W trzeciej części spaceru ulicą Mickiewicza tekstu mniej, zdjęć natomiast sporo – o jedno więcej niż w części pierwszej.
Naprzeciwko Sądu Rejonowego, czyli dawnego budynku gminy żydowskiej, na którym zakończyłem część drugą, stoi kolejna taka sobie kamienica, z satyrem nad wejściem i wykuszem w narożniku:
(Na zdjęciu wygląda to może jak balkon, ale to wykusz).
Następny budynek po tej samej stronie to kamienica czy też pałac Karola (Carla, Karla) Korna:
(Na zdjęciu wygląda to może jak balkon, ale to wykusz).
Następny budynek po tej samej stronie to kamienica czy też pałac Karola (Carla, Karla) Korna:
Karol Korn (1852–1906) – to nazwisko i ta nazwa już się pojawiały we wcześniejszych postach – był to wadowiczanin (co usprawiedliwia formę imienia „Karol”, noszonego przez większość znanych wadowiczan), Żyd, architekt i przedsiębiorca budowlany, którego firma zbudowała – nie ma w tym twierdzeniu przesady – pół Bielska z przełomu XIX/XX wieku, w tym synagogi w Bielsku i w Białej, reprezentacyjny Hotel President i większość kamienic przy 3 Maja, opisywany tu budynek gminy żydowskiej, dworzec kolejowy, a nawet niemieckie* schronisko na Szyndzielni (oraz poza Bielskiem m.in. wiele zburzonych synagog i ocalałych kościołów w zachodniej Małopolsce, walcownię w Dziedzicach, warzelnię w Żywcu, kilka dworców kolejowych na Śląsku Cieszyńskim, po obu stronach dzisiejszej granicy, i krakowski Hotel Royal u podnóża Wawelu). Korn wykształcił się kolejno w Opawie (szkoła średnia), Karlsruhe (politechnika) i Wiedniu (uniwersytet), zaliczył krótki epizod jako asystent na politechnice w Brnie, po czym osiadł w Bielsku, gdzie stworzył niebywale prosperująca firmę (oprócz samego przedsiębiorstwa budowlanego był też właścicielem cegielni, tartaku w Czechowicach i kamieniołomu w Straconce, dziś dzielnicy BB). W pierwszym poście o ulicy Mickiewicza pisałem już o trudnościach terminologicznych czy powątpiewaniu, jakie budzi we mnie w odniesieniu do Korna i jego ówczesnych bielskich kolegów po fachu wymienność pojęć „architekt” i „przedsiębiorca budowlany”. Korn niewątpliwie sam coś projektował, ale też niewątpliwie realizował cudze projekty jako wykonawca; ponadto firma pod nazwą Karol Korn (Carl Korn Baugesellschaft), prowadzona przez jego synów, działała w Bielsku aż do II wojny, czyli długo po jego śmierci, czasem zdarza się więc czytać jako o projekcie Korna o budynku, z którym on sam nie mógł mieć do czynienia. (Zasięg działania firmy był duży – na cytowanej już stronie znalazłem dwóch architektów: 1, 2, którzy w latach 20. byli jej przedstawicielami w Wiedniu). W każdym razie kto interesuje się Bielskiem sprzed stu lat, bezustannie napotyka tę nazwę i to nazwisko.
* W owych czasach schroniska turystyczne były budowane przez „narodowe” – głównie niemieckie, ale też węgierskie, polskie, a nawet żydowskie – towarzystwa turystyczne, więc miały swoją narodową tożsamość.
Biogram ten można by przedłużyć o biogramy trzech synów Korna i kolejnych jego potomków, a to z przyczyny podanej już w poprzednim poście: w takich biogramach odbija się szalona historia XX wieku, której znajomość pozwala z kolei zrozumieć, a przynajmniej zracjonalizować szalony kształt otaczającego nas świata. Trudno jednak o dokładne dane; najobszerniejszy artykuł znaleziony w sieci linkuję, przepisując z niego tylko kilka wiadomości o jednym z synów, Feliksie. W 1939 roku uciekł on z żoną i dziećmi pod Lwów, do strefy sowieckiej; uchroniło go to przed Holocaustem, capnęli go tam jednak Sowieci i wywieźli do Kazachstanu, gdzie też (wraz z żoną) sczezł. Dwoje jego dzieci, syn i córka, wydostało się stamtąd z armią Berlinga, by w 1946 roku wrócić do Bielska; syn wyjechał następnie do Izraela, gdzie osiadł, córka natomiast została i jej potomkowie żyją w Bielsku do dziś.
Pałac Korna miasto, jak widać, remontuje od szczytów, które już wybielały, gdy reszta nadal się czerni. Wewnątrz zachowana jest część oryginalnego wystroju, polichromie, boazerie, tego jednak moje oczy nie widziały. Żeby budynku nie zbyć mimochodem, wpatrzyłem się w drzwi i lwy.
