Przystępuję teraz do hołdu. Wchodzę na pierwszy stopień, drżę; zawadzam butem o drugi stopień, ale trzymam równowagę; uff, stopień trzeci; onieśmielony przemawiam: Do blogów długo nie mogłem się przekonać, zdawało mi się, że to forma z zasady bliska dziennikowi intymnemu, ciekawszemu czy mniej ciekawemu zgodnie z osobowością autora. Zniechęcała mnie też niby-publiczność tych publikacji, jawnych, ale mało widocznych, znanych tylko we wtajemniczonym gronie. W lutym tego roku trafiłem jednak przypadkiem - przez gógla, czyli w najwłaściwszy sposób - na blog Wczoraj i Dziś, który mnie całkowicie przekonał. W rezultacie sam wystartowałem.
Za największą zaletę bloga Wczoraj i Dziś, obok ogromu zgromadzonego materiału, uważam jego rygorystyczną formułę. Sam na taki rygoryzm nie mam pomysłu. Po formułę "wczoraj i dziś" chciałbym niekiedy sięgać. Panie Marcinie - konkurować z Panem nie mam żadnych szans. Ale szczęściem niezbyt często przeprawia się Pan przez Wisłę.
Wracam do Targowej 14. Widok z rogu, który w roku 1915 był rogiem Wołowej i Sokolej, teraz jednak ten kawałek asfaltu nazywa się Zamoyskiego (a do dawnego biegu tej ulicy jest poprzeczny):
Zdjęcie z 1915 roku jest bardzo znane, przedstawia rosyjskich żołnierzy wycofujących się z Warszawy przed Niemcami. Jeśli ktoś patrząc na tę scenę, odczuwał radość - o emocjach kobiet na zdjęciu trudno coś pewnego powiedzieć - to ironiczną pointą tej radości jest pomnik stojący dziś na drugim końcu Targowej. Czy któryś z tych Rosjan mógł tu powrócić trzydzieści lat później? Mało prawdopodobne. Nie jestem jednak pewien, czy w roku 1915 warszawiacy więcej się cieszyli, czy obawiali, co dalej. Mój rodzony pradziadek, właściciel magazynu bławatnego na Pradze, w dniach ze zdjęcia spakował cały swój magazyn do wagonu i wywiózł do Petersburga, uznając widocznie, że lepszy zaborca na wskroś znany niż nieznane niemieckie żołdactwo. Wrócił po czterech latach bez towaru - tyle wiem o tej historii.
W najbliższych dniach kolejne dwa dodatki.
Ło matko, nie panujmy se, dobra! Wisła nie dzieli, lecz łączy :)
OdpowiedzUsuńObrazek bardzo fajny - pierwszy raz go widzę, i czekam na ciąg dalszy.
Popracuję nad etykietą. Nigdy nie byłem w tym najlepszy.
Usuńze znanych mi relacji wnoszę, że warszawiacy bardziej się cieszyli niż martwili.
OdpowiedzUsuńw końcu znikał z pola widzenia może nie okrutny, ale uprzykrzony zaborca, którego trudno byłoby się inaczej pozbyć (bo przecież pokolenia próbowały, a również i potem).
choć ewakuacje, jak opisana wyżej, nie były rzadkością.
do Marcina lepiej mówić "na pan", bo to wyjątkowo sędziwy bloger.
Tak, jestem bardzo stary, tak stary że nie pamiętam, co było wczoraj a co jest dziś. Dziękuję za miłe słowa. Na prawą stronę zapuszczam się raz na czas jakiś (z raz na tydzień), ale nie zawsze z aparatem. Poza tym mam narzucone przez siebie jeszcze pewne widzimisie np takie, że nie biorę zdjęć archiwalnych z netu, tylko z samodzielnie zdobytych książek i gazet. Bo mam wtedy większą frajdę a o to chodzi. No i z prawą stroną nic mnie nie łączy - cała moja rodzina pochodzi z lewego brzegu a na Bródnowskim leżą tylko jedni pradziadkowie, nawet nie wiem w którym miejscu.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w blożeniu.
Raz na tydzień - znam urodzonych warszawiaków, którzy mieszkają w tym mieście z grubsza pół wieku i nie wiedzą, gdzie jest Ząbkowska.
OdpowiedzUsuńCo do źródeł zdjęć - zauważyłem Twoją rzetelność co do źródeł. Ale w necie są rzeczy, które gdzie indziej trudno znaleźć. Np. mam chyba większość wydanych książek o Saskiej Kępie (fakt, że nie wertowałem pod tym kątem czasopism) i najciekawsze zdjęcia są nie w nich, a w necie - wypływają z NAC albo nawet z prywatnych archiwów. Cieszę się z Twego komentarza, dzięki.