Do Orvieto pojechałem dzięki Zbigniewowi Herbertowi. Staram się tu unikać wątków przesadnie pięknoduchowskich, nie pisać o Giottach ani della Francescach, nie stąpać śladami Rilkego, Miłosza ani Agnieszki Osieckiej, ale raz na parędziesiąt postów mogę oddać sprawiedliwość pisarzowi, dzięki któremu czegoś się dowiedziałem. Barbarzyńcę w ogrodzie czytałem w liceum, czyli bardzo dawno, książka ta napisana jest jednak na tyle sugestywnie, że między innymi rozdział o Orvieto kołatał mi się jeszcze w pamięci. Chcąc więc na koniec pobytu we Włoszech spędzić kilka dni gdzieś poza częścią tego kraju zwaną Mezzogiorno – dla niektórych będącą w istocie krajem osobnym – a zarazem w miejscu nieodległym od Rzymu, żeby łatwo było dotrzeć na powrotny samolot – pomyślałem o Orvieto.
Przeczytany po latach i po powrocie rozdział z Barbarzyńcy w ogrodzie podobnego wrażenia już na mnie nie zrobił, a nawet, prawdę mówiąc, trochę mnie rozczarował – może dlatego, że sugestywność opisu uznałem tym razem za przesadną. Ale skoro tam pojechałem i zobaczyłem, co jest do zobaczenia, książka w moim przypadku spełniła swoje zadanie. Zresztą w literaturze polskiej oraz dostępnej po polsku jest więcej Orvieto; niedaleko szukając, bo tylko na własnych półkach, znalazłem po powrocie jeszcze trzy inne teksty. O dwóch nie mam nic do powiedzenia, jeden natomiast – Drugie przyjście Herlinga-Grudzińskiego – mocno mnie zdenerwował mieszaniną banału, kłamstwa i egzaltacji – chętnie bym o nim coś napisał, ale nie chcę powracać do chybionego pomysłu bloga z wrażeniami z lektur. Czy ktoś ciekaw? Ale mam jeszcze kilka zdjęć z Orvieto, więc może to pewnego dnia połączę: tamtejsze pocztówki i czytelniczy jad.
Wesołych Świąt! W najbliższym tygodniu za wiele się dzieje, by jeszcze zawracać Państwu głowę kolejnymi postami.
Przeczytany po latach i po powrocie rozdział z Barbarzyńcy w ogrodzie podobnego wrażenia już na mnie nie zrobił, a nawet, prawdę mówiąc, trochę mnie rozczarował – może dlatego, że sugestywność opisu uznałem tym razem za przesadną. Ale skoro tam pojechałem i zobaczyłem, co jest do zobaczenia, książka w moim przypadku spełniła swoje zadanie. Zresztą w literaturze polskiej oraz dostępnej po polsku jest więcej Orvieto; niedaleko szukając, bo tylko na własnych półkach, znalazłem po powrocie jeszcze trzy inne teksty. O dwóch nie mam nic do powiedzenia, jeden natomiast – Drugie przyjście Herlinga-Grudzińskiego – mocno mnie zdenerwował mieszaniną banału, kłamstwa i egzaltacji – chętnie bym o nim coś napisał, ale nie chcę powracać do chybionego pomysłu bloga z wrażeniami z lektur. Czy ktoś ciekaw? Ale mam jeszcze kilka zdjęć z Orvieto, więc może to pewnego dnia połączę: tamtejsze pocztówki i czytelniczy jad.
Wesołych Świąt! W najbliższym tygodniu za wiele się dzieje, by jeszcze zawracać Państwu głowę kolejnymi postami.
ha, mówiłem: drugi Herbert nam rośnie. pisz, jeśli masz czas i w en ę, ja chętnie poczytam ;-)
OdpowiedzUsuńciekawe wszak, co tak nieszczęsny Herling załgał.
i na obrazki też z przyjemnością zerknę, bo Twoja katedra wygląda na nich... jak z obrazka.
zwłaszcza w takim niskim, mglistym, umbrie w tomacie słońcu.
Może Herlinga-Grudzińskiego oszukali w kantorze, albo przypalili mu pizzę, to ich obsmarował w swym tekście?
UsuńJak to jest, że te elementy kamienne, jak i mozaiki, tak świetnie wyglądają po tylu latach? Świeżo po konserwacji? Lepsze wykonanie (ale chyba polskie wykonanie w czasach średniowiecza nie odbiegało od zachodniego)? Przyjaźniejszy klimat?
@ H Piotr: katedra przeszła kompleksową konserwację już w XIX wieku i teraz przechodzi ją na bieżąco, wiele, jeśli nie większość elementów z fasady to wierne kopie, oryginały nie tylko rzeźb, ale niekiedy całych kolumn są przechowywane w muzeum tuż obok. To sytuacja całkiem normalna u gotyckich katedr.
UsuńPolskie wykonanie w czasach średniowiecza ma niewiele wspólnego z zachodnio- i południowo-zachodnim ze względu na różnicę materiału - w Polsce właściwie nie ma gotyckich kościołów kamiennych. Ja znam jeden - w Strzegomiu, czyli takiej nie całkiem Polsce, plus romańsko-gotyckie kościoły pocysterskie w Sulejowie, Wąchocku i Opatowie. A co do odbiegania - myślę, że jednak odbiegało.
@ Er: Herling do historii o cudzie z Bolseny dopisał z dupy wzięty wątek w typie palenia czarownic i dodatkowo portret papieża - zblazowanego niedowiarka, dzięki czemu całość jest należycie antykościelna, malownicza, mroczna, ateistyczna, patetyczna i apokryficzna. A na obrazkowość katedry nic nie poradzę. To już nie południowe Włochy, więc nawet nie ma jak jej wziąć w kadr ze śmieciami i graffiti.
"w Polsce właściwie nie ma gotyckich kościołów kamiennych"
UsuńZnam taki jeden przycupnięty na pagórku na skraju miasta: http://goo.gl/maps/C9Xyu ;-)
Słusznie, zapomniałem. Ale ten jest nieco patchworkowy, a reszta gotyku w okolicy raczej ceglana?
UsuńJeszcze jest - przypomniałem sobie - katedra w Świdnicy (tzn. aktualnie katedra, od 1992), też ceglano - kamienna, ale front cały kamienny.
UsuńCeglany i kamienny gotyk to ja bardzo bardzo! A to wszystko co zasłania katedrę - bum ;-)
OdpowiedzUsuńBa. A jeśli to też ceglany i kamienny gotyk?
UsuńCudo katedra, a zbliżenie detaliczne wprost przecudo:)
OdpowiedzUsuńTakie tam :)
Usuń51 year old Analyst Programmer Murry Rowbrey, hailing from Maple enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Orienteering. Took a trip to Boyana Church and drives a E-Class. odwiedz strone
OdpowiedzUsuń