* W owych czasach schroniska turystyczne były budowane przez „narodowe” – głównie niemieckie, ale też węgierskie, polskie, a nawet żydowskie – towarzystwa turystyczne, więc miały swoją narodową tożsamość.
Biogram ten można by przedłużyć o biogramy trzech synów Korna i kolejnych jego potomków, a to z przyczyny podanej już w poprzednim poście: w takich biogramach odbija się szalona historia XX wieku, której znajomość pozwala z kolei zrozumieć, a przynajmniej zracjonalizować szalony kształt otaczającego nas świata. Trudno jednak o dokładne dane; najobszerniejszy artykuł znaleziony w sieci linkuję, przepisując z niego tylko kilka wiadomości o jednym z synów, Feliksie. W 1939 roku uciekł on z żoną i dziećmi pod Lwów, do strefy sowieckiej; uchroniło go to przed Holocaustem, capnęli go tam jednak Sowieci i wywieźli do Kazachstanu, gdzie też (wraz z żoną) sczezł. Dwoje jego dzieci, syn i córka, wydostało się stamtąd z armią Berlinga, by w 1946 roku wrócić do Bielska; syn wyjechał następnie do Izraela, gdzie osiadł, córka natomiast została i jej potomkowie żyją w Bielsku do dziś.
Pałac Korna miasto, jak widać, remontuje od szczytów, które już wybielały, gdy reszta nadal się czerni. Wewnątrz zachowana jest część oryginalnego wystroju, polichromie, boazerie, tego jednak moje oczy nie widziały. Żeby budynku nie zbyć mimochodem, wpatrzyłem się w drzwi i lwy.
(BKS to Stal Bielsko-Biała, klub piłkarski, z dwóch bielskich klubów dziś mniejszy, tułający się po B-klasach, lecz starszy i zdecydowanie popularniejszy na murach).
Minąwszy pałac, można zajrzeć w bramę. Coś tam jeszcze stoi na zapleczu:
Minąwszy pałac, można zajrzeć w bramę. Coś tam jeszcze stoi na zapleczu:
Schowany za pałacem budynek powstał w 1920 roku jako siedziba firmy
architektoniczno-budowlanej, którą pod nazwiskiem Korna prowadzili jego
synowie. W tym wypadku nie wyrzucam już sobie, że zdjęcia są słabe, bo jest tam po prostu wąsko – robiąc dwa zdjęcia poniżej, plecami opierałem się o mur posesji albo o tył pałacu.
Ten dom jest jednym z dwóch moich ulubionych przy ulicy Mickiewicza – drugi będzie w części czwartej. To ponownie wczesny modernizm, klasycyzujący, zakorzeniony w tradycji, lecz oczyszczający ją i sprowadzający do czystej geometrii, do linii, trójkątów i łuków – znów z wybitną rolą stolarki okiennej, czyli – na stracenie.
Ten dom jest jednym z dwóch moich ulubionych przy ulicy Mickiewicza – drugi będzie w części czwartej. To ponownie wczesny modernizm, klasycyzujący, zakorzeniony w tradycji, lecz oczyszczający ją i sprowadzający do czystej geometrii, do linii, trójkątów i łuków – znów z wybitną rolą stolarki okiennej, czyli – na stracenie.
...której boczna ściana w kontraście z częściowo drewnianymi tyłami istotnie wydaje się doklejoną dekoracją – nic tylko skuwać.
Jest to z kolei – zaprojektowana, a przynajmniej zbudowana przez Korna – willa Theodora Sixta, tajemniczego bielskiego milionera, Niemca, ewangelika z Wirtembergii, o którym nie wiadomo, na czym się dorobił ani czym się w ogóle zajmował (związane z nim zagadki do tego stopnia dają pożywkę wyobraźni, że kilka lat temu powstała o nim sztuka). Umierając bezdzietnie w roku 1897, Sixt zapisał cały swój majątek na cele charytatywne, a willę przekazał miastu (młodszej o dwadzieścia dziewięć lat żonie pozwolił tylko mieszkać w niej do czasu powtórnego zamążpójścia, co też – mieszkanie i zamążpójście – wykonała). Do wojny willa była rezydencją burmistrzów miasta Bielska; w Peerelu i jeszcze w latach 90. według wielokrotnie się powtarzających w internecie informacji „niszczała jako siedziba konserwatora zabytków”. W latach dwutysięcznych miasto wydzierżawiło ją lokalnej wyższej uczelni, Akademii Techniczno-Humanistycznej, na rektorat.
Przed willą stoi rzeźba.
Za willą zaś przycupnęła dawna wozownia.
