Hm... Moje wrażenia nie są takie złe, może na zdjęciach to wygląda straszniej niż w rzeczywistości. Ten plac jest raczej sympatyczny, są fontanny, ławki, siedzą ludzie. Brak zieleni mi nie przeszkadza, uważam, że miejski rynek powinien być raczej kamienny niż trawiasty. A blok - jak na blok, też nie jest najgorszy, bo trzyma pierzeję i ma użytkowy parter, tak że raczej nie rozwala miasta, przy tym zachowuje monumentalną skalę placu, ukształtowaną przez kościół. Szkoda tylko, że go wypacykowano w kamieniczki... Polecam wszystkim przyjrzenie się w street view temu placowi - pl. Jana Pawła II w Rudzie Śl. - i jego czterem stronom, fascynujące miejsce.
To najzajebistszy w swojej dziwaczności rynek jaki widziałam w Polsce. Fantastyczny kościół, dwie pierzeje porządnych kamienic, plac użytkowo bardzo przyjemny (rośliności akurat tyle ile potrzeba), pośrodku fontanna żeby dwulatkowie też coś mieli z życia - i nagle trrrach - ten kuriozalny blok.
Ale już lepiej że postawili blok niż gdyby mieli - w tym samym celu uzyskania równowagi - skrócić kościół o wieżę.
Najzajebistszy... Chyba zacznę moderować komentarze... Właściwie jedna pierzeja kamienic, bo po drugiej stronie jest, o ile pamiętam, dość toporny modernistyczny urząd miasta i wspaniała plebania, zaprojektowana łącznie z kościołem.
Do tego piłem, pisząc, że wolę na rynku kamień niż trawę, też to rano czytałem. Nigdy nie byłem we Włocławku, nie licząc pośrednictwa I am I'a, ale ogólnie biorąc, rynek to ma być rynek, nie trawnik.
nie zgadzam się totalnie, o ile nie mówimy o rynku w mieście typu Warszawa, Toruń etc. tylo o małych miasteczkach, gdzie przez lata PRLu obrócono "rynki" w skwery. kiedyś, gdy na rynkach był po prostu rynek, czyli targ - OK. ale przykład z Twego zdjęcia ssie. te trzy drzewka w doniczkach. był też kiedyś artykuł chyba w Polityce, jak to unijne pieniądze spowodowały golenie zadrzewionych (niezgodnie z formą oryginalną) rynków, zalewanie ich kostką bauma i walenie obowiązkowej fontanny. a to wszystko jest po prostu szkodliwe dla jakości życia i miejskiego ekosystemu.
Nie zgadzam się totalnie, o ile nie mówimy o rynku w malutkich miasteczkach typu Sarnaki. Ale punktem wyjścia był Włocławek, który nie jest malutkim miasteczkiem, Ruda Śl. też nie. Na dobrze wybrukowanym, równym, zadbanym rynku jest przyjemne miejskie życie - miejski ekosystem, jeśli wolisz: kawiarnie, stoliki. Dokładnie tak samo w Warszawie i Toruniu jak w Kaliszu, Lesznie, Skoczowie, Bielsku-Białej, Cieszynie, Jarosławiu, Przemyślu, Miliczu, Swidnicy, Przasnyszu... wymieniłem pierwszych 10 średnich i małych miast, które mi przyszły do głowy spośród tych, w których w ostatnich latach siedziałem na rynku i piłem kawę z poczuciem przyjemności istnienia. Trawnik to w tym przypadku - miejskiego rynku - martwota, niefunkcjonalność, panowie popijający coś ukradkiem na ławeczce w cieniu drzew i wątpliwa uroda psich kup oraz wydeptanej trawy, czyli dokładnie to, co masz np. w rzeczonych Sarnakach (które na coś więcej są zapewne za małe). W czym "miasto typu Warszawa" miałoby tu być innym przypadkiem niż miasto typu, załóżmy, Jarosław? Przecież w tym drugim, tak jak w większości niewielkich miast, rynek o wiele bardziej jest dziś nadal centrum niż w Warszawie.
