3 sierpnia 2013

Pożarty dom

Willi przy Peszteńskiej 12 na Saskiej Kępie przydarzyła się historia dość ryzykowna, ale - jak uczą choćby dzieje Jonasza - nie beznadziejna, mianowicie pożarło ją wino.
Po bieli i czerni z poprzedniego posta przyjemnie, mam nadzieję, popatrzeć na tę zieleń:
Na ostatnich dwóch zdjęciach widoczna jest oficynka stojąca tuż przy ulicy (właściwa willa jest cofnięta, wyżej widać dziedzińczyk i trawnik przed nią). Zresztą cały dom z otoczeniem to rejestrowy zabytek; na jego tyłach jest wstrząsająco piękny ogród, czy wręcz park albo sad. Kiedyś miałem dojście do perspektywy z drugiej strony, od Londyńskiej; zdjęć nie zrobiłem, a przyjaciele się wyprowadzili, wrzucam więc tylko trzy zrzuty z ortofoto. 1935 (budynek wg ewidencji zabytków jest z 1927):
1945:
2012:
Gdyby ktoś miał więcej danych, poznam je chętnie.

*

Miałem to napisać, ale zapomniałem, zmęczony dniem i rozluźniony winem (nie tym ze zdjęć), więc uzupełniam: skoro to jest możliwe, taka właśnie byłaby moja propozycja dla, wstępnie szacując, 97 % architektury dzisiejszej Warszawy.

11 komentarzy:

  1. Ten akurat dom jest ładny pod spodem, tj. w porze bezlistnej. Ale dla większości budynków powstałych po 1970 roku popieram propozycję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zimą taka architektura wyglądałaby równie imponująco, ale na zupełnie innym biegunie. Wypadałoby wtedy dodatkowo hodować mgłę i różne trzaski/piski & nieludzkie chichoty.
    Ale, oczywiście jestem za!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zimą suche pnącza na ścianach też są całkiem malownicze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniało mi się winko na CePeLeku - było na co popatrzeć o każdej porze roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Akurat CePeLek lubię, ale to samo bym zastosował np. do BGK przy Alejach/NŚ. Można by winem odznaczyć powojenną dobudówkę od oryginalnego budynku, który odzyskałby symetrię i przestał być tak szaro przytłaczający w tym miejscu.

      Usuń
  5. A w ogóle zwłaszcza ta oficynka, przez to że tam więcej niż jeden gatunek pnącza, wygląda jak Caixa Forum w Madrycie albo paryskie Musee du Quai Branly (dla których porośnięte ściany projektował zresztą ten sam gość, jak właśnie wyczytałam: http://www.verticalgardenpatrickblanc.com/node/1414 ). I gdzie te tłumy Japończyków z aparatami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co, chcesz na Kępie Japończyków z aparatami? Szszszsz....

      Usuń
  6. Jak się żre za dużo koletów pożarskich, to można być pożartym, zanim się człowiek obejrzy.

    A wina dzikiego brakuje mi także na Kopernika. Z drugiej jednak strony wreszcie widać fasadę budynku. Może niech pnie się po nowych osiedlach? Przynajmniej ten szajs pozasłania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń