17 maja 2013

Ulica Jakubowska wczoraj i dziś, część 1 (z rzutem oka w Łotewską)

Niepozorna ulica Jakubowska to jedna z najstarszych ulic Saskiej Kępy – a może wręcz najstarsza. Jej nazwa jako, sądzę, jedyna na przedwojennej Kępie jest tradycyjna, historyczna, nie zaś nadana z klucza bohatersko-napoleońsko-narodowowyzwoleńczo-międzynarodowego, z którego nazywano tutejsze ulice podczas ich wytyczania w latach 20. (Jest jeszcze kilka ulic o nazwach z innej beczki, ale z pewnością nie historycznych. Dlaczego je nadano – nie wiem; to np. Szczuczyńska, Nurska i Radziłowska). Jakie jest pochodzenie tej nazwy, nie jestem pewien; bajkowa wydaje mi się etymologia podana w praskim tomie Korzeni miasta Kasprzyckiego, wywodząca Jakubowską od Jakubowiczów, którym to mianem tradycyjnie w Warszawie nazywano – twierdzi Kasprzycki – pośredników w handlu nieruchomościami od czasów Szmula Jakubowicza Zbytkowera, czyli od późnego wieku XVIII. Jak na tradycję mającą rzekomo trwać co najmniej półtora wieku, jest ona dziwnie słabo poświadczona. Na przedwojennym planie katastralnym wszakże nie tylko posesje przy Jakubowskiej, ale też przy sąsiednich Estońskiej czy Finlandzkiej podpisane są nazwą "Jakubów"; być może po prostu tak się nazywał folwark, z parcelacji którego te posesje wydzielono.

Jakubowska tym się wyróżnia, że ma zabudowaną tylko jedną, południową stronę, drugą tworzy bowiem nasyp zjazdu z Mostu Poniatowskiego. To położenie powoduje, że nie jest to dziś ulica atrakcyjna; jak na Saską Kępę, jest tu głośno i ponuro. Ponadto Jakubowska została obcięta na obu końcach podczas zabudowy Ronda Waszyngtona w latach 60. i remontu mostu dwie dekady później, kiedy to zbudowano ślimak prowadzący z Wału Miedzeszyńskiego na Aleję Poniatowskiego i z mostu na Wał. W rezultacie Jakubowska stała się uliczką pustą i mało uczęszczaną. Kiedyś było inaczej; pierwotnie na jednym końcu dochodziła do samego ronda, na drugim – do ulicy Miedzeszyńskiej, pełniąc lokalnie ważną funkcję komunikacyjną. Położenie sprawiało też, że Jakubowska była wyeksponowana. Most był szlakiem pieszym, a i ruch kołowy odbywał się w innym tempie, nasyp nie był zarośnięty, zatem świetnie z niego widoczna ulica mogła liczyć na charakter bardziej gastronomiczno-handlowy. Do roku 1939 przy Jakubowskiej zabudowanych było sześć adresów; w tym samym czasie np. ulice Styki czy Królowej Aldony, a nawet Paryska, były jeszcze ścieżkami bez chodników ani jezdni.
Ten fragment planu Sekcji Pomiarów Wydziału Budownictwa Magistratu m.st. Warszawy, datowany na rok 1922, czerpię z Historii Saskiej Kępy Waldemara Łysiaka. W 1922 roku Kępa nie była jeszcze rozparcelowana, ulice nie były wytyczone; nie było też, wbrew obrazkowi, wysadzonego przez Rosjan Poniatoszczaka. Widoczne na planie budynki to włościańskie chałupy, z których żadnej już nie ma (chyba że ta odosobniona po prawej stronie byłaby sławnym domem przy Walecznych). Ulica Jakubowska, biegnąca tuż pod zjazdem z mostu, jest jednak widoczna, a jej przebieg pokrywa się z dzisiejszym. Z innych dzisiejszych ulic dałoby się zidentyfikować tę skośną do mostu, biegnącą równoleżnikowo, jako Lipską, jej drugą od wschodu przecznicę – jako Finlandzką, trzecią, od połowy narysowaną pojedynczą linią – jako Estońską, kolejną równoległą zaś, nie krzyżującą się już z Lipską – jako Łotewską. Francuskiej brak, a pierwsza od wschodu przecznica domniemanej Lipskiej dziś nie istnieje.
 