We Włocławku, jak pisałem, nie byłem. A z zalinkowanych zdjęć najbardziej mi się podoba wersja 3). Jak ktoś chce drzew, niech je ma wszędzie z wyjątkiem miejsc, w których uniemożliwiają one właściwe funkcjonowanie stworzonej po coś przestrzeni.
wersja 3?! kurwa, no to się nie dogadamy nigdy ;-)
ja nie jestem za trawnikiem z psią kupą, a jeśli mi to powyżej przypisujesz, znów przemawia przec Ciebie demagogia. ja jestem za przestrzenią przyjazną ludziom i ogólnie pojętej przyrodzie (mikroklimat miasta). a przeciwko barbarzyństwu jak z przykładu bolimowskiego: goleniu do zera, wykostkowywaniu (nawet niekoniecznie kostką Downa) itp. atrakcjom. zieleń na rynku - tak niezgodna z historycznym stanem - nie wyklucza popijania obok kawki.
rynek we Włocławku nie jest sercem miasta, bo leży na obrzeżu jego centrum, miał charakter właśnie skweru. a wiadomo, że w bardzo wielu miejscach renowacje pod pozorem powrotu do "funkcjonalności" urządzono właśnie, gdyż jest rzesza zainteresowanych, ale zarobkiem. fontanny!
żeby już nie ciągnąć tej jałowej dyskusji, dam przykład placu Grzybowskiego, który - po renowacji (z tym, że tam drzew nie ubyło na szczęście) - podoba mi się bardziej, niż trawnik, który tam był wcześniej, ale jednocześnie podoba mi się mniej niż "dotleniacz", który zainstalowano tam (mniejsza z tym, że jako "instalację" artystyczną) przed renowacją. dotleniacz ożywił to miejsce w dużo bardziej naturalny, czy spontaniczny sposób, niż wysmakowana, wystudiowana ale trochę oderwana od rzeczywistości i zdrowego rozsądku renowacja.
we wszystkim dobrze jest znajdować złoty środek. a panowie popiają, jak popijali, tylko że na kamiennej patelni.
Można ograniczyć ruch kołowy, wymienić nawierzchnię chodników i meble miejskie oraz uporządkować zieleń, a cywilizacja oraz kawiarniana przyjemność istnienia uzyska takie same szanse na wejście, jak przy całkowitym opróżnieniu. Nie trzeba do tego wycinać jakichkolwiek drzew (ba, można posadzić ich nawet więcej, żeby rzeczoną kawę można było wypić w przyjemnym cieniu), ani tym bardziej zapełniać brukiem każdego metra kwadratowego. Pośrodku takich odnowionych rynków i tak hula tylko wiatr, bo stoliki jeśli są (a to wcale nie jest zasada w małych miastach; często nie miałby kto do nich chodzić i „rewitalizacja” niczego nie ratuje), to przy lokalach, a więc na brzegu placu, ludzie zaś pusty spłacheć wyłożony granitowymi płytami przecinają tylko szybkim krokiem.
Oczywiście, to także kwestia gustu. Z dwu niefunkcjonalnych i wcale nie tworzących miasta skrajności, ja wybieram nietknięte rewitalizacją skwero-parczki z panami na ławkach, a nie fontannę z szybą pośrodku hektara granitu, ze względu na autentyzm. Choć oczywiście wolałbym żeby ktoś o nie sensownie zadbał, nie doprowadzając do drugiej skrajności.
Inna rzecz to kwestia rynków wewnątrz zespołów starej zabudowy. Wydaje mi się że przykłady Warszawy i Torunia faktycznie są dość dobre (zostawiając kompletnie na boku kwestię autentyczności; czy mury mają faktycznie średniowieczny rodowód, czy są dobrym preparatem konserwatorskim, sprawa wygląda podobnie), bo jeśli mówimy o dużych miastach, dla których starówka jest głównie punktem turystycznym, to rola rynku jako miejskiego placu schodzi w nich na daleki plan i jego kształt powinien być raczej podporządkowany funkcji całej przestrzeni zabudowy staromiejskiej. W małych miastach, gdzie rynek wciąż jest jedynym centralnym punktem, a średniowiecznej zabudowy raczej w ogóle nie ma, powinno być na odwrót.
No to mamy wojnę kulturową }:] Dla mnie miejskie rynki są wielkim skarbem środkowej Europy, specyficznym dla tej części świata, i gotów jestem zwalczać wszelkimi sposobami tych, którzy chcieliby je pozamieniać w trawniki. Na szczęście spór jest teoretyczny, bo tych rynków-trawników w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców nie ma wiele.
Er - oczywiście, że na rewitalizacji ktoś zarabia, ale na wycinkach, nasadzeniach i wtórnych nasadzeniach także. Zresztą kiedyś już o tym dyskutowaliśmy.
Fontanna sama w sobie jest świetną rzeczą, a że buduje się dziś wiele chłamu, to inna sprawa.
Nie uważam, by argument z psich kup był demagogią. Gdy się coś projektuje, trzeba się zastanowić, jak to będzie się sprawdzało w praktyce.
Alojzy: nie rozumiem podziału na duże miasta z turystyczną starówką i małe miasta bez turystyki. W polskich warunkach nigdzie nie jest tak, by turystyka była jedynym punktem odniesienia, może z wyjątkiem Kazimierza Dolnego - bardzo małego miasta. Macie przykład Krakowa - miasta bardzo turystycznego i zarazem takiego, w którym staromiejski rynek nadal jest centrum. We Wrocławiu podobnie.
"W małych miastach, gdzie rynek wciąż jest jedynym centralnym punktem, a średniowiecznej zabudowy raczej w ogóle nie ma, powinno być na odwrót". - nie rozumiem Cię, tzn. tam, gdzie rynek jest centrum, w centrum nie powinno być rynku, tylko skwer?
Pusty spłacheć eksponuje architekturę. Może w Bodzentynie nie ma wiele do eksponowania, z wyjątkiem kościoła, ale i tak zdecydowanie najbardziej podoba mi się wersja po rewitalizacji, nawet jeśli np. latarnie są badziewne. Drzewa tam są, tylko muszą podrosnąć. Zresztą na zdjęciu z linku 1 widzę 0 ludzi, z linku 2 - 0 ludzi, z linku 3 naliczyłem 6 osób, czyli rewitalizacja działa ;)
"Pośrodku takich odnowionych rynków i tak hula tylko wiatr, bo stoliki jeśli są (a to wcale nie jest zasada w małych miastach; często nie miałby kto do nich chodzić i „rewitalizacja” niczego nie ratuje), to przy lokalach, a więc na brzegu placu, ludzie zaś pusty spłacheć wyłożony granitowymi płytami przecinają tylko szybkim krokiem" - nieprawda, warszawkocentryzm. Pojeźdź po małych i średnich miastach, niekoniecznie na Mazowszu.
Ciekawym przykładem jest Bielsko. Kilkanaście lat temu rynek był potwornie zaniedbany i martwy. Zaczęto go dość nieudacznie rewitalizować: wymieniono nawierzchnię, postawiono bardzo złą fontannę, a gdy jedna z zabytkowych kamieniczek się zawaliła, zaczęto ich stopniową renowację. W rezultacie tych działań, dalekich od ideału, ale systematycznych, dziś rynek jest jedynym punktem miasta,który opiera się spustoszeniu powodowanemu przez galerie handlowe. Gdy inne ulice i place martwieją i pustoszeją, rynek, a wraz z nim sąsiednie ulice, jest coraz żywszy i ciekawszy.
rozmawiamy jak gęś z prosięciem, bo chodzi o rynki tego typu: http://goo.gl/maps/pYkhr z których też da się zrobić koszmar typu http://goo.gl/maps/MQHH8 a nie o takich; http://goo.gl/maps/1I7kA Alojzy zdaje się to rozumieć ;-) nie każdy wyprowadza psa na trawę - przejdź się Lwowską.
