Pocztówka jest z jakiegoś lasu gdzieś między Jarosławiem a Roztoczem, ale wrzucam ją z okazji wyników głosowania w ramach warszawskiego budżetu partycypacyjnego. Smakuję krwistą słodycz zwycięstwa – smak bardzo dla mnie rzadki w demokratycznych wyborach, prawie go zapomniałem. Mieszkam na Saskiej Kępie, ale głosowałem w Śródmieściu ze względu na tamtejszy projekt kontrapasów rowerowych, z których zwłaszcza kontrapasy na Mokotowskiej od placu Trzech Krzyży do Pięknej, na Podwalu i na górnym odcinku Oboźnej byłyby dla mnie dużym udogodnieniem, umożliwiającym albo jazdę najwygodniejszą drogą w często obieranym kierunku (Mokotowska), albo jazdę zgodną z przepisami w miejscach, w których notorycznie je łamię (Podwale, Oboźna). Przy okazji poparłem też z radością przejście dla pieszych przez Andersa – to i podobne przejścia nie poprowadzą z jednej strony ulicy na drugą, tylko od drogowniczego totalitaryzmu do społeczeństwa obywatelskiego. Jednego z domowników skłoniłem natomiast, by – skoro na Kępie nic specjalnego do przegłosowania nie było – głosował na Pradze-Północ na kolejne dwa świetne projekty rowerowe, zwłaszcza ten dotyczący pasów rowerowych na Starej Pradze (Ząbkowska, Okrzei, Kłopotowskiego). Wszystkie te projekty przeszły! Zresztą – ale to już trochę dla zabawy, a trochę z powodu ustaleń z synem dwulatkiem – głosowałem też na domki dla małych, skrzydlatych, pasiastych przyjaciół, również, jak wiadomo, z powodzeniem.
Kiedy zakładałem ten blog – pewnie już o tym pisałem – wyobrażałem sobie, że będę go wypełniał w połowie materiałami varsavianistycznymi – reportażami z rozpadających się kamienic i zestawieniami „wczoraj i dziś” – a w połowie materiałami o Warszawie z punktu widzenia rowerzysty, czyli zasadniczo narzekaniem na kształt świata urządzonego przez drogowców. Potoczyło się to w inną stronę – reportaże z kamienic i wczorajidzisie są, ale przeplatane innymi tematami, natomiast o drogownictwie zwyczajnie nie chce mi się pisać, gdy siadam w domu przed komputerem – choć gdy jestem poza domem, uważam, że to temat podstawowej wagi. Panowie z wydziałów inżynierii ruchu są przecież kreatorami naszego środowiska życia; obojętnie dokąd i w jakim celu wychodzę z mieszkania, zawsze mam do czynienia z wykreowanym przez nich otoczeniem i narzuconymi przez nich warunkami.
Są, owszem, miejsca, w których sytuacja w ostatnich latach znacznie się poprawiła. Gdy wrócić pamięcią do Krakowskiego Przedmieścia z czasów moich studiów i codziennej obecności na nim... Brudne, wiecznie zasyfione przejście podziemne między bramą uniwersytetu a wylotem Traugutta... Codzienne przebieganie w tym miejscu przez ulicę z poczuciem zagrożenia mandatem, o samochodach nie wspominając... Wzdłuż Pałacu Staszica chodnik szerokości chyba mniejszej niż metr... Plac Zamkowy między kościołem św. Anny a Podwalem zajęty przez parking, inny parking dookoła pomnika Kopernika... A teraz pomyślmy o tym, co nadal jest: niemożliwość przejścia przez ulicę z centralnej alei Ogrodu Saskiego na centralną aleję przez plac Żelaznej Bramy, na Osi Saskiej... Niemożliwość przejścia przez ulicę na osi Nowolipek i głównego wejścia do Ogrodu Krasińskich... Ten wielokrotnie już opisywany niewiarygodny stan w centrum miasta, gdzie osoba na wózku musi przebyć kilka kilometrów, by przejść na drugą stronę Alej Jerozolimskich... Konieczność przechodzenia przez trzy ulice i stania na trzech światłach, gdy się chce przejść na drugą stronę Francuskiej przy skrzyżowaniu ze Zwycięzców, bo pasy wytyczono na tej arterii tylko po jednej stronie skrzyżowania... To wszystko jest po prostu klęską rozumu i wspaniale, że tak nieoczekiwany środek jak budżet partycypacyjny może służyć poprawie tego stanu rzeczy. Inna rzecz, że nie wiadomo, co z tego wyniknie: czy przyspieszy to proces humanizacji przestrzeni miejskiej, czy odwrotnie, projekty rowerowe i piesze (oraz np. zakup książek dla bibliotek) będą teraz odsyłane do budżetu partycypacyjnego, zamiast być finansowane jako zwykłe miejskie inwestycje? A cały ten budżet z kilkuset zgłoszonymi projektami to z grubsza połowa kosztów poszerzenia Wołoskiej do pięciu pasów w jedną stronę.
