi (sezon dopiero sie rozkręca), ale też wygodnie sobie zjeżdżałam kolejką:)
UsuńZdjęcie z kostką - miodzio. A przypadkowe wczorajidzisie cieszą bardzo zarówno twórców, jak i oglądaczy.
OdpowiedzUsuńGdybym się lepiej przygotowywał, byłoby więcej nieprzypadkowych.
Usuń