Punktem wyjścia były Ruda Śląska - 142 tys. mieszkańców (choć trzeba uwzględnić dziwność administracyjną miast w GOP powstałych z połączenia wielu mniejszych miejscowości) i Włocławek - 115 tys. mieszkańców, czyli zdecydowanie bliżej skali Torunia (204 tys.) czy Lublina (343 tys.) niż Wyśmierzyc (906 osób). Zatem rzeczywiście możemy się nie rozumieć, ale to nie ja zmieniłem temat.
Rynku w Ciechanowie nie uważam za koszmar, poza tym że architektonicznie jest najbrzydszy z wszystkich dotąd wymienionych. Błędem jest na nim odgrodzenie centralnej płyty jezdniami od otaczających ją domów. Gdyby te jezdnie polikwidować, rynek zacząłby lepiej funkcjonować.
W tej Rudzie, to nie ma żadnej zieleni, tylko betonowa pustynia... ;-)
OdpowiedzUsuńO kuuuu... ludzie ludziom zgotowali ten los... o ja pierd***, a mówię to jako nienawistnik zieleniowy.
OdpowiedzUsuńTragedia! Co na to mieszkańcy tego bloku?
OdpowiedzUsuńHm... Moje wrażenia nie są takie złe, może na zdjęciach to wygląda straszniej niż w rzeczywistości. Ten plac jest raczej sympatyczny, są fontanny, ławki, siedzą ludzie. Brak zieleni mi nie przeszkadza, uważam, że miejski rynek powinien być raczej kamienny niż trawiasty. A blok - jak na blok, też nie jest najgorszy, bo trzyma pierzeję i ma użytkowy parter, tak że raczej nie rozwala miasta, przy tym zachowuje monumentalną skalę placu, ukształtowaną przez kościół. Szkoda tylko, że go wypacykowano w kamieniczki...
OdpowiedzUsuńPolecam wszystkim przyjrzenie się w street view temu placowi - pl. Jana Pawła II w Rudzie Śl. - i jego czterem stronom, fascynujące miejsce.
To najzajebistszy w swojej dziwaczności rynek jaki widziałam w Polsce. Fantastyczny kościół, dwie pierzeje porządnych kamienic, plac użytkowo bardzo przyjemny (rośliności akurat tyle ile potrzeba), pośrodku fontanna żeby dwulatkowie też coś mieli z życia - i nagle trrrach - ten kuriozalny blok.
OdpowiedzUsuńAle już lepiej że postawili blok niż gdyby mieli - w tym samym celu uzyskania równowagi - skrócić kościół o wieżę.
Najzajebistszy... Chyba zacznę moderować komentarze...
UsuńWłaściwie jedna pierzeja kamienic, bo po drugiej stronie jest, o ile pamiętam, dość toporny modernistyczny urząd miasta i wspaniała plebania, zaprojektowana łącznie z kościołem.
To teraz musiałbyś wymoderować i swój :-)
UsuńA jeśli ten modernistyczny budynek trzyma pierzeję, oferuje usługi na parterze, to może to jednak powojenna kamienica*?
* i wcale nie dlatego, że podczas styropianizacji pomalowano go w "wąskie średniowieczne fasady"
Należałoby ustalić, czy jest murowany, czy z prefabrykatów. Jeśli murowany, to oczywiście jest to kamienica ;) Ale stawiam, że jest z prefabrykatów.
UsuńMoże kompromisowo - rama H?
UsuńZdecydowanie dodaję do swojej listy miejsc do odwiedzenia. Zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńKościół obleśny, ale blok niczego sobie.
OdpowiedzUsuńDość dziwaczny pomysł na zamknięcie placu blokiem, i ten beton. Dobrze, że czynnik ludzki na zdjęciu ociepla wizerunek;)
OdpowiedzUsuńgdzie są pieniądze, tam są inwestycje.
OdpowiedzUsuńhttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16391536,Zielony_rynek_przerobiony_na__kamienna_pustynie__.html
OdpowiedzUsuńTo samo mi się skojarzyło jak zobaczyłam te zdjęcia...