Minąwszy willę, dochodzimy do clou całego spaceru. Nie chodzi mi tu bowiem – powtarzam – o szczególne piękno tego czy innego neorenesansowego czy neo-jakiegoś-tam zabyteczku; same z siebie domy te na ogół (z kilkoma wskazanymi wyjątkami) są mi obojętne. Chodzi mi piękny kształt miasta, który tworzą – wzięte razem – te kamienice, pałace i wille, osobno może nawet niepiękne. O kształt miasta z czasów, gdy istniały pewne ustalone, oczywiste wzorce tego, jak miasto powinno być kształtowane – oczywiste, a jednak na znacznych połaciach czasoprzestrzeni zupełnie nieobecne. Willa Sixta jest jednym z czterech elementów narożnika ulic Mickiewicza i Jarosława Dąbrowskiego (pierwotnie – Elisabethstrasse i Haasestrasse); pozostałe trzy elementy to trzy zwykłe kamienice pobudowane w trzydziestoleciu 1880–1910 dla jakichś bielskich fabrykantów (ich nazwiska: Huppert, Zipser, Kestel), zapewne przynajmniej w części przez firmę Korna.
No właśnie – narożnik.
NA – ROŻ – NIK.
Do zobaczenia w ostatniej części.
Przed willą stoi rzeźba.
Za willą zaś przycupnęła dawna wozownia.
Minąwszy willę, dochodzimy do clou całego spaceru. Nie chodzi mi tu bowiem – powtarzam – o szczególne piękno tego czy innego neorenesansowego czy neo-jakiegoś-tam zabyteczku; same z siebie domy te na ogół (z kilkoma wskazanymi wyjątkami) są mi obojętne. Chodzi mi piękny kształt miasta, który tworzą – wzięte razem – te kamienice, pałace i wille, osobno może nawet niepiękne. O kształt miasta z czasów, gdy istniały pewne ustalone, oczywiste wzorce tego, jak miasto powinno być kształtowane – oczywiste, a jednak na znacznych połaciach czasoprzestrzeni zupełnie nieobecne. Willa Sixta jest jednym z czterech elementów narożnika ulic Mickiewicza i Jarosława Dąbrowskiego (pierwotnie – Elisabethstrasse i Haasestrasse); pozostałe trzy elementy to trzy zwykłe kamienice pobudowane w trzydziestoleciu 1880–1910 dla jakichś bielskich fabrykantów (ich nazwiska: Huppert, Zipser, Kestel), zapewne przynajmniej w części przez firmę Korna.
No właśnie – narożnik.
NA – ROŻ – NIK.
Do zobaczenia w ostatniej części.
Chodzi mi piękny kształt miasta, który tworzą – wzięte razem – te kamienice, pałace i wille, osobno może nawet niepiękne. O kształt miasta z czasów, gdy istniały pewne ustalone, oczywiste wzorce tego, jak miasto powinno być kształtowane – oczywiste, a jednak na znacznych połaciach czasoprzestrzeni zupełnie nieobecne.
OdpowiedzUsuńDopóki były nieuświadomione, to obowiązywały. Gdy człek zdał sobie z nich sprawę, to jak to w naturze ludzkiej, zaczął w nich gmerać, poprawiać, ulepszać. Dziś chyba powrót do nich w dużej skali jest niemożliwy.
No nie wiem. Miasta od dość dawna kształtowano bardzo świadomie, a przełom XIX/XX wieku to chyba szczyt planowości i uświadomienia. Potem przyszedł blokowiskowy modernizm, który uznał, że wszystko, co było dotąd, jest złe i wszystko trzeba zrobić na odwrót, a jeszcze potem w polskim przypadku przyszło bezhołowie.
Usuńprofesor (podkreślam) Lech Kłosiewicz powiedział, że "modernizm oduczył architektów kształtowania narożników". i co? jajco. to tak a propos ostatniego fragmentu opowieści o miejskim mieście.
OdpowiedzUsuńz całości wybieram dla siebie zapuszczoną wozownię. pracownia Kornów też niczego sobie, ale jakby brakowało jej jakiegoś cokołu dla tej partii środkowej.
Przyznaję Ci wozownię w dożywotnie podziwianie.
UsuńO żesz! jak tam ładnie:)
OdpowiedzUsuńSię boję, czy nie za bardzo zareklamowałem.
UsuńNazjeżdża się tam teraz "warszawka" i będzie jak w Sopocie, Kazimierzu lub, o zgrozo, Zakopanem.
Usuń:)
Usuń"A teraz umyć mi to całe towarzystwo, ogolić i ubrać w porcięta". Mieszkałbym!
OdpowiedzUsuńMieszkania w BB są po 3 z kawałkiem za metr.
UsuńLubię "spadające" okienka w klatkach schodowych. A w ogóle to jakoś teraz - w Bielsku bylem raz, dawno temu i nie pamiętam wszystkiego - Twoje zdjęcia skojarzyły mi się z zabudową gdańskiego Wrzeszcza i Oliwy. Podobny klimat.
OdpowiedzUsuńPodobieństwo ogólnogermańskie.
UsuńAle w regionie, który opisuję, dość wyraźne są w architekturze różnice między częścią "popruską" a "poaustriacką".