W latach 80. Jakubowska robiła na mnie wrażenie ulicy zupełnie pozbawionej życia i bardzo ponurej. W latach 90. było poniekąd jeszcze gorzej, bo zwłaszcza w weekendy ulica zaczęła służyć za parking i pisuar klientom Stadionu Dziesięciolecia. W ostatnich latach, poza zmianami na stadionie, nastąpiła jednak nieoczekiwana zmiana za sprawą boomu plażowego nad Wisłą. Ulica ponownie, jak w pierwszych swych latach, stała się wygodnym pieszym szlakiem nad Wisłę: młodzież w różnym wieku i rozmaitej konduity wysiada na przystankach przy rondzie, a następnie Jakubowską zmierza ku plaży, przez co w letnie wieczory uliczka stała się wręcz gwarna. Pojawiły się też instytucje życia społecznego w postaci Domu Funkcjonalnego pod szesnastką, z dużym rozgłosem otwartego i w krótkim czasie przerobionego na knajpę, oraz dość zaplutego baru w wieżycy Poniatoszczaka. Zeszłego lata dzikie boisko na końcu ulicy, między ślimakiem mostu a Wałem, było wysypane piaskiem, urządzono tam bar pod gołym niebem i powieszono ekran, na którym wieczorami coś wyświetlano. Wydaje mi się, że i to przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem, bo zawsze tam było pusto; istotnie – po co siedzieć na pseudoplaży między wiaduktem a szosą, gdy sto metrów dalej jest prawdziwa plaża nad rzeką?

Niżej trzy historyczne zdjęcia tego samego miejsca, mianowicie narożnika Jakubowskiej i Łotewskiej. Dwa pierwsze znalazłem na fejsbukowej stronie Praga Południe XX wieku; trzecie widać, skąd jest. Zdjęcia współczesne oczywiście moje, tegoroczne, kwietniowo-majowe.
Na pierwszym zdjęciu, datowanym na rok 1945, widać ulicę Łotewską od narożnika Jakubowskiej w kierunku Walecznych. Fotograf stał na nasypie Alei Poniatowskiego. Musiałem zejść nieco niżej, z góry bowiem nawet w porze bezlistnej niewiele widać – nasyp jest bardzo zarośnięty. Niski drewniany budynek na pierwszym planie należał do obejścia z czasów włościańskich, które bardzo długo trwało w tym miejscu wbrew planom zabudowy, wymuszając zakrzywienie i zwężenie ulicy, co świetnie widać na kolejnych zdjęciach. Kiedy ten budynek ostatecznie padł – nie ustaliłem. Dalej, po lewej stronie, dobrze widoczne są budynki o adresach Łotewska 14 (z wykuszem, na współczesnym zdjęciu - z żółtą nadbudówką), 12 i 10, a po prawej – słabo widoczna Łotewska 11; na końcu po prawej stronie widać duży dom na rogu Łotewskiej i Walecznych. 
Drugi zestaw przedstawia to samo miejsce z nieco innej perspektywy. Zdjęcie historyczne również datowane jest na rok 1945. Następne, obejmujące nieco szerszy kadr, starałem się zrobić z dokładnie tego samego miejsca, czyli z nasypu; jak widać, nic nie widać, więc zszedłem niżej. Na zdjęciu historycznym poza wymienionymi już adresami przy Łotewskiej – od lewej kolejno 14, 12 i 10 – widać też tył rozbebeszonej Estońskiej 3/5, dziś mieszczącej ambasadę Indonezji, na prawo od tego budynku – Estońską 1 z mansardowym dachem, na lewo – charakterystyczną Estońską 6, czyli dom własny Jadwigi Dobrzyńskiej i Zygmunta Łobody, a za nią na skraju zdjęcia sąsiedni dom przy Lipskiej 4. Dziś wszystkie te budynki przesłania nie tylko narożny dom przy Jakubowskiej, ale i – gdyby go nie było – nowsza zabudowa Estońskiej.
W trzecim zestawie znów to samo miejsce, ale wcześniej – w roku 1939. Dzisiejsze narożne budynki przy Jakubowskiej 10 (po lewej) i Łotewskiej 17 (po prawej) zbudowano chyba już w latach 90.; co do tego drugiego, nie jestem pewien, może jest trochę wcześniejszy; w każdym razie nie są to obiekty godne uwagi.

W uzupełnieniu dzisiejszy stan domów widocznych na każdym ze zdjęć historycznych podwójnego budynku przy Łotewskiej 12 i 14 oraz dalszej Łotewskiej 10. Łotewska 12 niewiele chyba się różni od stanu z roku 1945, pomijając ciemniejszy tynk i plastikowe okna. Łotewska 14 doznała natomiast nadbudowy, oblepionej w dodatku styropianem:
 
Dom przy Łotewskiej 10 również doznał panierowania, po którym kominy najwyraźniej pokraśniały mu z zadowolenia:
Kolejne wczorajidzisie z Jakubowskiej niebawem. 