UsuńDo tego piłem, pisząc, że wolę na rynku kamień niż trawę, też to rano czytałem. Nigdy nie byłem we Włocławku, nie licząc pośrednictwa I am I'a, ale ogólnie biorąc, rynek to ma być rynek, nie trawnik.
Usuńnie zgadzam się totalnie, o ile nie mówimy o rynku w mieście typu Warszawa, Toruń etc.
Usuńtylo o małych miasteczkach, gdzie przez lata PRLu obrócono "rynki" w skwery.
kiedyś, gdy na rynkach był po prostu rynek, czyli targ - OK.
ale przykład z Twego zdjęcia ssie. te trzy drzewka w doniczkach.
był też kiedyś artykuł chyba w Polityce, jak to unijne pieniądze spowodowały golenie zadrzewionych (niezgodnie z formą oryginalną) rynków, zalewanie ich kostką bauma i walenie obowiązkowej fontanny.
a to wszystko jest po prostu szkodliwe dla jakości życia i miejskiego ekosystemu.
proszę, oto "rewitalizacja":
1) http://www.odleglosci.pl/galeria-046307/Sw-Florian-na-Gornym-Rynku.jpg
2) http://goo.gl/maps/KvK6P
3) http://1.bp.blogspot.com/-i-hJTBxasGI/UjXMJEFW_vI/AAAAAAAACrA/UzKU4IbZBSg/s1600/DSCF7233.JPG
oczywiście, możesz powiedzieć "jak ktoś chce drzew, niech jedzie do lasu".
Nie zgadzam się totalnie, o ile nie mówimy o rynku w malutkich miasteczkach typu Sarnaki. Ale punktem wyjścia był Włocławek, który nie jest malutkim miasteczkiem, Ruda Śl. też nie. Na dobrze wybrukowanym, równym, zadbanym rynku jest przyjemne miejskie życie - miejski ekosystem, jeśli wolisz: kawiarnie, stoliki. Dokładnie tak samo w Warszawie i Toruniu jak w Kaliszu, Lesznie, Skoczowie, Bielsku-Białej, Cieszynie, Jarosławiu, Przemyślu, Miliczu, Swidnicy, Przasnyszu... wymieniłem pierwszych 10 średnich i małych miast, które mi przyszły do głowy spośród tych, w których w ostatnich latach siedziałem na rynku i piłem kawę z poczuciem przyjemności istnienia. Trawnik to w tym przypadku - miejskiego rynku - martwota, niefunkcjonalność, panowie popijający coś ukradkiem na ławeczce w cieniu drzew i wątpliwa uroda psich kup oraz wydeptanej trawy, czyli dokładnie to, co masz np. w rzeczonych Sarnakach (które na coś więcej są zapewne za małe).
UsuńW czym "miasto typu Warszawa" miałoby tu być innym przypadkiem niż miasto typu, załóżmy, Jarosław? Przecież w tym drugim, tak jak w większości niewielkich miast, rynek o wiele bardziej jest dziś nadal centrum niż w Warszawie.
We Włocławku, jak pisałem, nie byłem. A z zalinkowanych zdjęć najbardziej mi się podoba wersja 3). Jak ktoś chce drzew, niech je ma wszędzie z wyjątkiem miejsc, w których uniemożliwiają one właściwe funkcjonowanie stworzonej po coś przestrzeni.
wersja 3?! kurwa, no to się nie dogadamy nigdy ;-)
Usuńja nie jestem za trawnikiem z psią kupą, a jeśli mi to powyżej przypisujesz, znów przemawia przec Ciebie demagogia. ja jestem za przestrzenią przyjazną ludziom i ogólnie pojętej przyrodzie (mikroklimat miasta). a przeciwko barbarzyństwu jak z przykładu bolimowskiego: goleniu do zera, wykostkowywaniu (nawet niekoniecznie kostką Downa) itp. atrakcjom.
zieleń na rynku - tak niezgodna z historycznym stanem - nie wyklucza popijania obok kawki.
rynek we Włocławku nie jest sercem miasta, bo leży na obrzeżu jego centrum, miał charakter właśnie skweru.
a wiadomo, że w bardzo wielu miejscach renowacje pod pozorem powrotu do "funkcjonalności" urządzono właśnie, gdyż jest rzesza zainteresowanych, ale zarobkiem.
fontanny!