Są, owszem, miejsca, w których sytuacja w ostatnich latach znacznie się poprawiła. Gdy wrócić pamięcią do Krakowskiego Przedmieścia z czasów moich studiów i codziennej obecności na nim... Brudne, wiecznie zasyfione przejście podziemne między bramą uniwersytetu a wylotem Traugutta... Codzienne przebieganie w tym miejscu przez ulicę z poczuciem zagrożenia mandatem, o samochodach nie wspominając... Wzdłuż Pałacu Staszica chodnik szerokości chyba mniejszej niż metr... Plac Zamkowy między kościołem św. Anny a Podwalem zajęty przez parking, inny parking dookoła pomnika Kopernika... A teraz pomyślmy o tym, co nadal jest: niemożliwość przejścia przez ulicę z centralnej alei Ogrodu Saskiego na centralną aleję przez plac Żelaznej Bramy, na Osi Saskiej... Niemożliwość przejścia przez ulicę na osi Nowolipek i głównego wejścia do Ogrodu Krasińskich... Ten wielokrotnie już opisywany niewiarygodny stan w centrum miasta, gdzie osoba na wózku musi przebyć kilka kilometrów, by przejść na drugą stronę Alej Jerozolimskich... Konieczność przechodzenia przez trzy ulice i stania na trzech światłach, gdy się chce przejść na drugą stronę Francuskiej przy skrzyżowaniu ze Zwycięzców, bo pasy wytyczono na tej arterii tylko po jednej stronie skrzyżowania... To wszystko jest po prostu klęską rozumu i wspaniale, że tak nieoczekiwany środek jak budżet partycypacyjny może służyć poprawie tego stanu rzeczy. Inna rzecz, że nie wiadomo, co z tego wyniknie: czy przyspieszy to proces humanizacji przestrzeni miejskiej, czy odwrotnie, projekty rowerowe i piesze (oraz np. zakup książek dla bibliotek) będą teraz odsyłane do budżetu partycypacyjnego, zamiast być finansowane jako zwykłe miejskie inwestycje? A cały ten budżet z kilkuset zgłoszonymi projektami to z grubsza połowa kosztów poszerzenia Wołoskiej do pięciu pasów w jedną stronę.
popieram, i też głosowałem na śródmiejskie pasy. i na domki dla przyjaciół też, więc również smakuję.
OdpowiedzUsuńi tak samo latam przez 3 przejścia przy Marszałkowskiej róg Wilczej.
No to jesteśmy demokratyczną większością.
Usuń"(...)zwyczajnie nie chce mi się pisać, gdy siadam w domu przed komputerem – choć gdy jestem poza domem, uważam, że to temat podstawowej wagi." - Mam tak samo z wieloma sprawami; w domu najwyraźniej człowiek ma ochotę na odpoczynek a nie na nakręcanie się. Gdybyś prowadził blog kulinarny, nie musiałbyś wychodzić z domu - a tak to dupa...
OdpowiedzUsuń