11 komentarzy:

  1. Widzę że i tak jeszcze z pory bezlistnej żeś machnął foty. Teraz już tylko kupa zieleniny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnia z fot w zestawach jest już majowa, ale i tak nieaktualna. Na pocieszenie - za cztery miesiące to badziewie zacznie żółknąć, za pięć się posypie ;)

      Usuń
  2. Wyrąbać i spalić mi toto paskudztwo, coby zdjęcia normalne można było robić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na pewno mieszkańcom żyje się z tym zielskiem przyjemniej. Pełni ono funkcję ekranu, może nie akustycznego, ale psychologicznego, oddzielającego od hałaśliwej jezdni na nasypie.

      Usuń
  3. Szapo ba za wnikliwość tego mikrowarsawianizmu. Własno-podwórkizm. Urok szczegółu.

    Na mariginesie, z nazw ulic SK nie pasujących do klucza intryguje mnie Niekłańska. Internet trochę uchylił mi tajemnicy (hr. Plater, który sprzedawszy w latach 20 swoją wieś Niekłań Wielki koło Końskich*, osiedlił się właśnie tutaj), ale chciałabym dowiedzieć się więcej. Gdyby Sz. Redakcja potrzebowała zamówień na posty, to się polecam.


    * w tle bardzo ciekawa historia arystokratycznej industrializacji wsi, z rozkwitem, fiaskiem i malowniczymi ruinami do dziś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwały. To nie jest moje podwórko.

      Usuń
  4. szapo ba za monograficzne ujęcie Jakubowskiej, to lubię.
    także wyszperane zdjęcia dokumentujące peryferafaelickie oblicze okolic. proszę kątynułować.

    Zorro - tak, tak, z Niekłania niekłańskie topole nierzadkie wciąż tu i ówdzie w stolicy.

    co do nazewnictwa ulicznego, to niekonsekwencja grupowania patronów zakrawa już na pewną konsekwencję, na zasadzie "wyjątek potwierdza regułę".

    arcysaskokępsko brzmiącą Belgijską można znaleźć raptem na nazewniczo generalnie wojenno-podwarszawsko-literackim Mokotowie.

    z naszych stron rodzinnych osiedle "na Trylogii" odznacza się ni stąd ni zowąd upamiętnieniem na głównej osi niedźwiedzi (chociaż planowano ją jako autentycznego Wiśniowieckiego). przeciwnie, ulicę Zagłoby znaleźć można w Ursusie. i chociaż są ulice Wołodyjowskiego i Kmicica, to już Mały Rycerz (sic!) i Babinicza (sic!) tkwią na antypodach - za Kanałem Żerańskim. tam też przewędrowała ze Służewa Oleńka...

    architekci-klasycyści biegną na Bielanach, ale już nie Corazzi.
    itp. itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po nadmiernym powiększeniu Warszawy do rozmiaru pięciu Paryżów zachodzi deficyt sensownych patronów, więc się nie zdziwię, jeśli i Pchła i Meszka mają swe stołeczne ulice. Na SK jest o tyle ciekawie, że rzeczywiście prawie wszystko jest z klucza, albo, jak Niekłańska, daje się jakoś uzasadnić.

      A propos - zapewne słyszałeś, że inwestor, który zburzył i "odbudował" (i na pewno jej wcześniej nie spalił, o nie, to na pewno kto inny) fabrykę przy Krowiej, chciał też zmienić nazwę ulicy na Vaclava Havla, żeby się mieszkania lepiej sprzedawały (a jest to ulica, przy której była rzeźnia miejska).

      Usuń
    2. Nadmiar konsekwencji w nazywaniu ulic grozi Tychami, czyli komiczną sztucznością (na osiedlu A wszystkie ulice na A, na osiedlu B - na B i tak dalej).

      Natomiast w obronie czci i pamięci krów jestem gotowa organizować demonstrację. I atak graffiti w łaty.

      Usuń
  5. inwestor, który zburzył i "odbudował" [...] fabrykę przy Krowiej, chciał też zmienić nazwę ulicy na Vaclava Havla, żeby się mieszkania lepiej sprzedawały

    nogi z dupy wyrywać, i patrzeć czy równo puchnie.

    OdpowiedzUsuń