żeby już nie ciągnąć tej jałowej dyskusji, dam przykład placu Grzybowskiego, który - po renowacji (z tym, że tam drzew nie ubyło na szczęście) - podoba mi się bardziej, niż trawnik, który tam był wcześniej, ale jednocześnie podoba mi się mniej niż "dotleniacz", który zainstalowano tam (mniejsza z tym, że jako "instalację" artystyczną) przed renowacją.
dotleniacz ożywił to miejsce w dużo bardziej naturalny, czy spontaniczny sposób, niż wysmakowana, wystudiowana ale trochę oderwana od rzeczywistości i zdrowego rozsądku renowacja.
we wszystkim dobrze jest znajdować złoty środek.
a panowie popiają, jak popijali, tylko że na kamiennej patelni.
Można ograniczyć ruch kołowy, wymienić nawierzchnię chodników i meble miejskie oraz uporządkować zieleń, a cywilizacja oraz kawiarniana przyjemność istnienia uzyska takie same szanse na wejście, jak przy całkowitym opróżnieniu. Nie trzeba do tego wycinać jakichkolwiek drzew (ba, można posadzić ich nawet więcej, żeby rzeczoną kawę można było wypić w przyjemnym cieniu), ani tym bardziej zapełniać brukiem każdego metra kwadratowego. Pośrodku takich odnowionych rynków i tak hula tylko wiatr, bo stoliki jeśli są (a to wcale nie jest zasada w małych miastach; często nie miałby kto do nich chodzić i „rewitalizacja” niczego nie ratuje), to przy lokalach, a więc na brzegu placu, ludzie zaś pusty spłacheć wyłożony granitowymi płytami przecinają tylko szybkim krokiem.
UsuńOczywiście, to także kwestia gustu. Z dwu niefunkcjonalnych i wcale nie tworzących miasta skrajności, ja wybieram nietknięte rewitalizacją skwero-parczki z panami na ławkach, a nie fontannę z szybą pośrodku hektara granitu, ze względu na autentyzm. Choć oczywiście wolałbym żeby ktoś o nie sensownie zadbał, nie doprowadzając do drugiej skrajności.
Inna rzecz to kwestia rynków wewnątrz zespołów starej zabudowy. Wydaje mi się że przykłady Warszawy i Torunia faktycznie są dość dobre (zostawiając kompletnie na boku kwestię autentyczności; czy mury mają faktycznie średniowieczny rodowód, czy są dobrym preparatem konserwatorskim, sprawa wygląda podobnie), bo jeśli mówimy o dużych miastach, dla których starówka jest głównie punktem turystycznym, to rola rynku jako miejskiego placu schodzi w nich na daleki plan i jego kształt powinien być raczej podporządkowany funkcji całej przestrzeni zabudowy staromiejskiej. W małych miastach, gdzie rynek wciąż jest jedynym centralnym punktem, a średniowiecznej zabudowy raczej w ogóle nie ma, powinno być na odwrót.
Alojzy, masz u mnie piwsko,. czy co tam innego lubisz wychylić.
UsuńNo to mamy wojnę kulturową }:] Dla mnie miejskie rynki są wielkim skarbem środkowej Europy, specyficznym dla tej części świata, i gotów jestem zwalczać wszelkimi sposobami tych, którzy chcieliby je pozamieniać w trawniki. Na szczęście spór jest teoretyczny, bo tych rynków-trawników w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców nie ma wiele.
UsuńEr - oczywiście, że na rewitalizacji ktoś zarabia, ale na wycinkach, nasadzeniach i wtórnych nasadzeniach także. Zresztą kiedyś już o tym dyskutowaliśmy.
Fontanna sama w sobie jest świetną rzeczą, a że buduje się dziś wiele chłamu, to inna sprawa.
Nie uważam, by argument z psich kup był demagogią. Gdy się coś projektuje, trzeba się zastanowić, jak to będzie się sprawdzało w praktyce.
Alojzy: nie rozumiem podziału na duże miasta z turystyczną starówką i małe miasta bez turystyki. W polskich warunkach nigdzie nie jest tak, by turystyka była jedynym punktem odniesienia, może z wyjątkiem Kazimierza Dolnego - bardzo małego miasta. Macie przykład Krakowa - miasta bardzo turystycznego i zarazem takiego, w którym staromiejski rynek nadal jest centrum. We Wrocławiu podobnie.
"W małych miastach, gdzie rynek wciąż jest jedynym centralnym punktem, a średniowiecznej zabudowy raczej w ogóle nie ma, powinno być na odwrót". - nie rozumiem Cię, tzn. tam, gdzie rynek jest centrum, w centrum nie powinno być rynku, tylko skwer?
Pusty spłacheć eksponuje architekturę. Może w Bodzentynie nie ma wiele do eksponowania, z wyjątkiem kościoła, ale i tak zdecydowanie najbardziej podoba mi się wersja po rewitalizacji, nawet jeśli np. latarnie są badziewne. Drzewa tam są, tylko muszą podrosnąć. Zresztą na zdjęciu z linku 1 widzę 0 ludzi, z linku 2 - 0 ludzi, z linku 3 naliczyłem 6 osób, czyli rewitalizacja działa ;)
"Pośrodku takich odnowionych rynków i tak hula tylko wiatr, bo stoliki jeśli są (a to wcale nie jest zasada w małych miastach; często nie miałby kto do nich chodzić i „rewitalizacja” niczego nie ratuje), to przy lokalach, a więc na brzegu placu, ludzie zaś pusty spłacheć wyłożony granitowymi płytami przecinają tylko szybkim krokiem" - nieprawda, warszawkocentryzm. Pojeźdź po małych i średnich miastach, niekoniecznie na Mazowszu.
Ciekawym przykładem jest Bielsko. Kilkanaście lat temu rynek był potwornie zaniedbany i martwy. Zaczęto go dość nieudacznie rewitalizować: wymieniono nawierzchnię, postawiono bardzo złą fontannę, a gdy jedna z zabytkowych kamieniczek się zawaliła, zaczęto ich stopniową renowację. W rezultacie tych działań, dalekich od ideału, ale systematycznych, dziś rynek jest jedynym punktem miasta,który opiera się spustoszeniu powodowanemu przez galerie handlowe. Gdy inne ulice i place martwieją i pustoszeją, rynek, a wraz z nim sąsiednie ulice, jest coraz żywszy i ciekawszy.
pies oderżnie się i na bruku.
UsuńO ile będzie tam wyprowadzony. Wyprowadza się psy tam, gdzie mają kawałek trawy. Jedenaście lat praktykowałem.
Usuńrozmawiamy jak gęś z prosięciem, bo chodzi o rynki tego typu:
Usuńhttp://goo.gl/maps/pYkhr
z których też da się zrobić koszmar typu
http://goo.gl/maps/MQHH8
a nie o takich;
http://goo.gl/maps/1I7kA
Alojzy zdaje się to rozumieć ;-)
nie każdy wyprowadza psa na trawę - przejdź się Lwowską.
Punktem wyjścia były Ruda Śląska - 142 tys. mieszkańców (choć trzeba uwzględnić dziwność administracyjną miast w GOP powstałych z połączenia wielu mniejszych miejscowości) i Włocławek - 115 tys. mieszkańców, czyli zdecydowanie bliżej skali Torunia (204 tys.) czy Lublina (343 tys.) niż Wyśmierzyc (906 osób). Zatem rzeczywiście możemy się nie rozumieć, ale to nie ja zmieniłem temat.
UsuńRynku w Ciechanowie nie uważam za koszmar, poza tym że architektonicznie jest najbrzydszy z wszystkich dotąd wymienionych. Błędem jest na nim odgrodzenie centralnej płyty jezdniami od otaczających ją domów. Gdyby te jezdnie polikwidować, rynek zacząłby lepiej funkcjonować.
i tak nie masz racji.
Usuń